To był trudny czas w moim życiu. Ale czy „trudny” to dobre słowo, kiedy ktoś kogo kochasz, porzuca cię, odchodzi, wyrzuca jak zużyty przedmiot, który do niczego się nie nadaje.
Myślisz: „nie jestem zdolna do kochania”, „nie zasługuję na miłość”. Winę widzisz w sobie, bo on przecież był idealny, wymarzony… Tyle tylko, że twoje wyobrażenia bardzo mocno rozjechał się z rzeczywistością.
Zamknęłam się w sobie, w swoim cierpieniu i tęsknocie, w nieufności do drugiego człowieka.
Nie wierzyłam, że jest ktoś zdolny do miłości, ktoś, kto wypełni pustkę, która pojawiła się w moim życiu.
Szukałam. Zapisałam się na kurs tańca, na lekcje gry na gitarze. Zaczęłam nawet biegać, choć tego wcześniej nie cierpiałam, ale w końcu wszystko można w swoim życiu zmienić.
Dzień upływał za dniem, bardzo podobne do siebie. Rany się zabliźniały – wiadomo, że czas leczy je najlepiej. Przyjaciółki namawiały: „Zapisz się na portal randkowy”, „Umów się z tym kolegą z pracy, co zaprasza cię na kolację, w końcu co masz do stracenia”.
A do stracenia miałam spokój, który sobie powoli w swoim życiu wypracowywałam. Musiałam nauczyć się słuchać swojej intuicji, zrozumieć, że to ja decyduję jakie relacje buduję z innymi ludźmi, jak blisko dopuszczam do siebie możliwość bliskości.
On pojawił się w moim życiu zupełnie niespodziewanie. Pojawił się przypadkiem, przy okazji biegania po parku. Taki towarzyski dodatek. On sam, ja sama. Dlaczego nie spędzić wspólnie czasu dając sobie nawzajem trochę radości. Był po przejściach, z dużym bagażem trudnych bardzo doświadczeń. Im bardziej poznawałam jego historię, tym mocniej czułam się z nim związana. Nie, to nie była litość. Trudno mi było to uczucie wytłumaczyć. Bo najpierw trochę irytowała mnie jego obecność, która jednak bardzo szybko stała się dla mnie bardzo miła. Zdziwiłam się, kiedy zdałam sobie sprawę, że tęsknię za wspólnym spacerem, bieganiem. Zastanawiałam się, jak zaplanować swój czas, by móc znowu spędzić z nim czas.
Znajomi zwrócili uwagę, że zaczęłam się uśmiechać, stałam się pewniejsza siebie. „Zakochałaś się?” – pytała znajoma, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo to przecież nie było takie oczywiste.
Na spotkania szłam w podskokach, wiedziałam, że on też na nie czeka. Zresztą było widać, że cieszył się całym sobą. Ci, którzy go znali mówili, że rozpoznawał mnie już z daleka po krokach. To było niesamowite, że ktoś tak za tobą tęskni, że tak bardzo chce być blisko ciebie.
Długo dojrzewała we mnie ostateczna decyzja. Bo przecież miałam już ułożone życie, ten swój spokój. Czy naprawdę potrzebowałam tak dużej zmiany? Czy byłam gotowa wprowadzić do swojego życia kogoś nowego? Wiele pytań pojawiało się w mojej głowie. Jak się nam ułoży, jak z odpowiedzialnością za siebie nawzajem, czy się sobą nie znudzimy, nie rozczarujemy.
Ale ta miłość była silniejsza od wszystkich wątpliwości. W końcu o miłość chodzi, kiedy ona jest, żadnej trudności nie mogą być nam straszne, a my przecież zdążyliśmy się poznać, polubić, okazało się, że mamy podobne temperamenty, że on wie, kiedy mam słabszy dzień, kiedy nie mam ochoty na śmiech i na zabawy, a kiedy wręcz przeciwnie – uwielbiam wygłupy z nim.
„Jesteś pewna?” – usłyszałam i bez wahania odpowiedziałam, że tak. Że chyba nigdy nie byłam niczego tak pewna, że już nic chcę być sama, że jest ktoś, kto kocha mnie miłością bezwarunkową, więc jak mogłabym taką miłość odrzucić.
To spotkanie było inne niż zawsze, bo mieliśmy już wspólnie wrócić do mojego domu. Wszystko przygotowałam, żeby było nam dobrze w tym naszym życiu. Odtąd nigdy nie mieliśmy czuć się samotni, a przykre wspomnienia miały odejść w zapomnienie.
I tak żyjemy razem od roku – nikt nie daje mi tyle radości i szczęścia co on, zwłaszcza gdy z szerokim uśmiechem (choć niektórzy w to nie wierzą) wita mnie w drzwiach mieszkania. Wszystko stało się jakieś prostsze. Wiem, że mogę na niego liczyć, że nawet gdy jestem smutna położy się przy mnie milczący dając do zrozumienia: „hej, jestem tuż obok”, a później poliże mnie po twarzy wywołując tym samym mój śmiech. Przyniesie smycz, by wyjść na spacer, bo wie, że nic nie poprawia mojego nastroju tak, jak kilka kwadransów na świeżym powietrzu.
Lord – bo tak ma na imię to jeszcze kilka miesięcy temu mieszkaniec Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Celestynowie. Przeszedł naprawdę wiele w swoim psim życiu. Tak jak ja, porzucony przez osobę, która mówiła, że kocha. Tak samo początkowo nieufny i ostrożny. Ale miłości i sobie nawzajem trzeba dać szansę, bo ona może kryć się tam, gdzie najmniej się jej spodziewamy. W końcu to miłość – każdy jej rodzaj ubarwia nasze życie.
Lord wypełnił pustkę w moim życiu, dzięki niemu czuję się lepszym człowiekiem. Śpi z głową opartą o moje stopy i jest najcudowniejszym stworzeniem, jakie mogłam spotkać. Często szukamy wypełnienia w różnych formach – zajęciach, zadaniach, obowiązkach, stawianych sobie celach, a tymczasem wystarczy się na chwilę zatrzymać, dostrzec kogoś, kto nas potrzebuje tak samo mocno, jak my jego. I pokochać z niebywała wzajemnością na resztę swojego życia.
Zobaczcie, jak ich nie pokochać.
W schroniskach Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w całej Polsce czeka na waszą miłość wiele tęskniących psich serc.
Artykuł powstał przy współpracy z TOZ