Go to content

„Warto pracować mądrze, co nie znaczy, że dużo”. Dlaczego kobiety starają się za bardzo i nic z tego nie mają?

Wielu z nas przechodzi przez okresy tkwienia w rutynie. Czujesz, że wykonujesz jakieś ruchy w pracy, utrzymujesz się na powierzchni w związku lub truchtasz w miejscu w życiu towarzyskim. Rzeczy, które kiedyś cię ekscytowały, już tego nie robią i zamiast zmierzać w kierunku swoich celów, pozostajesz w stagnacji — tkwisz tam, gdzie jesteś. Utknięcie może prowadzić do uczucia zarówno braku zainteresowania, jak i niezadowolenia. Może nawet sprawić, że będziesz chciała całkowicie zrezygnować ze swoich celów. Na szczęście jest kilka rzeczy, które możesz zrobić, aby nie tylko dowiedzieć się, dlaczego utknęłaś, ale także ponownie zmotywować się i podekscytować życiem.
Zdjęcie ilustracyjne, fot. olegbreslavtsev

– Staramy się za bardzo, dlatego że zostałyśmy wychowane na grzeczne, miłe, spolegliwe. Zwyczajowo rodzice mają większe oczekiwania i wymagania w stosunku do córek. STARANIE SIĘ zostaje nam wpojone na etapie wczesnego dzieciństwa. I potem idziemy sobie z tą piosenką na ustach w świat jako dorosłe osoby – mówi Sylwia Sitkowska, psycholożka i psychoterapeutka. Rozmawiamy przy okazji ukazania się książki „Kobiety, które starają się za bardzo”, którą napisała psycholożka wspólnie z Katarzyną Troszczyńską. Z ekspertka rozmawiamy o tym, dlaczego kobiety, choć często są bardziej pracowite od mężczyzn, zarabiają mniej, dlaczego nie potrafimy walczyć o stawki adekwatne do swoich umiejętności i jak to zmienić oraz czy w pracy też staramy się za bardzo?

Dlaczego kobiety starają się za bardzo i nic z tego nie mają? Wywiad zainspirowany książką

W moim domu mówiło się: „Pieniądze szczęścia nie dają”, a kiedy koleżanki ze szkolnej ławy mówiły, że chcą być bogate, wydało mi się to obrzydliwe…

– Ja też wychowałam się w domu, w którym mówiło się, że pieniądze nie są najważniejsze. Dopiero jako dojrzała, 30-letnia, kobieta zaczęłam pracować z tymi przekonaniami i z autopsji wiem, że da się to zmienić. W dodatku można mieć pieniądze i zachować dalej dobre relacje z ludźmi. Moje klientki, z którymi pracuję, często obawiają się, że ktoś będzie im zazdrościł albo że dobre zarobki je zmienią i nagle staną się innymi osobami. Zawsze wtedy powtarzam, że pieniądze same w sobie nie mają żadnego ładunku emocjonalnego. One nie są ani dobre, ani złe. One są dokładnie takie, jak to, co zrobi z nimi właściciel.

Ale my faktycznie staramy się pokazywać światu jako te niematerialistyczne, altruistyczne i mówimy, że kasa nas nie dotyczy. Znam kobiety, które bez względu na to, ile zarobią, to wydadzą każdą sumę. Inne natomiast nie cenią swojej pracy i podczas wyceny mówią: „Nie ma sprawy, tylko godzinę mi to zajęło. To jest nic”. Ja też przez lata szłam z takim przekonaniem, że nie wypada rozmawiać o wynagrodzeniu. To jest szczególnie trudne zwłaszcza w zawodach, które dotyczą pomagania ludziom. Kiedyś zawsze dawałam rabat znajomym. Z automatu. Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że dopłacam do interesu, bo przecież wynajęcie gabinetu kosztuje, ogrzewanie kosztuje, superwizja kosztuje. W końcu powiedziałam: „Basta, nie jestem fair w stosunku do siebie i muszę z tym skończyć”.

Kobiety które starają się za bardzo - książka

Moja córka teraz daje korepetycje z matematyki dzieciom moich znajomych. Kiedy pyta mnie o poradę, biję się z myślami. To moi przyjaciele i wiem, że nie mają pieniędzy. A z drugiej strony, dlaczego moja córka ma pracować za dumpingowe stawki? Co by pani zrobiła na moim miejscu?

– Powiedziałabym córce, że ludzie cenią to, za co płacą. Czasami nawet jak zapłacą więcej niż gdzieś indziej, to cenią to jeszcze bardziej. Jeżeli dajemy coś za półdarmo, to często jest to potem traktowane jako mniej wartościowe niż coś, za co trzeba normalnie zapłacić. Jeżeli zaniżamy swoje ceny, dajemy komunikat: „To jest trochę gorsze”. Dużo lepiej byłoby wyjść od ceny normalnej, czyli powiedzieć: „Normalnie biorę za to 100 złotych”. Jeżeli druga strona powie: „Czy w tej sytuacji mogłabyś dać mi jakiś rabat?”, możemy się nad tym zastanowić.

Tutaj mam kolejną uwagę, bo wiele dziewczyn w takiej sytuacji momentalnie z dużą ulgą powie: „Tak, oczywiście, nie ma sprawy, masz 50% rabatu”. Dlaczego? Bo my kobiety bardzo chcemy być lubiane, doceniane i akceptowane. Oddajemy się innym po trochu, po kawałeczku, a potem dziwimy się, że ludzie zabierają sobie z nas to, co chcą i nagle dla nas wszystkiego zostaje bardzo mało. Nagle ja nie mam czasu na odpoczynek, na pracę zawodową, bo obskakuję znajomych w cenie dumpingowej i jestem już tak padnięta, że brak mi energii. Przykład? Jak znajoma prosi o pomoc, to sobie myślę, że w ogóle nie mam na to ochoty, ale przywdziewam na twarz uśmiech numer 7 i zgadzam się, mimo że w głowie mam jedno wielkie: „Nieee!” W takiej sytuacji nie podążamy za sobą, tylko podążamy za tym, co powiedzą o nas inni: „Czy oni będą mnie dalej lubić, czy pomyślą, że jestem materialistką?” Boimy się, w jaki sposób zostaniemy odebrane.

Do córek mówimy: „Pieniądze nie rosną na drzewach”, bo boimy się, że je rozpieścimy. Jak wychować dziewczynkę, żeby adekwatnie ceniła swoją pracę i nie godziła się np. na bezpłatne staże?

– Myślę, że młodym warto pokazywać przykłady kobiet, którym się udało pokonać własne ograniczenia. Jeżeli my, jako matki, jesteśmy takim przykładem, to fantastycznie, bo córki to widzą. Dzieci uczą się poprzez obserwację. Będą robiły to, co my robimy. A nie to, co im mówimy. Jednak jeśli czujemy, że nie odniosłyśmy sukcesu i cały czas jeszcze same pracujemy nad asertywnością, to warto im dawać przykłady innych kobiet, które potrafią już walczyć o adekwatne stawki do swoich umiejętności i wykształcenia. Warto też mówić dziewczynkom, że mogą być, kim zechcą.

Jaki stosunek do pieniędzy starasz się przekazać swoim córkom?

– Mam dwie córki i jednego syna i faktycznie zwracam uwagę na to, żeby pieniądze nie były w naszym domu tematem tabu. Staram się też, by nie były umiejscowione w negatywnym kontekście. Dlatego normalnie o tych pieniądzach rozmawiamy. Nie trzeba tego nawet robić intencjonalnie, bo dzieci i tak słyszą np. w jaki sposób mama przez telefon negocjuje umowę.

Ostatnio odmawiałam jakiegoś zakupu Emilce i powiedziałam: „Nie kupię ci tego, bo to bardzo dużo kosztuje”. To nie był najlepszy argument dla dziecka. Sądzę, że mogłam użyć innego, ale na ten moment tak zrobiłam. Co ciekawe, moja córka wzięła mnie za rękę, popatrzyła mi głęboko w oczy i powiedziała: „Nie martw się mamuś. Ty zarobisz”. Pomyślałam sobie, że fajnie, bo pieniądze w jej świadomości to nie jest jakiś magiczny twór, który nie wiadomo skąd i jak przychodzi. Poza tym dowiedziałam się, że moja córka wie, że jej mama potrafi dać sobie radę.

Wiele czytelniczek pisze do Oh!Me listy, w których opowiadają, że są nieszczęśliwe i boją się odejść od męża narcyza lub przemocowca, który je jednak utrzymuje. Nie ma w nich wiary, że mogą zarobić na dom i są pogodzone z tym, że pracują na 1/4 etatu i mają niskie dochody.

– Użyłaś bardzo ważnego sformułowania: POGODZONE. Jeżeli te kobiety są z tym pogodzone, to faktycznie nie ma w nich chęci do zmiany, a wtedy ona nigdy nie nastąpi. Wszystko zaczyna się w naszej głowie: od świadomości lub jej braku, od marzenia z rozmachem albo powiedzenia sobie: „Nie, to wszystko nie ma sensu”.

Ja też byłam wychowana w domu, w którym mężczyzna zarabiał więcej i moje pierwsze relacje wyglądały dokładnie tak samo – facet zarabiał więcej. Natomiast przyszedł taki moment w życiu, kiedy pomyślałam sobie: „Dla mnie i mojego dziecka chcę mieć swobodę finansową, niezależnie od tego, ile zarabia mój partner”.

W jaki sposób możemy zmieniać swoje przekonania na temat pracy i pieniędzy?

– Przede wszystkim musimy zastanowić się nad tym, co słyszałyśmy na temat pieniędzy w domu rodzinnym. Jakie postawy na ten temat mieli nasi rodzice i nasi bliscy? Mówię POSTAWY, bo nie zawsze to musiało być wypowiedziane. Mam na myśli również sposób zachowywania się.

Mamy w sobie wiele przekonań, które powtarzali nam rodzice: „Pierwszy milion trzeba ukraść” albo „Pieniądze szczęścia nie dają”. To nie muszą być nawet przysłowia, jedna z moich klientek opowiadała, że w dzieciństwie jej mama mówiła: „I tak nie mam pieniędzy, więc weź”. Ta sprawiało, że tej mamie nigdy nie starczało „od pierwszego do pierwszego”. Kiedy klientka odkryła to podczas terapii, zaczęła przeformułowywać tę myśli na taką: „Mam wszystko, czego potrzebuję, a nawet dużo więcej”. Dziś, kiedy nachodzi ją ochota, by wydać ostatnie złotówki z konta, to już sobie nie myśli: „I tak nie mam, więc sobie kupię tę torebkę”, tylko: „Mam siedem torebek, czyli więcej niż potrzebuję”. Dzięki temu pieniądze dużo lepiej się jej trzymają.

Czy możemy dać jakąś radę czytelniczkom?

Nie ma jednej rady, którą możemy komuś dać na zarabianie, na miłość czy szczęśliwe życie. Ale na pewno mogę powiedzieć: „Zacznij w ogóle o tym myśleć, ile chciałabyś zarabiać. Zacznij wyobrażać sobie pracę, którą chciałabyś wykonywać i wynagrodzenie, jakie chciałabyś otrzymywać”. Dziś często powtarzam też dziewczynom, że warto pracować mądrze, co nie znaczy, że dużo, długo i bez snu oraz myślenia o sobie.


Sylwia Sitkowska - psycholożka o tym dlaczego starają się za bardzo

Sylwia Sitkowska

Psycholożka, psychoterapeutka, nauczycielka akademicka

Ukończyła Uniwersytet SWPS, szkołę psychoterapii poznawczo-behawioralnej CBT EDU oraz szereg kursów i warsztatów podnoszących kwalifikacje. Doświadczenie kliniczne zdobywała w Szpitalu Ogólnopsychiatrycznym w Drewnicy. Członkini Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. Aktywna zawodowo od roku 2009. Specjalizuje się w terapii par oraz indywidualnej osób dorosłych. Właścicielka poradni Przystań Psychologiczna, prezeska Fundacji Terapeutycznej, założycielka Szkoły Treningu Umiejętności Społecznych dla profesjonalistów. Autorka poradników psychologicznych między innymi wydanych przez DW REBIS „Odbuduj bliskość w związku”, kursów online, ekspertka w programach telewizyjnych oraz na łamach prasy. Pasjonatka psychologii, w której ciągle odkrywa nowe jej warstwy.