Go to content

„Mobbing nie przyjmuje formy otwartej agresji, to raczej manipulacja słowna i psychiczna”

Fot. iStock/Tharakorn

Nawet nie wiesz, kiedy trafiasz w ten potrzask. Jesteś jak zaszczute zwierzę, nie wiesz kompletnie dlaczego tak się dzieje?

Krystyna Andruszkiewicz jest ofiarą mobbingu, która postanowiła głośno powiedzieć, co ją spotkało, jak została potraktowana, by ostrzec każdego, który doświadcza tej przemocy ze strony swojego pracodawcy.

A zaczyna się trochę tak niewinnie. Szef unika spotkań z tobą, o wszystkich swoich oczekiwaniach i wymaganiach wobec ciebie informuje cię drogą służbową. Obrzydza ci życie, a co najgorsze jego taktyka sprawia, że przez ciebie zatruwa życie współpracownikom. – W moim przypadku wszystkie polecenia dostawałam na piśmie, nawet jednozdaniowe. Kto się tym zajmował – sekretarka, która zamiast wykonywać swoje obowiązki musiała do mnie ze wszystkim przychodzić. Każdy miałby dość – wspomina pani Krystyna.

Przez 27 lat pracowała w szkole jako nauczycielka. Najpierw uczyła języka rosyjskiego, później niemieckiego. Nigdy nie otrzymała żadnej nagany, wręcz przeciwnie – otrzymała nagrodę Wielkopolskiego Kuratora Oświaty za wybitne osiągnięcia w pracy dydaktyczno-wychowawczej, o którą wystąpiła była dyrektor szkoły, w której pani Krystyna uczyła. I to „była dyrektor” ma tu istotne znaczenie. Bo nowy dyrektor stał się autorem koszmaru, który spotkał nauczycielkę z wieloletnim stażem.

– W październiku otrzymałam nagrodę, a w maju zostałam zwolniona – opowiada Krystyna Andruszkiewicz.

Wszystko zaczęło się po zmianie dyrekcji w szkole. – Od początku było coś nie tak. Mobbing nie przyjmuje formy otwartej agresji, to raczej manipulacja słowna i psychiczna. W moim przypadku chodziło niestety o zawiść i zazdrość, które stały się przyczyną całej fali terroru. Nauczyciele to bardzo trudna grupa zawodowa, w której trudno przyjąć sukces kolegi czy koleżanki z pracy. Taka niestety jest prawda. Zaczęły do mnie docierać głosy, że umniejsza się moją nagrodę, krytykuje się nagle moje metody pracy, ale wtedy się specjalnie tym nie przejmowałam. Niestety na początku grudnia musiałam przejść operację tarczycy, tym samym byłam na miesięcznym zwolnieniu. Po powrocie dowiedziałam się, że zastępująca mnie nauczycielka była częstym gościem w gabinecie dyrektora niezbyt pochlebnie wypowiadając się o mojej pracy, nauczaniu, podejściu do uczniów. „Uważaj na nią” – taki komunikat dostałam. Ale, kto by się przejmował. Wiedziałam, że pracuję dobrze, że z dziećmi nie mam problemu, co mogło źle zadziałać?

A jednak. Po powrocie do szkoły pani Krystyna na własnej skórze odczuła zmiany w atmosferze pracy. Koledzy się od niej odsuwali, unikali jej. Unikał też dyrektor, do czasu, gdy wezwał oczywiście za pośrednictwem sekretarki, nauczycielkę do swojego gabinetu. Tam bez słowa wyjaśnienia podał jej kartkę, długopis i zaczął dyktować, co ma napisać. Kiedy okazało się, że to podanie o zwolnienie z pracy, pani Krystyna poprosiła o wyjaśnienia. – Usłyszałam, że nauczycielka, która miała już prawa emerytalne, stwierdziła, że na emeryturę nie przechodzi, więc ona zostaje, a ze mną dyrektor się żegna.

Można by było podkulić ogon, machnąć ręką, przypłacić całą sytuację depresją i odejść po cichu. Ale kiedy rodzi się w człowieku tak głębokie poczucie niesprawiedliwości, kiedy nie znajduje zrozumienia dla działań, które są nie wiedzieć czemu przeciwko niemu skierowane, to nie można siedzieć cicho. Pani Krystyna wysłała pismo do kuratorium. To oczywiste, że czuła się pokrzywdzona – ona przed emeryturą, zaangażowana nauczycielka nie tylko w nauczanie, ale i w pracę z uczniami po zajęciach, autorka publikacji, nauczyciel nagradzany i co? Nagle z braku rzekomego etatu ma ustąpić miejsca komuś, kto mógłby przejść na emeryturę, a zostaje tylko dlatego, że jej zrobił czarny PR???

Ale wtedy dopiero rozpętało się piekło. Że jak ona mogła uderzyć w dobre imię szkoły, jak mogła napisać donos na dyrektora do kuratorium, jak śmiała na zewnątrz wyjść ze swoimi problemami, Dyrektor szalał, zwołał Nadzwyczajna Radę Pedagogiczną, która miała na celu zrobienie z pani Krystyny potwora, zakałę całego zespołu. Dyrektor nauczycielom podsuwał do podpisu pisma szkalujące nauczycielkę, kazał pisma w podobnym tonie podpisywać uczniom. Chęć zniszczenia człowieka sprawiała, że posuwał się do absurdów. – Podczas rozprawy sądowej, bo sprawa w końcu trafiła do sądu, jedna z nauczycielek tłumaczyła, że owszem podpisała pismo, w którym przedstawiano mnie w jak najgorszym świetle. Tyle tylko, że po pytaniach sądu okazało się, że ta pani nigdy ze mną nie pracowała, przyszła do pracy, kiedy ja już walczyłam o swoje prawa w sądzie. Dyrektor miał jej powiedzieć: „To nic, że pani jej nie zna, jest pani częścią zespołu, musi pani podpisać” – wspomina pani Krystyna.

Wygrała sprawę. Sąd przywrócił ją do pracy, ale musiała wrócić do szkoły, w której potraktowano ją jak przestępcę. – Nigdzie nikt nie chciał mnie zatrudnić, a kto by chciał z taką reputacją, jaka została mi przez dyrektora i grupę przychylnych mu nauczycieli stworzona? Pracowałam do emerytury w szkolnej bibliotece, gdzie dyrektor do końca nie tyle otwarcie, a jednak skutecznie obrzydzał mi pracę. Ale wytrwałam. To nie było łatwe.

Pani Krystyna cały koszmar, który przeżyła odchorowała – depresją, załamaniem, wizytami u psychiatry i psychoterapeuty.

– Napisałam książkę „Smak mobbingu” z jednej strony traktując ją jako moją terapię, wyrzuciłam z siebie te wszystkie emocje, ale z drugiej strony przywołując odpowiednie przepisy chciałam dać prawne narzędzie każdemu, kto z mobbingiem spotyka się w pracy. Odeszłam ze szkoły bez pożegnania, bez słowa. Oddałam szkole 30 lat, po to, aby w ciągu ostatnich trzech lat mojej pracy ktoś taki, jak ten dyrektor zniszczył wszystko to, co osiągnęłam, nad czym pracowałam. On nadal jest dyrektorem, choć wcześniej był nauczycielem wychowania fizycznego, który znęcał się nad dziećmi… Dzisiaj wiem to od rodziców, którzy się do mnie odzywają, a którzy nie zdawali sobie sprawy z tego, co przeszłam. Najgorsze było to, że straciłam zaufanie do ludzi. Że pozwoliłam jemu, by zakorzenił we mnie przekonanie, że każdy jest hipokrytą, który uśmiecha się do ciebie, a za chwilę jest gotów wbić ci nóż w plecy. Na szczęście wróciłam do ludzi, dzięki pracy, którą dostałam w dużym markecie. Pracuję na kasie, dorabiam do emerytury. Dzięki obcojęzycznym klientom mogę szkolić nadal język. Uczę się angielskiego, bo syn mieszka w Londynie i powiedział, że do kraju, gdzie tak niszczy się dobrych ludzi, na pewno nie wróci.

Naprawdę teraz przyjazna, wspaniała atmosfera w pracy pozwala mi na nowo uwierzyć, że są dobrzy ludzie, że można pracować w zgranym zespole, gdzie nikt nikomu krzywdy nie zrobi. Moją przełożoną jest moja była uczennica, która poznając moją historię powiedziała, że to niemożliwe, żeby coś takiego mnie spotkało… Od dwóch lat jestem ławnikiem w sądzie i obserwuję, jak coraz więcej spraw o mobbing jest prowadzonych. I dobrze. Bo każdy ma prawdo do obrony, każdy ma prawo do bycia szanowanym przez pracodawcę. A gdy ten chce zniszczyć poczucie wartości, zniszczyć wszystko to, co sami sobie wypracowaliśmy, to mamy pełne prawo się temu przeciwstawić.


DSCN0252

Krystyna Andruszkiewicz autorka książki „Smak mobbingu” Smak_mobingu_okl