Z dnia na dzień rzucić wszystko, żeby spełniać marzenia? I do tego odnieść sukces? To naprawdę możliwe. Historia Jolanty Naklickiej-Kleser jest przykładem na to, że warto słuchać głosu serca i odważyć się podjąć decyzję, która zmieni całe życie i wywróci je do góry nogami. Kiedyś pracownik korporacji, dziś właścicielka Pracowni SMAKU i autorka książki „Lodovo, czyli domowe zdrowe lody, zimne desery i smoothie” , która nie boi się głośno mówić o tym, że spełnianie marzeń jest dla niej najważniejsze. I że w jednej chwili podjęła jedną z najlepszych decyzji w swoim życiu i rzuciła wszystko, aby wziąć udział w MasterChefie.
Anna Wójtowicz: Jakie to uczucie, rzucić wszystko z dnia na dzień dla realizacji swoich marzeń i pasji?
Jolanta Naklicka-Kleser: Każdemu polecam. Pamiętam, jak to zrobiłam. Czułam się, jakbym stała na jakimiś co najmniej ośmiotysięczniku i krzyczała ile sił w płucach, po prostu z radości. To jest coś niesamowitego. Myślę, że normalnie bardzo ciężko jest nam uwolnić się od stałej posady, dobrze płatnej, bezpiecznej i pójść za czymś, co jest tylko marzeniem lub aż marzeniem. Bo to jest nieznane i niepewne. Natomiast, jeśli ktoś może sobie pozwolić na taką sytuację, a ja akurat mogłam, bo mąż zapewnił mi bezpieczeństwo, to naprawdę polecam, żeby się samemu rozwijać i codziennie zdobywać nowe góry. Ale już nie pod okiem menedżerów, szefów i w korporacji, tylko krocząc własną drogą.
Kiedy Pani poczuła, że to jest ten moment, żeby rzucić pracę?
Był konkretny powód. Rozpoczęto nabór do drugiej edycji MasterChefa. Pamiętam jak dzisiaj, że pierwszą edycję śledziłam z zapartym tchem, przeżywałam każdą konkurencję, którą mieli. I tak sobie pomyślałam, że to jest szczyt marzeń, żeby znaleźć się w kuchni MasterChefa, gotować codziennie coś innego, spotkać się osobami, które tak samo jak ja kochają gotować i rozmawiać tylko i wyłącznie o gotowaniu. Wysłałam zgłoszenie, zostałam zaproszona na casting. Kiedy została nas setka, reżyser oznajmił, że musi wiedzieć, czy będziemy mieć urlop. To był warunek dostania się do finałowej czternastki. Napisałam podanie do firmy. Odmówili. To był ten impuls, który zmienił moje życie.
Wielu może uznać to za akt odwagi.
Niektórzy mówią, że to była wielka odwaga. Pamiętam, że byłam wtedy tak zamroczona tym wszystkim, co się wokół mnie dzieje i gdyby nie to, że mąż powiedział: „to chyba rzucasz pracę w takim wypadku, jak nie dostałaś urlopu”, chyba nie podjęłabym decyzji. Ja mu na to odpowiedziałam: „no dobra”, odłożyłam telefon i napisałam podanie. Myślę, że gdyby się mnie zapytał więcej razy, to rozsądek doszedłby do głosu. Wtedy były wielkie emocje i chęć spełnienia się, sprawdzenia się. Teraz myślę, że jest to połączone z odwagą, ale wtedy tak nie myślałam.
Wsparcie męża było bardzo ważne dla Pani w tych chwilach. Gdyby nie on, być może wszystko potoczyłoby się inaczej?
Myślę, że on strasznie wierzył we mnie. Tak teraz z perspektywy czasu o tym myślę. Bo jeśli nie wierzyłby w moje gotowanie, w moją miłość do tego, to w ogóle by się na to nie zgodził. Wtedy nie miałby nadziei na to, że się dostanę i na to, że potem mogę coś robić w tym kierunku. Zawsze marzyłam, aby mieć chociaż takie malutkie miejsce, w którym będę karmić różnych ludzi, w którym będę mogła gościć i przekazywać swoją wiedzę.
To się spełniło. I wcale nie jest to takie małe miejsce.
Otworzyłam przepiękną Pracownię Smaku – jedno miejsce, wiele możliwości w tajemniczej bramie w samym sercu Katowic przy ul. Kościuszki 12.
Jak widać udział w MasterChefie był dla Pani przygodą życia, która otworzyła wiele furtek.
Zgadza się, każdemu polecam. Jeśli ktoś marzy o gotowaniu, na pewno tutaj szybciej osiągnie sukces i spełni swoje marzenia, ponieważ jest to furtka, która naprawdę otwiera wiele możliwości. Przede wszystkim dla mnie najważniejsze było to, że dostałam trzy razy „tak” na castingu od Magdy, Michela i Ani. Wtedy pomyślałam: kurczę, warto było rzucić tę robotę i chyba jednak jestem w dobrym miejscu. Odetchnęłam. Nie przyznałam się w programie, że rzuciłam pracę, ale ciągle o tym pamiętałam i czułam tę presję, że muszę dobrze wypaść.
Po przygodzie z programem nie tylko otworzyła Pani swoje wymarzone miejsce, lecz także wydała książkę „Lodovo, czyli domowe, zdrowe lody, zimne desery i smoothie”. Dlaczego akurat lody i desery?
Wiele czynników się na to złożyło, jednak najważniejsze jest to, że chciałam w ten sposób podziękować swojej rodzinie, szczególnie mężowi. Wziął na siebie bardzo wiele, pozwalając mi odejść z korporacji. Wspierał mnie przez te kilka lat po MasterChefie. Rozwijałam się, krok po kroku realizowałam swoje marzenie. Poza tym moja rodzina uwielbia lody. Mam trójkę dzieci i też spotykam się na warsztatach u mnie w pracowni z mamami, które mają ten sam problem, co ja, czyli co dać im do jedzenia i nie mieć poczucia, że poszłyśmy na łatwiznę i sięgnęłyśmy po gotowce. Chcę pokazać rodzicom, że nie muszą karmić dzieci produktami, o których tak naprawdę nie wiemy, co mają w składzie – a jak już wiemy, to jesteśmy przerażeni. Zrobienie lodów, to jest kwestia kilku minut. A radość dzieci jest wielka. Poza tym mam świadomość, że to, co im daję, jest zdrowe. Ale mam nadzieję, że to dopiero początek i ta książka będzie pierwsza. Mam w planach kolejne, tak więc jeszcze dużo przede mną.
Proponuje Pani ciekawe połączenia smakowe np. pojawiają się lody dodatkiem pieprzu czerwonego lub z kurkumą. Dzieci polubią takie smaki?
Pieprz czerwony to jest w ogóle rewelacja. Uwielbiam go dodawać do dań słonych, ale wykorzystałam go także w połączeniu ze słodkim. Nie jest tak pieprzny jak normalny, jego smak jest właśnie na pograniczu słodkiego a takiego charakternego, mocnego. Co do nowych smaków, nie tylko u dzieci, lecz także u dorosłych jest identycznie, że jedząc coś po raz pierwszy, to nie do końca jest to smak, który od razu kochamy, prawda? Ja tak miałam z kolendrą zieloną. Na początku zjadłam i uznałam, że to się w ogóle nie nadaje do jedzenia, a teraz kocham. Nie możemy odpuszczać, tylko uczyć się nowych smaków i kilka razy spróbować.
Jak zaczynamy swoją przygodę z lodami, to nie polecam lodów z czerwonym pieprzem dla dzieci. Zacznijmy od klasycznych smaków, które dzieci lubią. Ale możemy im codziennie te smaki różnicować, czyli raz truskawka, raz malina, innym razem jagoda, czyli te rzeczy, które znają. Później możemy coraz szybciej wprowadzać nowe smaki.
Jaki jest Pani ulubiony przepis?
Uwielbiam mango połączone z mlekiem kokosowym. Jestem uzależniona od tego smaku i każdemu polecam. Chętnie sięgam też po granity np. gruszkową z rozmarynem i Prosecco. To jest takie połączenie niebanalne, dość wytrawne. Gruszka jest aromatyzowana rozmarynem i następnie dodawane jest Prosecco. Tym goszczę swoich przyjaciół i klientów. Zgodnie twierdzą, że jest rewelacyjne i ja się z nimi zgadzam.
Podzieli się Pani szybkim i prostym przepisem?
Podam przepis na moje ulubione szybkie lody z mango. Jeden składnik musi być zamrożony, czyli wcześniej obieramy mango, kroimy na kawałki i mrozimy. Do tego dodajemy łyżkę śmietanki kokosowej i miksujemy, ale nie do uzyskania konsystencji smoothie, tylko krótko, aby połączyć te składniki. I mamy szybkie lody. Drugi sposób, to połączenie świeżych składników, wlanie ich do foremek, które są u mnie w książce wykorzystywane, i zamrozić. Po 5-6 godzinach są gotowe.
Jolanta Naklicka-Kleser to finalistka drugiej edycji MasterChefa. Właścicielka Pracowni SMAKU, która znajduje się w Katowicach przy ul. Kościuszki 12. Jej największą pasją jest gotowanie. Niedawno wydała pierwszą książkę „Lodovo, czyli domowe, zdrowe lody, zimne desery i smoothie”. I już zapowiada kolejne.