Tę rudowłosą bohaterkę znamy chyba wszyscy, nawet jeśli w powieści Lucy Maud Montgomery „Ania z Zielonego Wzgórza”, zaczytują się głównie dziewczyny. Nic dziwnego, że za historię Ani Shirley zabrali się filmowcy. Jeśli macie jeszcze w głowie i w sercu ekranizację „Ani” z Megan Follows w roli głównej, z 1985 roku, najnowsza produkcja Netflixa całkowicie was zaskoczy. To naprawdę zupełnie inna bajka. Dużo bardziej realistyczna.
Serial jest chwilami mroczny, chwilami bardzo mocno feminizujący (w czasach gdy potrzebne nam wyraziste, kobiece i dziewczęce bohaterki, to niewątpliwa zaleta), a przede wszystkim świetnie zagrany.
Ogromną uwagę skupia na sobie odtwórczyni głównej roli, niewiarygodnie zdolna Amybeth McNulty, która jest Anią porywczą, spontaniczną, i szczerą do bólu. Młodej aktorce udało się stworzyć postać, o której można powiedzieć „taka musiała być Ania, bo tak budują młodą, wrażliwą osobę doświadczenia, które przeżyła”.
Warto dodać, że scenarzyści „Ani, nie Anny” odeszli nieco od oryginalnego tekstu książki Lucy Maud Montgomery, zatem film nie jest wiernym odtworzeniem akcji powieści, czym możecie być zaskoczeni. Koniecznie obejrzyjcie zwiastun przygotowany przez Netflix Polska i podzielcie się z nami waszymi wrażeniami!
Dziewczynki powinny dużo wiedzieć… najwięcej o tym, kiedy tupnąć nogą. Ania nie Anna już dostępna. Tylko na Netflix. pic.twitter.com/XEoKXQoQpE
— Netflix Polska (@NetflixPL) 11 maja 2017