Go to content

Bój o drożdzówkę. Czyli słów kilka o Ustawie Żywieniowej

Zanim ten cały polityczny, przedwyborczy sajgon się rozkręcił się na dobre, były DROŻDŻÓWKI. A raczej nie było. I w tym był problem. I dowodem trzeba było się okazać, aby w szkole móc takową zakupić. I dziw brał ustawodawców, że dzieci i młodzież, oraz niejednokrotnie ich rodzice nie są ZA zdrowym jedzeniem. Rodzicom się trąbi, że przecież od podstaw trzeba zdrowe żywienie uskuteczniać.

Szkoda, że przeoczono parę pierwszych lat owych PODSTAW, w których to dziecko najbardziej właśnie te nawyki żywieniowe nabiera. Znaczy po tym jak dziecko wyjdzie z brzucha. Wpierw są rodzice: cyc, eko warzywka i inne dobroci. Podstawione pod twarz dziecka, szybko w niej lądują. Smakują po prostu. Potem jest SZOK. Żłobek znaczy się – nie dość, że ryczysz, bo Ci obca baba ma Berbecia przewijać/wychowywać. To jeszcze SYF. Widzisz jadłospis rocznego dziecka i robisz zeza. Naleśniki z serkiem danio, jogurty owocowe, biszkopty, gofry z cukrem pudrem, kakao, czekoladowe kuleczki z mlekiem itp. Słowem: CUKIER. I co robisz? Rewolucję. I wywalają Ci dziecko z jednego żłobka (pozdrawiamy poznański niepubliczny Żłobek Pinokio). W następnym już cicho siedzisz. Tylko trochę ręka świerzbi, gdy inne mamy na zebraniu rodziców zgłaszają uwagi do jadłospisu, chcą usunięcia TORTÓW z żłobkowych urodzin każdego dziecka. Trochę się poddajesz. Soczki do picia są niby bardzo rozcieńczone. A po co są w ogóle? Nie pytaj. Najzdrowiej, jak możesz karm dziecko w domu i trzymaj kciuki, żeby tym zwyczajem przesiąkło. Ale nie dziwmy się potem, że ów Siedmiolatek tak bardzo pragnie drożdżówki. Więc reflektory poprosimy skierować na stołówki żłobków i przedszkoli. Tam, gdzie dzieci nie mają jeszcze takiego (a właściwie żadnego) wyboru.

Ps. Nie mam paranoi. Słodycze nie są Zosi obce i zakazane. Spróbowała już niemal wszystkiego. Ostatnio pożarła na przykład moje ptasie mleczko. Ale to raczej są kęsy słodkości raz na ruski rok. Nigdy, jako posiłek. Te, zakładam, że mają być pożywne i zdrowe. I Zosia sama sobie wsypuje przeróżne bakalie i zboża do jogurtu naturalnego.

Smacznego!

Bój o drożdzówkę. Czyli o Ustawie Żywieniowej słó kilka.