„Leczyłam kwasicę ketonową, niewydolność oddechową, sepsę u noworodka (wszystko to są stany bezpośredniego zagrożenia życia!) i wiele innych. Tak – z 4-miesięcznym doświadczeniem.. A nadzór specjalisty ( jak to jest zapisane w programie specjalizacji)? Tak, przez telefon…. No to zapraszam, żeby o 2 w nocy dzwonić do szefa po porady. Ręka w górę, kto odważny!”.
To fragment poruszającego listu lekarki rezydentki, który ukazał się na Facebooku. Warto przeczytać go do końca, bo wbrew pozorom, w całej tej sprawie nie chodzi o wylewanie gorzkich żali, ani nawet o sytuacje tylko i wyłącznie lekarzy. Chodzi o nas wszystkich. Rachunek jest prosty: mniej rezydentów = mniej specjalistów, mniej specjalistów = jeszcze większe kolejki do lekarzy… koło się zamyka. Już rozumiecie?
Jeśli chcecie (tak szczerze, dla siebie, dla swoich bliskich i dla lekarzy też), żeby coś się zmieniło, znajdziecie w tym liście informację, co naprawdę możecie zrobić.
Post rezydenta medycyny:
[pisownia oryginalna]
„#protestmedykow
Ostrzegam, będzie osobiście i emocjonalnie, bo coś we mnie pękło. Ludzie głodują w mojej sprawie, w sprawie nas wszystkich!
Jestem rezydentem pediatrii, a właściwie żeby wszyscy zrozumieli o co chodzi, napiszę: jestem lekarzem, leczę dzieci. Czy jak przychodzicie do największego szpitala dziecięcego w Warszawie obchodzi Was moja forma zatrudnienia? Raczej nie.. A czy chcecie, żeby opieka lekarska była sprawowana na najwyższym poziomie? Raczej tak.. No to posłuchajcie mojej (i wielu moich kolegów) historii.
Rezydenturę zaczęłam w listopadzie 2015 r.
Po 4 miesiącach pracy u szefostwa zapadła decyzja, że czas dla mnie na rozpoczęcie samodzielnego dyżurowania. Prośba o odsunięcie tego o miesiąc nie została zaakceptowana.. Nie miałam również możliwości skorzystania z prawa do niedyżurowania, które mi teoretycznie przysługuje, gdy mam dziecko poniżej 4 r.ż., oraz nie miałam możliwości nie podpisać klauzuli opt-out, która ‘pozwala’ pracować powyżej dopuszczalnej normy godzinowej.
Brzmi fajnie, co nie?
No i efekt był taki, że jako najmłodszy dyżurant dostawałam dyżury prawie wyłącznie w weekendy (przecież nie lubię spędzać czasu z rodziną, prawda?), już w lipcu przepracowałam prawie 250 h/miesięcznie. Dodam do tego, że w tym czasie leczyłam kwasicę ketonową, niewydolność oddechową, sepsę u noworodka (wszystko to są stany bezpośredniego zagrożenia życia!) i wiele innych. Tak – z 4-miesięcznym doświadczeniem.. A nadzór specjalisty ( jak to jest zapisane w programie specjalizacji)? Tak, przez telefon…. No to zapraszam, żeby o 2 w nocy dzwonić do szefa po porady. Ręka w górę, kto odważny!
Tak wygląda moja praca (którą bardzo lubię!), nie mam na to wpływu. Teraz pytanie CZEMU ona tak wygląda?
BO JEST NAS O WIELE ZA MAŁO!
Gdyby było więcej specjalistów, rezydentów obciążenie pracą byłoby dużo mniejsze. Byłby możliwy zapisany w programie specjalizacji właściwy nadzór nad młodymi lekarzami. Bo on jest konieczny!!! Można by otworzyć więcej poradni specjalistycznych, zmniejszyć kolejki, nie trzeba by było za każdym razem próbując się dostać do specjalisty uciekać się do forteli i błagać panie w rejestracji o szybszy termin.. Bo o ile kogoś stać na wizytę prywatną, to ok. Ale gdy nas przestanie być stać?
DLATEGO JEŚLI CHCECIE, ŻEBY COŚ SIĘ ZMIENIŁO DOŁĄCZCIE DO NASZEGO PROTESTU! PRZEKONAJMY WŁADZE, ŻE TRZEBA ZWIĘKSZYĆ FINANSOWANIE, BO IM CHYBA KTOŚ DLA ŻARTU ZAŁOŻYŁ OPASKĘ NA OCZY I ZACHOWUJĄ SIĘ NIEADEKWATNIE I DO TEGO NIE FAIR.
Co możecie zrobić?
0. Przyjść na manifestację poparcia głodujących w sobotę 14.10.2017 o 12 pod Kancelarią Premier Szydło: https://www.facebook.com/events/177457712826677/
1. Przyjść do Dziecięcego Szpitala Klinicznego i dołączyć do głodujących.
2. Przyjść do Dziecięcego Szpitala Klinicznego i uścisnąć głodującym rękę, porozmawiać.
3. Udostępniać na fb, rozgłaśniać sprawę, pisać do zagranicznych mediów.
4. Wyrazić poparcie na stronie mp.pl”.
*źródło: Facebook