Niedawno, po jednej z upojnych nocy, przypomniały mi się czasy, gdy byłam nastolatką i coraz intensywniej rozmyślałam o chłopakach i seksie. Ponieważ internet nie był wtedy jeszcze tak popularny, musiałam bazować na tym, co opowiedziały mi (a często nazmyślały) koleżanki i na tym, co widziałam na filmach. Nie jakichś pornograficznych, ale tych romantycznych, gdzie co jakiś czas przewijały się sceny erotyczne. Co utkwiło mi w pamięci?
Przede wszystkim zapamiętałam „moment kulminacyjny”, zwany później „orgazmem”. Moment, w którym kobieta jęczy, jęczy, wstrzymuje oddech (to JUŻ) i znów jęczy/krzyczy. Najczęściej to samo dzieje się wówczas z facetem, z reguły w pozycji klasycznej (on na niej), ewentualnie na jeźdźca. Generalnie wyglądało to dość łatwo i przyjemnie.
Tak narodziło się we mnie przekonanie, żeby kobieta powinna (?) dochodzić w czasie penetracji. W miarę zdobywania własnych doświadczeń seksualnych, powoli zaczynałam rozumieć, że tak to nie działa. Owszem, osiągałam orgazm podczas stymulacji łechtaczki na różne sposoby, ale wciąż nie było to to, na co liczyłam.
Przerobiłam w głowie różne scenariusze – nie ten facet, brak chemii, za krótki/za cienki penis (choć partner długo-długo ten sam). Aż w końcu doszłam do takiego wniosku, jak większość kobiet, które również nigdy nie przeżyły orgazmu pochwowego, że po prostu nie jest mi to dane. Mówi się przecież, że nie każda z nas może go osiągnąć, a właściwie, to niewiele kobiet ma to szczęście.
I okazało się, że właśnie tego było mi potrzeba. Kiedy porzuciłam różne eksperymenty, przestałam kombinować z pozycjami i podnietami (a bywało już, że nawet mój mąż miał dość szukania „najodpowiedniejszego kąta”), upragniony orgazm przyszedł sam. Stało się do jednak dopiero po kilkunastu latach od mojego pierwszego stosunku.
Jeżeli liczysz, że zdradzę teraz jakiś fantastyczny sekret lub nietypową metodę osiągnięcia orgazmu pochwowego, muszę cię rozczarować. Do pewnych rzeczy trzeba po prostu dojrzeć. Sprawdzić, co się lubi, a czego nie, znaleźć partnera, który rozumie nasze potrzeby, zapewnia komfort i bezpieczeństwo, a przede wszystkim – trzeba odpuścić, mieć wolną głową i cieszyć się chwilą.
Jestem najlepszym dowodem, że najlepsze (najprawdopodobniej) dopiero przed tobą. I naprawdę warto poczekać.