– Nie ma już fajnych mężczyzn. Wszyscy sensowni „zajęci”. – narzekają znajome. – Co drugi to maminsynek. Dwie lewe ręce do wszystkiego. Zero odpowiedzialności. – rozczarowane kolejnymi, nieudanymi znajomościami podsumowują ród męski bezlitośnie. Nawet ostatnia rozmowa z przyjaciółką przynosi jednoznaczne wnioski: facet w jej życie wprowadził głównie chaos, zamęt i dwa razy więcej prania. Tylko, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Jeśli mężczyznę od małego wychowujemy zgodnie z samosprawdzającą się przepowiednią „boys will be boys”, to sorry, ale nie ma co się dziwić. Chłopcy pozostaną chłopcami.
„Daj, to jest trudne” – babcia zdejmie kurtkę, mama odstawi adidasy…
Ech, wychowanie. Trudna sprawa, jak się coraz częściej przekonuję, nie tylko za sprawą mojej uroczej dwójki dzieciaków. Zwykły poranek w szkolnej szatni. Odprowadzam siedmioletnią córkę na zajęcia. Dziewczynka, tak jak inne koleżanki przebiera się sprawnie, odstawia buciki do szafki, chowa kluczyk do plecaka. W tym czasie pojawia się jej kolega z klasy, ze swoją babcią. Chyba się nie wyspał, mina „zabójcza”. Opiekuńcza babcia rozpina i zdejmuje mu kurtkę, czapkę, rękawiczki… A on stoi. I czeka. Rozglądam się po szatni. Tuż obok, całkiem spory chłopak, czwartoklasista, nieudolnie rozpina kurtkę. Spokojnie, z odsieczą biegnie już mama. – Daj, rozepnę. Spakowałam ci jabłko, obrane. Pokroiłam. – mówi. W ręku trzyma kapcie na zmianę. Ustawia je równo, tuż pod nogami chłopca, a potem biegnie (!) do szafki, żeby odstawić zabłocone adidasy. A chłopiec stoi. I czeka. Niedługo przerośnie mamę.
… a dziewczynka da radę sama
Spoglądam na moją córkę. Od kilku minut gotowa, zerka na kolegę z klasy. We dwoje raźniej wejść w szkolny chaos. Chłopiec wyciąga w jej kierunku paczkę z chusteczkami – Wyjmiesz mi, bo nie mogę – mówi tonem mało uprzejmym. Szczerze mówiąc, nawet nie próbował… Ale babcia już wyrywa mu paczuszkę. – Daj, daj ja wyjmę, to jest bardzo trudne wyjąć te chusteczki.
– Wiesz, jak będziesz dłużej czekać, to się spóźnisz na lekcję – mówię do córeczki. I uderza mnie jedna rzecz. W dorosłym życiu jest przecież czasem podobnie… Ile znam zdolnych, fajnych kobiet w związkach z mężczyznami, którzy je tak „opóźniają”? Ale ONE idą dalej z NIMI w to życie, bo z facetem, jaki by nie był „jakoś raźniej”.
Oczywiście, wychowanie to obowiązek obojga rodziców. Tata powinien być dla chłopca męskim wzorcem. Tylko jak, skoro sam słyszy: „facet to duże dziecko”? Jak ja nie lubię tego powiedzenia! Oznacza ono tyle, co „nie wymagaj od niego przypadkiem zbyt wiele”. A czym jest to „zbyt wiele”? Podstawowymi, codziennymi czynnościami. Nic trudnego: pranie, sprzątanie, ułożenie dziecka do snu. Przygotowanie posiłku, troska o najbliższych.
Zrobiłeś pranie? Ale ty jesteś dzielny…
Znacie ta litościwe spojrzenia, gdy podczas rodzinnego obiadu mężczyzna zabiera się za sprzątanie ze stołu? Zaraz zrywa się tłum pań chętnych do pomocy. – Ty to masz szczęście – mówią do jego partnerki (koniecznie głośno, by tylko ON usłyszał) z niekłamanym podziwem. Mąż mojej przyjaciółki uwielbia w takich sytuacjach podgrzewać atmosferę. – Kochanie, uważaj z tym winem, bo zaplamisz bluzkę. Pamiętasz jak trudno było mi sprać tę ostatnią? – trąbi z miną niewiniątka. – Ideał … – rozlegają się szepty, a moją przyjaciółkę, kobietę pracującą i zawodowo i domowo, szlag trafia. No bo jak ona zapierała jego skarpetki po meczu z kolegami, to nikt jej za to pod niebiosa nie wynosił…
Rozumiem, często dzielimy się obowiązkami. On zarabia na dom, ona ten dom ogarnia. Dzieci, zakupy, codzienne obowiązki. Ale są takie domy, gdzie kiedy przychodzi sobota, on odpoczywa, a jej dzień dalej nie różni się od pozostałych sześciu w tygodniu. Albo inaczej: zdarza się choroba, nagły wyjazd. On zostaje z dziećmi, bierze sobie wolne od pracy. I zaraz zjawia się tłum chętnych do pomocy pań. Mama, teściowa oświadczają: „Przecież sam sobie nie poradzisz”. No tak, zupełnie jak w tej szatni. Sam przecież chusteczki z paczuszki nie wyjmiesz.
Na litość boską, zacznijmy wymagać od mężczyzn tyle samo co od siebie! Uczmy chłopców samodzielności, dbania o dom, troski o najbliższych. Od małego włączajmy w domowe obowiązki. Wychowujemy dziewczynki na dzielne, odpowiedzialne i zaradne osoby. A chłopców ciągle jeszcze na „zawieszonych w bliżej nieokreślonej przestrzeni Piotrusiów Panów. I w dużych i małych utrwalamy przekonanie, że o ich wartości świadczy sam fakt, że są mężczyznami. Czy takich partnerów widziałybyśmy u boku naszych córek…?