Go to content

Anna Karolska: życzę wam, żebyście stanęły przed lustrem i powiedziały – „magia jest we mnie”

Anna Karolska
Anna Karolska

Wiele z nas każdego dnia przemierza utartą ścieżką zanurzając się w rutynie codziennych obowiązków. Jednak niektórzy odnajdują swoją prawdziwą pasję, przeżywając wyjątkową podróż do samopoznania. Taką historią jest opowieść Ani Karolskiej, której życie zmieniło się nie tylko dla niej samej, ale jest piękną inspiracją dla wszystkich, którzy nie boją się zawalczyć o swoje dobre życie.

Ania już jako dziecko odkryła w sobie miłość do śpiewu, co stało się dla niej  źródłem  czystej radości i sposobem na opowiadanie o emocjach, wartościach. Na co dzień Anna Karolska jest częścią korporacyjnego środowiska, ale jej dusza artystki zawsze dążyła do wyrażenia się w inny sposób. Praca w korporacji dostarcza jej stabilizacji, ale to pasja do muzyki nadaje życiu sens…

Historia Ani to nie tylko opowieść o artystycznej duszy, lecz także o sile przebudzenia. Jej świąteczna kolęda to  prezent dla innych kobiet, inspiracja dla wszystkich, którzy szukają swojej drogi w wielkiej podróży zwanej życiem…

Anna Borkowska, Ohme.pl: Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką i śpiewem?

Ania Karolska: Moja mama twierdzi, że śpiewałam już nawet w brzuchu, reagując na dźwięki muzyki. Pierwsze moje występy odbywały się  na scenie klubu wojskowego w Białymstoku u boku taty, kiedy miałam 6 lat. W wieku 10lat wygrywałam już pierwsze festiwale ogólnopolskie i to rodzice motywowali mnie do realizacji pasji, przemierzając ze mną Polskę wzdłuż i wszerz.. To był mój pomysł na siebie i muzyka była najważniejszą częścią mnie. Zawsze próbowałam opowiadać muzyką – niekoniecznie śpiewać. Grałam na różnych instrumentach, uczyłam się w szkole estradowej w Białymstoku, byłam też podopieczną Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego, współprowadziłam programy typu „Ziarno”, „Co jest grane”, pod okiem Marysi Sadowskiej. Wówczas wszystkim wydawało się, że zostanę wokalistką jazzową… Tak się nie stało, ale muzyka pozostaje ze mną i prywatnie, i zawodowo, powraca w najmniej oczekiwanych momentach.

Anna Borkowska, Ohme.pl: Jak wygląda Twoje codzienne życie w korporacyjnym świecie?

Ania Karolska: Moje codzienne życie w świecie korporacyjnym nie ma nic wspólnego z muzyką,  Od 18 lat jako prawnik z wykształcenia, z zawodu HR-owiec , buduję inkluzywne i różnorodne kultury organizacyjne jako liderka działu HR, mając w swoim portfolio zawodowym największe organizacje międzynarodowe z branż.. To kolejna moja pasja, którą realizuję konsekwentnie tak, jak gdybym była częścią jazz bandu. Kultura, szacunek wspólnego grania, role, porządek i wcześniejsze przygotowanie, przepracowanie utworu, mimo pozornej spontanicznej improwizacji daje mi moc do zarządzania talentami moich współpracowników. Dodam tylko, że w każdej z moich organizacji, gdzie piastowałam poważne, formalne, korporacyjne role,  inspirowałam innych do założenia zespołów muzycznych, niekoniecznie grając pierwsze skrzypce.Czasami byłam lead vocal, częściej wspierałam w chórkach, a czasami byłam po prostu kierownikiem muzycznym zespołu, dając przestrzeń innym na muzykowanie. Za dwa dni mamy „Christmas Party” w firmie, na którym zaśpiewam jeden z utworów wraz z moimi przyjaciółmi i zamiast angażować artystę z zewnątrz, robimy to sami- z pasją i unikalnym zaangażowaniem.

Anna Borkowska, Ohme.pl: Co było punktem zwrotnym w Twoim życiu, który zapoczątkował proces przebudzenia?

Moje przebudzenie zaczęło się jakieś 3 lata temu, kiedy zrozumiałam, że role odwiecznie nadawane kobietom, przy tak perfekcyjnej i ambitnej osobie jak ja, po prostu zaczynają mnie uwierać. Dotarło do mnie, że zamiast w salonie, siedzę w piwnicy mojego życia. Zrozumiałam, że noszę dużo wspaniałych masek, a ja chciałam być „no make up”, o czym jest też jedna z moich piosenek. To wszystko ma związek z tym, że zainwestowałam w relacje z mężczyzną, który okazał się osobą  przemocową i narcystyczną, a ja z moimi dużymi pokładami chęci wspierania, rozwoju ludzi, co czerpię z muzyki, ale też z mojego życia zawodowego, myślałam, że ja te wszystkie role dowiozę, że sobie to poukładam i w gruncie rzeczy, zapomniałam o sobie. Mnie samej w moim małżeństwie nie było w ogóle. Na szczęście, pojawiły się dzieci i trzy lata temu, kiedy naprawdę w moim życiu prywatnym, w moim małżeństwie, czułam się totalnie osamotniona, patrzyłam jak dzieci dorastają obok w lęku i zrozumiałam, że coś jest nie tak… Moje przebudzenie spotęgował też COVID i praca zdalna w HR-ze, która była powiązana z bardzo dużą intensywnością, z bardzo dużym byciem na świeczniku i odpowiedzialnością za hybrydowe formy pracy, dodatkowe benefity, za indywidualne historie pracowników, którzy szukali pomocy w mojej funkcji biznesowej. Niedługo potem rozpoczęła się wojna i zaangażowanie z poziomu pracodawcy w pomoc pracownikom spółek ukraińskich,  polskim pracownikom zaangażowanym w aktywności na rzecz naszych sąsiadów

Pracowałam non stop nie tylko zawodowo, ale również jako matka,jako niania, żyłam w domu z mężem, który miał swoją agendę, swój plan na życie. I wtedy poczułam, że coś musi się zmienić. Zajęło mi to trzy lata. Wejście w terapię, w którą na początku nie wierzyłam,  uważałam za powód do wstydu…

Dzisiaj sądzę, że każdy z nas na wielu etapach swojego życia powinien korzystać z pomocy zewnętrznej. Nic innego niż wejście w terapię i otoczenie się dobrymi ludźmi, zapoczątkowało moje wychodzenie z piwnicy życia do przedsionka. Może nawet już jedną nogą jestem w salonie… I dokładnie rok temu, kiedy byłam z moją 10-letnią ówcześnie córką na wycieczce w Paryżu, gdzie mieszkaliśmy przez kilka lat,po całym dniu spędzonym w Disneylandzie, powiedziała swoim mentorskim tonem: „Mamo, zwróć mi dzieciństwo. Mamo, chciałabym, żebyś była tak szczęśliwa, jak tu jesteś dzisiaj ze mną, kiedy wrócimy do Polski”. I to właśnie dzięki terapii, słowom mojej córki i po tym, jak spojrzałam w oczy mojego 5-letniego syna, postanowiłam, że rozwiodę się. Rozwiodę się najbardziej kulturalnie, jak tylko potrafię, że pozostawię całą historię 24 lat razem byłemu mężowi, a sama zabrałam się za budowanie domu, który jest dużo mniejszy, dużo skromniejszy, niż ten który opuściłam, ale za to dużo bardziej ciepły i spokojny.Więcej mnie samej jest w tym domu. A dzięki temu dzieci czują harmonię.

W tym domu nie ma piwnicy. Jest jeden wielki salon życia, w którym ja, dzieci i pies możemy swobodnie oddychać. Śmiejemy się, że nasz pies, który nazywa się Kawa, wyłożył nam kawę na ławę w tym nowym domu, bo najlepiej czuje się na stole. Być może w innych domach to nie wypada, ale w naszym wypada być sobą, żyć, popełniać błędy i po prostu być przyzwoitym człowiekiem, jak mawiał profesor Władysław Bartoszewski. I ten jeden cytat zweryfikował wszystko dookoła mnie – i moje spojrzenie na wychowywanie dzieci, i na rozwój ludzi, i na pracę z kobietami, i na przyjaźnie…

Anna Borkowska, Ohme.pl: Dlaczego zdecydowałaś się podarować kobietom świąteczną kolędę – „Staje się”?

Ania Karolska: Mam teraz grono najbliższych trzech przyjaciółek, każda z nich zawodowo robi coś innego, każda z nich jest kobietą o wielu talentach i o wielkim sercu oraz o podobnych wartościach jak moje i to one napędzają mnie do działania. Gosię Ohme poznałam w czasie przebudzenia, rok temu, zaraz po pamiętnym weekendzie w Paryżu z córką.  Zawodowo zaprosiłam ją na warsztaty z moim zespołem HR i Facilities Management.

Przepłakałam całe te warsztaty, a ona na koniec powiedziała: „Zajmę się tobą później”. Chwilę potem spędziłam Wigilię w jej domu, gdzie śpiewałam kolędy, dodawałam drugi głos i ona zadała mi w pewnym momencie pytanie: „Dlaczego Ty nie śpiewasz?”, a ja powiedziałam, że nie wiem. Nie śpiewałam, ponieważ w moim starym życiu, w moich rolach nie wypadało śpiewać, było to traktowane jak kuglarstwo.

Po tym, jak Gosia zadała mi to pytanie, nastąpił przełom i poszłam krok do przodu. Już nie tylko odtwarzam. Podejmuję próbę tworzenia mojej własnej historii muzycznej.Na mojej drodze poznałam dwie bardzo ważne osoby – Kubę Badacha – wokalistę i Anię Szarmach – wokalistkę. Oboje są multiinstrumentalistami i niezależnie od siebie wypowiedzieli te słowa: „Nie śpiewaj, opowiedz”. I odkąd zaczęłam opowiadać, ten dźwięk naprawdę trafia do kobiet. Analizując słowa dobrych ludzi wokół mnie, w tym Małgosi, Kuby i Ani – poczułam, że mogę zacząć pisać, komponować. Mam u boku wspaniałego pianistę Kamila Barańskiego, który zna moją historię, czuję jako człowieka i ukwieca te moje teksty i kompozycje. Małgosia w maju tego roku poprosiła mnie o napisanie piosenki do podcastu „ Lajf noł make up”, moja piosenka nosi tytuł „Nołmake up”, i kobiety pokochały tę piosenkę. Okazuje się, że gdy spotykają się  na różnych warsztatach dotyczących mocy kobiet, przebudzenia, pracy nad sobą,  traktują ten utwór jak swoisty manifest i prosiły mnie o wykonanie utworu na otwarcie lub zamknięcie spotkania. To mnie wzrusza i inspiruje do dalszego tworzenia i przełamywania własnych granic, zaprzyjaźnienia się z moim własnym „wewnętrznym krytykiem”. A potem Małgosia zapytała mnie, czy mogłabym nagrać coś świątecznego. To pisanie przychodzi mi z łatwością. Między 3-5 nad ranem, bo wtedy mam czas. Przebudzam się i piszę, nagrywam melodie na dyktafon. Zanim wstanie dzień, dzieci i moje domowe oraz korporacyjne zadania.

Moja kolęda mówi o tym, że „Staje się” – po prostu się staję, że magia świąt naprawdę nie zależy od tego, jak suto zastawiony jest nasz stół, nie zależy też od choinki, którą mam w moim nowym domu, piękną, w ogóle nie o to chodzi. Nie chodzi również o to, żeby usiąść w strojach haute couture przy stole – tylko o to, żeby ze sobą być, być obecnym, poczuć się w autentyczności, sile, w dobru, żeby ten czas ze sobą spędzić i nieważne, co będzie na talerzu. I o tym właśnie jest mój utwór.

Anna Borkowska, Ohme.pl: Jakie rady masz dla innych, którzy szukają swojej drogi do samopoznania?

Ania Karolska: Ważne jest to, by kobiety na chwilę przystanęły w biegu, w tych swoich rolach, a zwłaszcza w roli ogarniaczki, bo my wszystkie jesteśmy bohaterkami codzienności i ogarniamy tysiąc spraw, bardzo często nie czując końca tej drogi. Ważna jest refleksja i docenienie siebie – ile robimy dla innych, a potem odrzucenie lęku, żeby zrozumieć, czego ja chcę, co mogę zrobić dla siebie, że to jest moje życie. Często powtarzam, że jak matka jest szczęśliwa, to dzieci też są szczęśliwe. Warto pomyśleć o sobie, przystanąć na chwilę i znaleźć tę przestrzeń dla siebie. A to oznacza nic innego jak podjąć decyzję o tym, że to ja odpowiadam za moje życie i że moją energią zarządzam również ja, nikt inny.

Moja droga do samopoznania, to było odrzucenie schematów, ról, toksycznych relacji i zweryfikowanie ludzi, którzy są wokół mnie… Dopuszczenie kilku dobrych dusz na których wcześniej bym nie zwróciła uwagi. To decyzja, niezależnie od krytyki środowiska, aby zacząć być sobą, pokochać siebie, żyć bez lęku i odegrać najważniejszą rolę-architekta swojego własnego szczęścia, zarówno w pracy, jak i w domu…

Anna Borkowska, Ohme.pl: Co jeszcze chciałabyś przekazać naszym czytelniczkom na te Święta?

Ania Karolska: Życzę Wam, żebyście stanęły przed lustrem, popatrzyły na siebie i powiedziały: magia jest we mnie. Żebyście się od siebie odpi***oliły, nie spędzały tego czasu tylko i wyłącznie w garach, ale jeśli już to robicie albo jest to waszą pasją, lub czujecie, że chcecie, to żebyście jak najwięcej rozmawiały z bliskimi i jak najwięcej rozmawiały ze sobą. Po prostu były tu i teraz. Słuchajcie ulubionej muzyki, tańczcie i śpiewajcie, jakby nikt nie widział i nie słyszał, zapalcie świeczki, napalcie w kominku, dajcie sobie przestrzeń na wypicie herbaty w fotelu w poczuciu, że nic nie musicie.