Zadzwoniła do mnie przyjaciółka. Zdenerwowana, zapłakana. Wykrzyczała mi przez telefon, że on (mąż) ją kochał, tamtą Edytę, że na pewno wciąż do niej czuje. Że gdyby tylko miał taką okazję, to by do niej wrócił. Że co ona ma teraz zrobić, jak ma się w stosunku do niego zachować, skoro już wie. Zapytałam skąd wie i o co tak właściwie chodzi, bo niewiele z całej historii rozumiem. W życiu nie podejrzewałabym męża Kasi o zdradę. Ale kto wie?…
Wiecie co się wydarzyło? Przeczytała jego maile. Te sprzed siedmiu lat. Stary laptop zaczął szwankować, spytała czy może pożyczyć jego komputer. Oczywiście – powiedział. Nie zapomniał, że nie wylogował się z poczty. Po prostu jej ufa. A poza tym, nie ma nic do ukrycia. Ale Kasia, zamiast pracować, przeczytała wszystkie prywatne wiadomości męża do byłej sympatii. I innych znajomych też. Dlaczego? Co nią kierowało? Właściwie nie wiadomo. Może zazdrość, a może brak pewności siebie. Może ciekawość tego, co było kiedyś, przed nią?
O Edycie wiedziała niewiele. Że się kiedyś spotykali, potem przyjaźnili. Potem ta przyjaźń jakoś naturalnie się rozluźniła. Nie mówił o tamtej dziewczynie przesadnie dużo, ale też nigdy nie ukrywał jej istnienia. Składali sobie życzenia na urodziny. Kiedyś wspomniał, że byli gdzieś razem na weekend, potem, że na początku się w niej podkochiwał, ale potem rozdzielił ich brak czasu, praca… Pozostali w kontakcie mailowym i telefonicznym.
Potem poznał ją, Kasię. Zakochali się oboje, zamieszkali razem, pobrali. Są naprawdę szczęśliwi. To widać. Tej stabilizacji, domu potrzebowali oboje. Urządzili wspólnie mieszkanie, wzięli psa. Świetnie się rozumieją, nie są zaborczy. Przynajmniej Paweł nie jest. Jest dobrym, mądrym partnerem, który wspiera swoją ukochaną w trudnych momentach. Jest dla niej zawsze, kiedy ona go potrzebuje. Nie daje jej powodów do niepokoju,
I nagle ten mail. Nawet nie kilka maili, ale ten jeden. Jeden list miłosny, w którym dawno temu pisał, że chciałby ją bliżej poznać, że dobrze się przy niej czuje. I że ładnie jej w tej sukience. Że widzi jak ona się przy nim otwiera. I co to wszystko znaczy?!
W tym momencie przerwałam opowieść Kasi. Spytałam ją, czy zdaje sobie sprawę z tego, że ta relacja już dawno należy do przeszłości. Czy wie, że to z nią Paweł się ożenił, przy niej się zatrzymał. Czy pamięta, że oboje są ze sobą szczęśliwi, a ona ma za sobą kilka poprzednich związków…
Tak bardzo lubimy grzebać w historii naszych partnerów i partnerek. Tak bardzo chcemy wiedzieć, co dokładnie łączyło ich z innymi osobami. Czy byli bardziej zaangażowani w tamte związki? Czy żałują, że się skończyły? Zapominamy, że każdy z nas ma jakieś doświadczenia, bliższe relacje. I co z tego? Jak inaczej mielibyśmy nauczyć się miłości i związków?
Co tak naprawdę się liczy? To, co jest teraz. Szczęście, które razem przeżywamy. Porozumienie, które nas łączy. Świadomość, że to z nim/ z nią właśnie budujemy swoją codzienność i przyszłość. Świadomość, że czas mija, a nasze uczucie trwa, jest coraz silniejsze, ma coraz większą moc sprawczą. Że poszliśmy dalej, niż z kimkolwiek innym. Że to ma sens. Przeszłość jest zamkniętym etapem. To, co było może być ważne tylko z jednego powodu – doprowadziło nas tu, gdzie się obecnie znajdujemy.
Kasia wzięła głęboki oddech, pociągnęła kilka razy nosem. Myślę, że zrozumiała. A wy, rozumiecie co jest naprawdę ważne?