Odchodzenie nie jest złe. Czy złe może być coś, co daje wolność? Wiem, co zaraz powiecie: „Jak można odejść i zostawić żonę z dziećmi, przyjaciela w potrzebie, rodziców w chorobie?!”. Takie są ludzkie wybory, taka jest ludzka natura. Ja mam na myśli odchodzenie, które jest ratunkiem, szansą na życie dla siebie, dla dzieci. Nie, nie na „lepsze życie”. Na życie po prostu. Bo to, co zostawiasz za sobą, to często tylko trwanie w niemocy, które z oddychaniem pełną piersią ma tyle wspólnego, co plany na przyszłość świątecznego karpia w sklepowym akwarium.
Dlaczego nie odejdziesz?
Sąsiadka ma męża. Cudowny, szarmancki człowiek. Na zewnątrz. Bo w domu to kawał przemocowego skurczybyka. Ale przecież choroba „dwóch twarzy” to w polskiej rodzinie nic nowego. Więc, gdy sąsiadka po każdej awanturze przemyka skulona po zakupy, i przypadkiem spotka któregoś z mieszkańców bloku – zawstydzona spuszcza wzrok: – Wszystko w porządku, tak, oczywiście.
Dzieci? Nauczyła je tego już dawno: „Pamiętajcie, to nasza sprawa, innym nic do tego”. Mały Kacper mówi: „Nie, to nie tata krzyczał, film głośno oglądaliśmy. Mama? Nie, nie płakała”. Znacie ten wstyd? Wstydzę się, bo w mojej rodzinie nie jest pięknie. Mój ukochany okazał się człowiekiem z olbrzymim problemem. A teraz ten problem niszczy i mnie i moje dzieci. Ale ja tego głośno nie powiem, nie obnażę tę „strasznej” prawdy.
Tuż pod skórą, a jednocześnie gdzieś głęboko we mnie tkwi, wszczepiony jeszcze w dzieciństwie chip Matki Polki. Kobiety „od poświęceń”. TEJ ODPOWIEDZIALNEJ ZA WSZYSTKO. Tej, która przychodzi na świat z poczuciem winy. Tej, która, kiedy ON się uspokaja, mówi do niego: „Daj, zapiorę ci tę koszulę.” A potem siada do lekcji z dziećmi.
– Dlaczego nie odejdziesz, nie zostawisz go? – pytam moją sąsiadkę, kiedy już obie przestajemy udawać, że wierzymy w codzienne, wieczorne kino akcji. – No co ty, nie poradziłabym sobie bez niego – odpowiada otwierając szeroko zielone oczy. – Poza tym on jest w głębi duszy dobry, pogubił się tylko trochę. Bardzo nerwową ma pracę, wiesz?
I co, że przed ołtarzem?
Najmilsza sąsiadko, proszę cię, przestań udawać. Wiem, w oszukiwaniu najbliższych jesteś już mistrzynią. Stworzyłaś na wasz temat przepiękną historię. Pewnie tak ci łatwiej „jakoś żyć”. Ale ty nie musisz żyć „jakoś”. Nie uśmiechaj się teraz tym wyuczonym, sztucznym uśmiechem, przecież widzę jak drży ci broda. Nie usprawiedliwiaj, nie tłumacz, nie wstydź się za niego. To ON powinien się wstydzić. Masz prawo odejść. Nie musisz walczyć, gdy on nie walczy o was.
No dobrze, wiem, przysięgałaś. Przed ołtarzem, rozumiem – to dla ciebie ważne. Jeśli potrzebujesz rozgrzeszenia, ja cię rozgrzeszę. Bóg, w jakiegokolwiek wierzysz, też jest po twojej stronie. Przecież on dobrze wie, że cierpienie nie uszlachetnia, cierpienie pozostawia blizny. Nierozerwalność małżeństwa? Ten niewidzialny węzeł, który spętał ci życiowe plany, odebrał radość, wiarę we własne siły i energię naprawdę da się przeciąć!
Twoja przyjaciółka, M., uroczyście oświadczyła w urzędzie, że zrobi wszystko, by jej małżeństwo było zgodne. Ten jej „on” też oświadczył. Ale dziś pamięta o tym rzadko, bo zbyt często przytomność umysłu odbiera mu alkohol. Więc przyjaciółka chce odejść, zabrać dzieci i żyć. Ale jej matka mówi: „Tylko dziwka zostawia męża”. Więc M. wciąż brak odwagi. A kiedy jest dobrze, jeździ z dziewczynkami i mężem na niedzielne obiady do rodziców. Podczas gdy jej mama żartuje sobie z zięciem i częstuje go szarlotką, M. zamyka się w łazience i dusi w sobie spazmatyczny płacz. Cicho, ciszej. Przecież TERAZ jest OK.
Droga mamo M., tak właśnie budujesz w swojej córce poczucie winy, tak skazujesz ją i swoje wnuczki na życiową katastrofę. Tak przykładasz rękę do jej nieszczęścia.
Zadbaj o siebie, o dzieci, nie o niego
Kochana M. – jesteś silniejsza niż myślisz. Masz prawo odejść. To jest twoje życie, a nie życie twojej matki. Jeśli się dobrze rozejrzysz, zobaczysz, że są wokół ludzie, którzy ci pomogą. Na początek napisz do mnie. Że bez niego nie dasz rady? Więc które z was „ciągnie” tę rodzinną łajbę na dno? W Internecie krążą głębokie filozoficznie memy. Na jednym obrazku para staruszków obejmuje się czule, a napis brzmi: „Kiedyś, jak coś się zepsuło, to naprawialiśmy. A teraz wyrzuca się stare i zastępuje czymś nowym.”. Zgoda, jeśli tylko ta druga osoba w tę naprawę angażuje tyle samo silnej woli co ty, walcz, naprawiaj. Ale nie rób tego pod żadnym pozorem, gdy z drugiej strony woli brak. W imię czego chcesz się tak poświęcić?…
Matko Polko, Żono Polko, czy usłyszałyście kiedyś odchodząc, że jesteście słabe, bo nie walczycie do końca o „swojego mężczyznę”? Zabolało, prawda? Niepotrzebnie. Ten, kto odważył się zarzucić słabość matce, która zabiera dzieci i ucieka od agresywnego męża, nie jest wart ani sekundy uwagi. Nigdy nie zrozumie, ile siły, odwagi i determinacji kosztuje taka decyzja. Ktoś, kto śmie powiedzieć, że słaba jest żona, która odchodzi po ciężkiej i nierównej, przegranej walce z nałogiem partnera, nie ma serca. A życie zna jedynie z filmów i seriali o bajkowych zakończeniach.
Miałyście prawo odejść. Odchodzenie jest OK.