Go to content

Bovska: jestem sobie wdzięczna za to, że jestem sobie wierna

Czy był taki moment, w którym stanęła przeciwko sobie? – Myślę, że miałam takie momenty w życiu, że wszystko w moim organizmie mi mówiło: uciekaj. Pierwsze takie traumy mam ze szkoły muzycznej i do tej pory mi się śnią egzaminy z fortepianu. Duże konflikty wewnętrzne miałam w czasie procedury in vitro, kiedy nie byłam na to psychicznie gotowa. Pewniej więcej było tego, bo trzeba się uczyć na własnych błędach, więc trzeba tego doświadczyć. Tak mi się wydaje – mówi Bovska w rozmowie z Gosią Ohme w kolejnym odcinku podcastu „Lajf noł makeup”. Odcinek o tyle niezwykły, że zrealizowany podczas eventu „Projekt dobrego życia”, na deskach Teatru 6 piętro.

Nie masz dosyć tego ? 7 lat starasz się o dziecko. Nie masz poczucia, że nie musisz tego mieć?

Mam poczucie, że może to się nigdy nie wydarzyć. Totalnie miałam dosyć, dlatego teraz tego nie robiłam.

Powoli wracam sobie na ścieżkę zdrowia. Myśląc trochę z innej perspektywy, bardziej nie patrząc na tamten cel w postaci posiadania dziecka, tylko na to, by może zaopiekować się innymi rzeczami. No bo przecież brak możliwości tego potencjału
posiadania dziecka bierze się z różnych schorzeń. U mnie problemem jest endometrioza. Mnóstwo kobiet cierpi na tą chorobę. ja zostałam zdiagnozowana 10 lat temu i teraz chcę się na nowo zdiagnozować, żeby wiesz pójść sobie taką ścieżką tego, żeby na przykład – wpuszczać powietrze, lepiej oddychać, być bardziej obecną, nie cierpieć tak, bo to też jest cierpienie – ta choroba.

I nie wiem, co mi to przyniesie, może mnie to doprowadzi ostatecznie na przykład do macierzyństwa, a może nie. Próbuję. I nie wiem, na razie mi się to udaje. Oczywiście, gdy jestem w procesie leczenia i są jakieś niepowodzenia, to jesteśmy tylko
ludźmi. Czasem po prostu siadasz i płaczesz, albo wyjesz wręcz, ale potem się jakoś podnosisz z tego. Staram się po prostu być w jakiejś prawdzie w stosunku do siebie, bo wtedy tylko jestem w stanie przetrwać. Inaczej bym już dawno tam padła gdzieś po drodze.

Jak taką sytuację dźwiga relacja?

No jest to bardzo trudne. Wydaje mi się i tak o tym też myślę, że mężczyźnie jest w ogóle trudno towarzyszyć w tej drodze, dlatego, że on jest mało zaangażowany fizycznie, że tak powiem. A tutaj chyba najważniejsza jest ta bliskość, żeby gdzieś nadążyć za tymi przeżyciami, które bardziej są duchowe, jakieś psychiczno-duchowe. I to jest wielka trudność, bo po pierwsze mi jest czasem ciężko się dzielić niektórymi rzeczami, czasem łatwiej się podzielić z kimś obcym niż z najbliższą osobą. No i oni w ogóle nie potrafią mówić o swoich emocjach i uczuciach, więc tutaj się nakłada bardzo wiele rzeczy.

Plus, ten proces jest bardzo długi. Jest taka książka „Niewidzialni rodzice”. To jest takie piękne określenie. Żałuję, że jej nie było jak ja zaczynałam ten temat. Tam wszystko jest tak super powiedziane. Jesteś tym niewidzialnym rodzicem i to może
trwać lata. Od tego ludzie podejmują różne decyzje, inne być może w życiu by podjęli, gdzie indziej by mieszkali, może by jakąś inną pracę podjęli.

Trochę samotna droga.

Jest to bardzo samotna droga.

Obejrzyjcie cały odcinek podcastu na kanale Gosi Ohme, na Youtubie. Warto!