Nie widziałyśmy się kilka lat, czasami tak bywa. Poprawka- widywałyśmy się przelotnie w rodzinnej miejscowości, w czasie świąt, długich weekendów czy wakacji. Ale co tam takie spotkanie, szybka kawa, parę zdań zamienionych w pośpiechu, bo każda z nas jedną nogą była z dawno niewidzianą rodziną, wśród bliskich, w domowym zamieszaniu. Ale to nic, bo podobno prawdziwej przyjaźni czas i odległość nie robi różnicy. Podobno.
Zaparłam się w tym roku i postanowiłam, że czas odświeżyć naszą relację i tak jak dawniej pobyć razem dłużej niż trwa wypicie kawy i zjedzenie ciastka. Sprawy nie ułatwiał fakt, że mieszkamy na dwóch rożnych końcach kraju – ja wyjechałam na studia i osiadłam setki kilometrów od domu, ty ruszyłaś za miłością w przeciwną stronę. Choć żadna z nas nie planowała opuszczenia rodzinnych stron, los miał wobec nas inne plany. Myślałaś, że kiedyś tak się stanie? Że będziemy mogły żyć bez codziennych spotkań, dzielenia się swoimi przemyśleniami i tajemnicami, ironicznych komentarzy dotyczących codzienności i żartów z gatunku czarnego humoru? A jednak to prawda, że człowiek do wszystkiego jest w stanie się przyzwyczaić.
Zakochałaś się całkiem niespodziewanie dla samej siebie i wszystkich, którzy cię znali. Ty, która zawsze mówiłaś, że miłość cię nie interesuje, że masz złe doświadczenia, że najpierw chcesz poznać świat i życie. Zakochałaś się w znanym od lat mężczyźnie, przyjacielu rodziny, starszym do ciebie o 15 lat. Przyznaję, że początkowo trudno było mi to zaakceptować – ty, młoda i piękna, wykształcona, z ambicjami i on – człowiek prosty, wyglądający co najmniej 10 lat starzej, żyjący prostym i nieskomplikowanym życiem. Nasi znajomi mówili początkowo, że to chwilowe zauroczenie, że nie potraw to długo. Po roku sami przestali w to wierzyć, po dwóch latach ty przestałaś się z nimi kontaktować. Bo ta miłość cię zmieniła, bardzo. Prawdę mówiąc, sama już nie wiem, kim jesteś.
Czekałam na nasze spotkanie z wielką niecierpliwością, ale też z wielkim strachem – jak to będzie po tylu latach znowu spędzić ze sobą całe dnie? Czy wystarczy nam tematów do rozmów? Czy istnieje jeszcze ta przyjacielska nić porozumienia, dzięki której rozmawiać można bez końca i bez skrępowania milczeć? Mimo wszystko cieszyłam się jak dziecko i odliczałam dni do urlopu, myśl o wizycie u ciebie była silniejsza od lęku i obaw.
Już podczas naszego powitania wyczułam, że moja radość znacznie przewyższa twoją. Byłaś taka grzeczna, spokojna i wyważona. Zrzuciłam to na karb minionego czasu, skrępowania spowodowanego długa rozłąką, onieśmielenia wywołanego osłabieniem naszych relacji. Po kilku dniach wiedziałam jednak, że to nie to, że jestem niejako intruzem w twoim życiu, a swoim przyjazdem zburzyłam ustalony rytm dnia. Dnia, który zawsze wyglądała niemal tak samo i który kręcił się wokół twojego partnera i waszej miłości.
Martwię się o ciebie, bo zawsze byłaś pełna ambicji i pasji, chciałaś więcej i dążyłaś do realizacji swoich celów. Prestiżowy uniwersytet, wymiany zagraniczne, staż w dobrej firmie – tak było kiedyś. Teraz twój świat to wspólne śniadanie, przygotowanie obiadu, popołudniowe zakupy i wspólne wieczory. Nie pracujesz, bo twierdzisz, że w okolicy nie ma nic odpowiedniego, bo godziny nie takie, bo w weekendy byście się mniej widywali, bo płaca za niska. Otwarcie przyznałaś też, że tak ci jest wygodnie, a On nie nalega, ma cię zawsze pod ręką. Zapytana o znajomych odpowiadasz, że On jest twoim znajomym. Zapytana o to, co robicie wieczorami, odpowiadasz, że oglądacie telewizję, wychodzicie tylko od święta. Dzieci? Może kiedyś, powiedziałaś, życie bez dzieci jest wygodniejsze.
Martwię się, bo z towarzyskiej, rozrywkowej dziewczyny zmieniłaś w odludka, przedwcześnie zgrzybiałą, pozbawioną energii i chęci kobietę. A przecież dopiero skończyłaś trzydziestkę, jesteś w najlepszym wieku, u szczytu swoich sił. A co jeśli On kiedyś odejdzie? Do innej kobiety, do innego życia, albo do innego świata? Jeśli zostaniesz sama, dni stracą swój rytm nieodwołalnie, zniknie centrum, wokół którego kręci się twoje życie? Co się stanie, gdy miłość nieco przyblaknie, namiętność się wypali, rutyna niepostrzeżenie wtargnie w wasz związek? Może nie mam racji, może wcale nie potrzeba do życia czegoś więcej, a jednak nie wyglądałaś na całkiem szczęśliwą. Wyblakłaś, stałaś się przezroczysta, inna, wygodna.
Jestem na ciebie zła. Z nas dwóch to zawsze ciebie uważałam za ładniejszą, inteligentniejszą, z większym potencjałem. Miałaś lepszy start, byłaś odważniejsza, bardziej przebojowa. Podświadomie zawsze czułam, że z naszego duetu to właśnie ty zajdziesz dalej, osiągniesz więcej, będziesz święcić tryumfy. Nie, nie przeszkadzało mi to, nie byłam zazdrosna – przeciwnie, cieszyłam się wizją twoich sukcesów i tym, że jestem częścią twojej osobistej ekipy wspierającej, mam swój udział w twoim życiu. Trzymałam kciuki, motywowałam, zachęcałam i podziwiałam. Tymczasem ty poświęciłaś się dla miłości, porzuciłaś wszystkich i wszystko. Myślę, że także i samą siebie.
Droga przyjaciółko, sama już nie wiem kim jesteś, miłość cię zmieniła…