Nie bez powodu mówi się, że porządek w domu skutkuje porządkiem w głowie. Nadmiar rzeczy i przedmiotów wprowadza do naszego życia przepych i chaos. Trudno więc odnaleźć harmonię i wewnętrzny spokój ducha, gdy czujemy się przytłoczeni. Mowa tu nie tylko o niepotrzebnych dobrach materialnych, ale także o toksycznych znajomościach czy niekończącej się liczbie spraw do załatwienia. Czy minimalizm może być sposobem na szczęście?
Wielu z nas minimalizm kojarzy się z ascetycznym stylem życia. Tymczasem dla osób, które zdecydowały się pójść tą drogą, minimalizm oznacza świadome kupowanie produktów i nawiązywanie relacji. Jest filozofią życia, która zakłada, że przeorganizowanie otoczenia, ułatwia uporządkowanie całego życia – również sfery emocjonalnej. Co ciekawe, staje się coraz popularniejsza wśród osób młodych, które wychowane zostały w czasach konsumpcjonizmu.
Nie mam się w co ubrać
Mąż Karoliny zawsze narzekał na jej zakupoholizm. – Oboje dobrze zarabialiśmy, więc kupowałam wszystko, na co miałam ochotę. Buty, torebki, kosmetyki, nowe dodatki do mieszkania, garnki, bibeloty i inne pierdoły. Bardzo lubiłam też okazje i promocje – opowiada. Wszystko się zmieniło, gdy urodziła dziecko, a w mieszkaniu pojawiły się dziecięce ubrania i akcesoria. Wtedy zrozumiała, że w domu jest po prostu wszystkiego za dużo. W rozmowie z mężem żartowała, że czas chyba wybudować dom, ale szybko wybił jej ten pomysł z głowy. – Po prostu musiałam części rzeczy się pozbyć. I to z bólem serca – wspomina. Już w trakcie porządków w szafie zrozumiała jednak, jak wiele niepotrzebnych rzeczy nagromadziła. Dysponowała czterdziestoma sukienkami, a i tak „nie miała w co się ubrać”.
Część rzeczy oddała, inne wyrzuciła lub sprzedała. Zmiany w życiu wprowadzała stopniowo, trwało to miesiącami. Oprócz pozbywania się przedmiotów, zaczęła też analizować to, co kupuje. Gdy spodobały jej się buty na wystawie, dawała sobie 5 dni na decyzję. Przez ten czas mogła zastanowić się, czy faktycznie ich potrzebuje, czy są warte swojej ceny i czy nadal tak bardzo jej się podobają. Jak twierdzi, w 99 proc. sytuacji ostatecznie rezygnowała z zachcianki. – Moja rada? Rób dokładne listy zakupów. Ale nie tylko tych spożywczych. Zapisuj też swoje fanaberie. Jestem przekonana, że po kilku tygodniach część z nich sama wykreślisz – twierdzi Karolina, która zakupami wynagradzała sobie sukcesy i porażki. Szacuje też, że ilość dóbr materialnych w swoim otoczeniu zredukowała o 50 proc.
Posiadanie jako cel w życiu
U Izy było nieco inaczej. Pochodzi z biednej rodziny, gdzie nigdy się nie przelewało. Celem jej życia szybko stało się „posiadanie”. Dzięki ciężkiej pracy udało jej się osiągnąć wysokie stanowisko. Nadrabiała więc wszystkie braki z dzieciństwa. Przecież w końcu mogła sobie pozwolić na drogie ubrania, buty, perfumy. W jej mieszkaniu nie brakowało stylowych mebli i dodatków. Nie narzekała również na brak towarzystwa – w jej blasku chciało się skąpać wiele osób. Wszystkie te relacje były mniej lub bardziej toksyczne. Ciągle też pracowała od świtu do nocy, by regularnie spłacać kredyt hipoteczny. – Wpadłam w matnię. Tylko pracowałam i wydawałam pieniądze. Miałam mnóstwo rupieci, które wcale mnie nie cieszyły. Byłam przytłoczona obowiązkami i wtedy wpadła mi w ręce książka „Magia olewania” Sarah Knight. Po jej przeczytaniu zaczęłam interesować się minimalizmem – opowiada Iza.
W odróżnieniu od Karoliny, Iza najpierw zaczęła porządkować swoje życie emocjonalne. Przeanalizowała listę znajomych i odrzuciła ludzi, za którymi nie przepada oraz energetycznych wampirów czy osoby, z którymi rzadko się kontaktuje. Później zastanowiła się nad dodatkowymi zleceniami, które wykonuje po pracy – czy faktycznie są potrzebne? Gdzie podział się czas na jej pasje i zainteresowania? Porządkowanie przestrzeni wokół nastąpiło na samym końcu i było dla niej zdecydowanie najtrudniejsze. – Wzięłam wolne w pracy. Chciałam rozprawić się ze wszystkim jednego dnia. Wszystkie swoje ubrania i dodatki rozłożyłam na łóżku i zaczęłam segregować – opowiada. Ponad połowa jej szały trafiła na aukcje w internecie.
Wolność wyboru
Karolina i Iza doszły do temu samego punktu, choć obie różnymi drogami. Obie w pewnym momencie zrozumiały, że w ich życiu czegoś jest za dużo – rzeczy, problemów, ludzi, obowiązków. – Moja mama mówiła, że porządek łatwiej jest utrzymywać niż go robić. Myślę, że to dotyczy też głowy. Pozbycie się nadmiaru rzeczy uczyniło mnie jednocześnie wolną. Minimalizm, który ja praktykuję, pozwala mi swobodnie decydować o tym, co i kto znajduje się wokół mnie – wyjaśnia Karolina.
Zdaniem Izy, podążanie za wszystkimi trendami, sprawiło, że zapomniała kim jest i czego od życia oczekuje. Przedmioty, które przez ostatnie lata nagromadziła, symbolizowały jej kompleksy. Dziś buduje swoje „JA” od nowa. – Oczywiście, że kupuję czasem ubrania i gadżety. Teraz jednak robię to w pełni świadomie. Nie wiem, ile mam przedmiotów osobistych. Na pewno mniej niż kiedyś, ale więcej niż 100, jak to się czasem mówi. I nie, nie spakuję całego swojego dobytku do jednej czy dwóch walizek – mówi Iza.
Karolina i Iza niczym nie są przesadnie oszczędne. Nie przeliczają każdego grosza. Żadna z dziewczyn nie wyrzekła się dóbr materialnych. Żadna też nie odmawia sobie drobnych przyjemności. Każda na swój sposób dojrzała jedynie do ich redukowania. Wtedy bowiem smakują lepiej. Nadmiar i przesyt tego, co materialne prowadził do nudy. Teraz stawiają na jakość, dzięki czemu ich doznania zyskują na intensywności. W każdej dziedzinie. Zyskały też czas. Dla bliskich i dla siebie. Na realizację swoich pasji i marzeń. Bo wspomnienia są cenniejsze niż nowe sukienki.