Go to content

Ewa Woydyłło: „Nie chcę być wyrozumiała, kiedy on łapie kobietę za rękę i ją wykręca. No przepraszam bardzo, ma płaty czołowe, nie jest amebą, potrafi myśleć”

W Polsce każdego dnia 2 tysiące kobiet staje się ofiarą przemocy domowej. Tymczasem rząd chce się wycofać z konwencji antyprzemocowej
Fot. iStock / knape

Ewa Woydyłło opowiada o kobietach, które były przypalane przez mężów niedopałkami, wykorzystywane seksualnie – długo wytrzymywały, aż dochodziły do ściany i musiały sięgnąć po ostateczność, żeby wyzwolić się z rąk oprawcy… A przecież przemoc domowa nie zdarza się w rodzinach określanych ogólnie mianem patologicznych. „Byłam kiedyś bardzo zaangażowana w sprawę, w którą uwikłana była inna publiczna osoba pretendująca do politycznych stanowisk, co więcej przed jakimiś wyborami cała Polska pełna była bilbordów ze zdjęciami tego adwokata. Tymczasem jego żona, moja serdeczna koleżanka, była przez niego katowana” – wspomina psycholog. 

Ewa Raczyńska: Czy historia Karoliny Piaseckiej, nad którą mąż znęcał się psychicznie i fizycznie, a ona postanowiła upublicznić nagrania świadczące o jego przemocy, czegoś nas nauczą? Czy może przejdziemy za chwilę nad tym do porządku dziennego?

Ewa Woydyłło: Takie akty, jak ten pani Karoliny są cegiełkami, które składają się na jedną dużą całość. Być może potrzeba ich tysiące, żeby wreszcie nastąpił jakiś skok w świadomości społecznej dotyczący przemocy domowej.

Dlaczego do takich sytuacji w ogóle musi dochodzić?

To, że coś takiego raz na jakiś czas się dzieje, jest kwestią kilku czynników. Jednym z nich na pewno jest okropna bezsilność kobiet. Przecież pani Karolina zdecydowała się ujawnić te nagranie wtedy, gdy w sprawie rozwodowej jej mąż wytoczył przeciwko niej straszliwe zarzuty, w takich sytuacjach człowiek po prostu widzi, że zostaje pokonany dwukrotnie. Raz, kiedy doznawał krzywdy, a drugi raz, gdy za tę krzywdę zostaje obwiniony, a w dodatku obciążony. I nie można o tym zapominać, bo w sytuacji rozwodu i orzekania o winie wchodzą kwestie majątkowe, zatem nie jest całkiem obojętne, kogo sąd uzna za osobę winną.

I gdybym tylko miała dostęp do tej dziewczyny, pierwszą rzeczą, jaką bym zrobiła, to przytuliłabym ją mocno i powiedziała: „Absolutnie, rób to, weź adwokata, niech zajmie się tym wszystkim profesjonalnie”. Przecież właśnie po to cywilizacja wymyśliła służby specjalistyczne, których zadaniem jest interwencja w wielu ludzkich sprawach, kiedy gdy dzieci są źle traktowane, gdy ktoś pod wpływem alkoholu naruszy przepis i ucieka. To są drastyczne sytuacje łamania zasad współżycia społecznego. W tym przypadku straszliwsze o tyle, że dotyczą męża i żony…

Zresztą nie jest to pierwsza taka historia. Byłam kiedyś bardzo zaangażowana w sprawę, w którą uwikłana była inna publiczna osoba pretendująca do politycznych stanowisk, co więcej przed jakimiś wyborami cała Polska pełna była bilbordów ze zdjęciami tego adwokata. Tymczasem jego żona, moja serdeczna koleżanka, była przez niego katowana, a ja o tej sprawie wiedziałam od dobrych kilku lat… Nawet on zgłosił się do mnie na terapię z problemem alkoholowym, ale przychodził z taką pychą i butą właściwie nie przyjmując w ogóle tego, nad czym moglibyśmy pracować… Ta sprawa też wypłynęła, bo kobieta musiała się bronić w sądzie. Gdy dochodzi się do ściany tak, jak te kobiety, trzeba zdjąć białe rękawiczki.

Najgorsze, że trzeba do tej ściany dojść. Jednak wiele kobiet, ofiary przemocy, które spotkałam, opowiadają swoją historię anonimowo.

Kieruje nimi przede wszystkim strach, zwłaszcza, że taki opresor jest niesłychanie silny, w sensie siły fizycznej, jak i siły, która ma wymiar poza osobisty. To on może nękać, może pozbawić środków do życia, może odebrać dzieci, może na niebezpieczeństwo narazić otoczenie, koleżanki, nowego partnera. Przecież na tym tle dochodzi do zabójstw. Pamiętam sprawę z Krakowa, kiedy mężczyzna na parkingu strzelił do nowego partnera swojej byłej kobiety. To nie są bajki, czy film, to się dzieje naprawdę.

Poza tym, gdy dochodzi do agresji, ta staje się sposobem na osiąganie swoich celów. Każdy chce być szanowany, słuchany, respektowany i kiedyś, w dawnych czasach, sposobem na osiąganie tych celów była właśnie siła. Przecież dzieci uczone były przede wszystkim posłuszeństwa i nie miały żadnych praw. Podobnie kobiety, które były całkowicie zależne od mężczyzn, nie mogły same podróżować, nie miały swojego majątku, a nawet jeśli miały, to po ślubie zarządzał nim tylko mężczyzna. O tym, co kobieta ma robić, jak ma się prowadzić, właściwie o wszystkim, decydował jej mąż, bo ona była osobą bezwłasnowolną. Dzisiaj prawo zmieniło tę relację, ale ludzie się nie zmienili.

Dajemy nieme pozwolenie na przemoc?

Żyjemy w kręgu kulturowym niesłychanie głęboko zakorzenionym w katolicyzmie. A proszę pamiętać, że katolicyzm to ostoja starego porządku, nie jakiegoś nowego. Katolicyzm nie uwzględnia badań naukowych, rozwoju wiedzy o człowieku, nic, po prostu nic, trzyma się kurczowo średniowiecza I tak dobrze, że już uwierzyli, że ziemia nie jest płaska i nie dźwigają jej na grzbiecie cztery słonie. Jednak zakorzenionych w naszej kulturze pozostało jeszcze bardzo dużo starych przekonań. Jednym z nich jest to, że kobieta musi być posłuszna mężowi.

W tym duchu wychowywane są kobiety i dziewczynki. Schemat jest niezmiennie ten sam. Przemoc nie pojawiła się nagle, ona jest od wielu lat, tylko teraz wychodzi na wierzch… A ile spraw nie wychodzi? Tu idealnie pasuje powiedzenie o wierzchołku góry lodowej, który wystaje ponad wodę, a pod spodem… znajduje się dokładnie to samo, tyle, że w ukryciu. Tak wygląda problem przemocy domowej w naszym kraju.

Czasami bywam w więzieniach dla kobiet, tworzyłam ośrodek terapii uzależnień dla narkomanek i alkoholiczek w więzieniu w Grudziądzu. Te kobiety znam, czasami są one skazane na długie wyroki, ale są socjalizowane, przechodzą terapię… Rozmawiam z nimi, pytam: ile ci zostało i słyszę 25 lat, 18 – wiem, że to najwyższe wyroki, za zabójstwo. Innej zostały dwa lata do wyjścia. I kiedy tak sobie z nimi siedzę, to zawsze łza na powiekach mi się kręci, bo myślę sobie, że rany boskie, gdybym ja urodziła się w tym samym domu co one i z nimi albo zamiast nich dorastałabym w takim środowisku, to przecież byłabym na ich miejscu, może nawet szybciej niż one.

Dlaczego?

Bo mam temperament przekorny i często się buntuję, a co dopiero gdybym była wtłaczana w taki, jak one, model podporządkowania… Pewnie nie czekałabym 10 lat do momentu, kiedy mąż przypalałby mnie niedopałkiem, kiedy nie chciałabym z nim seksu uprawiać. Nie wytrzymałabym, gdyby wlewał mi wódkę i kazał pić duszkiem, żeby mu łatwiej było robić ze mną w łóżku, co chce. Jedna z kobiet opowiadała, że jej facet się na nią wypróżniał… I w końcu któraś wzięła nóż, a któraś uciekła z domu. On ją gonił, więc zaaranżowała wypadek. Przebiegła przed rozpędzonym autem, które w niego już uderzyło. Znaleźli się świadkowie, którzy zeznali, że ta kobieta jednak maczała palce w tym wypadku i sąd skazał ją na pół roku pozbawienia wolności.

Doszła do ściany…

Właśnie, a przecież w tym więzieniu, wśród tych kobiet nie było ani jednej osoby, która miałaby zwyrodniały charakter, czy mózg chory na okrucieństwo. Nie, one po prostu wytrzymywały tak długo, aż w końcu się miarka przebierała i sięgały po ostateczność. Któraś ze schodów zrzuciła, facet połamał sobie kości, a ją skazano za przemoc.

Najgorsza w tym wszystkim była taka okropna niesprawiedliwość. Bo nawet wtedy, kiedy one były krzywdzone, żaliły się i płakały, chciały odejść, to ich matka, ponieważ najczęściej sama żyła w opresyjnym związku, mówiła: no ja się tyle nacierpiałam, to ty nie wytrzymasz?

Przemoc można porównać do szczurów. Podobno, gdy one się zalęgną, to nie ma sposobu, by się ich pozbyć, trzeba dom spalić. Przystosowują się, wżerają… I przemoc działa podobnie, zwłaszcza, że jest ogólne przyzwolenie na taki „machoizm”. Przecież, kiedy opowiada się żarty o tym, że facet tłucze kobietę za coś tam – wszyscy rechoczą w barze.

Przemoc jest ukrywana, a z drugiej strony tak bardzo oczywista. Na to jest przyzwolenie, tak ma być, bo taka jest rodzina.

W takim modelu wiele z nas zostało wychowanych, to mąż jest najważniejszy i jego zdanie się liczy.

Pamiętam początek lat 90-tych, czasy, kiedy Polska wyrwała się spod sowieckiego jarzma, to właśnie wtedy Europa szalenie chciała nam pomagać. Bardzo dużo działałam wtedy wokół problemu alkoholizmu, dzięki czemu często miałam do czynienia z ówczesnym Ministerstwem Zdrowia. To wtedy z Brukseli przyszła oferta – chcieli nam dać jakąś naprawdę dużą sumę pieniędzy na zajęcie się przemocą domową. Niestety jacyś tam biskupi natychmiast zatrzymali całą sprawę za argument podając, że Zachód chce rozbić polską rodzinę.

I ten argument brzmi do dzisiaj. Bo dlaczego chcemy wypowiedzieć konwencję antyprzemocową? Otóż dlatego, że aby spełnić jej warunki, trzeba przeprowadzić zmianę prawa, uznać przemoc domową za przestępstwo. A jeśli jest przestępstwo, to musi być system kar, a co za tym idzie – reedukacja.

Kiedy zajmowałam się tą sprawą i trafiłam w Chicago na Polaka, który zatrudniony przez miasto opiekował się w pewien sposób polskimi imigrantami, których angielski był słaby, a oni dostawali wezwania do sądu wyroki za przemoc domową, np. za bicie dzieci. Zresztą w Stanach wygląda to tak, że jeśli do szkoły przyjdzie chłopiec z siniakiem, to nauczyciel od razu pyta, co się stało. Jeszcze tego samego popołudnia w domu tego chłopca jest nie policja, ale służba specjalna zajmująca się problemem przemocy domowej. Taki ojciec, który bije swoje dziecko ma sprawę w sądzie, sąd w ciągu tygodnia orzeka wyrok, np. trzy miesiące prac publicznych albo pół roku pozbawienia wolności w zależności od czynu. Tyle tylko, że dostaje on wybór – jeśli nie chcesz tej kary przyjąć, to pójdziesz na roczny kurs oduczania przemocy i agresji.

I to działa?

Byłam na takim kursie zobaczyć, jak to wygląda. Taki facet za kurs, który odbywa się na policji lub w wynajętych salkach, musi zapłacić. U nas nazywałoby się to terapią, ale z terapią niewiele ma wspólnego, bo tych kursów nie prowadzą nawet psycholodzy, tylko ludzie przeszkoleni. Taki kurs trwa pół roku lub rok, delikwent przychodzi dwa lub trzy razy w tygodniu, na półtorej godziny. Siedzi od 20:00 do 21:30, w tym czasie dzieci idą spać w domu spokojnie, a on zamiast iść do baru czy oglądać telewizję, musi być na spotkaniu, sąd jego obecności monitoruje. Ten program zakłada spotkania grupowe nawet d0 25 osób, to nie jest intymna terapia, tylko robota nad tym: dlaczego bracie, jak chcesz, żeby cię żona kochała i szanowała, a dzieci były dla ciebie miłe, używasz pięści, albo wulgarnych słów, albo podniesionego tonu. Dlaczego nie potrafisz tej miłości i szacunku zjednać sobie w inny sposób, innymi metodami, które sprawią, że uzyskasz rzeczywistą więź z najbliższymi?

Mam znajomych, którzy przeszli szkolenie uprawniające ich do prowadzenie takiego kurs, ale u nas nikt nie jest zainteresowany. Jedynie w więzieniach udaje się to zrobić..

I jak widać, są sposoby na oprawców, świat już wymyślił, jak z nimi skutecznie pracować, nie zajmować się jedynie ofiarami, a przede wszystkim sprawcami. Bo ofiara się wyprowadzi, znajdzie się jej dom, udzieli pomocy, ale po pół roku ona wróci i co wtedy? Wtedy dochodzi do tak wyrafinowanej formy przemocy…, dochodzi do terroru.

Czy nie jest tak, że musimy pamiętać, że przemoc domowa nie ma miejsca jedynie w patologicznych domach?

Przemoc podobnie jak alkoholizm, sięganie po leki, czy chodzenie na rozładowanie seksualne do domów publicznych, w ogóle nie jest związana z wykształceniem, czy statusem materialnym, tylko raczej z pewnymi emocjonalnymi defektami. A defektem nazywam brak umiejętności radzenia sobie z emocjami. Jeśli ktoś jest sfrustrowany, wraca zmęczony z pracy, albo ma normalne życiowe trudne sytuacje i nie umie ich rozwiązać, nie potrafi.

Ta sytuacja dotyczy zwłaszcza mężczyzn. My kobiety gadamy, jak mamy zmartwienie, to dzwonimy do przyjaciółki. Ja na przykład mam bardzo ciężko chorego męża i związane z tym i nie tylko z tym rozmaite trudne sytuacje. Tyle, że wokół mnie jest wiele kobiet, których czasami nazwiska nie pamiętam, a z którymi tworzymy kongres kobiet od wielu lat. I one w tych najtrudniejszych momentach wysyłają mi SMS-y w postaci serduszek, kwiatków. Dają mi w ten sposób znać, że jak będę potrzebować pomocy, to zawsze mogę się do nich zwrócić. W końcu każdy z nas doświadcza trudności, tylko różnie sobie z nimi radzimy. Zna pani mężczyzn, którzy wysyłają do siebie serduszka, gdy jeden z nich ma problemy w pracy?

Oczywiście, że nie. Przecież ogólnie uważa się to za niemęskie, facet musi być silny, nie może się nad sobą użalać…

Właśnie, bo to uważa się za użalanie się, a tak naprawdę wcale nim nie jest. Kiedy dziecko umiera i ktoś nie może sobie poradzić z emocjami, to czy nazwiemy to użalaniem? W takiej sytuacji kobieta kobiecie wie, jak pomóc – ugotuje obiad, zrobi herbatę, posiedzi z nami, a nawet popłacze. I to jest ta różnica, z której wynika, dlaczego wśród kobiet jest dużo mniej agresji Przecież ludzie są tacy sami, a jednak nam kobietom wolno płakać, już jako małym dziewczynkom. Ale jak płacze chłopiec…

To się mu mówi: nie bądź jak baba.

To pokazuje absurdy. Bo w jakimś sensie przemoc nie do końca i nie zawsze jest – i tu można użyć dużego cudzysłowu – „winą” mężczyzn, to wychowanie, wzorce, które zostają w nich zakorzenione. Przy czym w żaden sposób nie chcę być wyrozumiała, kiedy on łapie kobietę za rękę i ją wykręca. No przepraszam bardzo, ma płaty czołowe, nie jest amebą, potrafi myśleć.

Przemoc można uważać za wynik kultury, w jakiej zostaliśmy wychowani?

Tak, ponieważ dochodzi do niej w majestacie tradycji, władzy, poważania modelu rodziny, który wyznacza katolicyzm, a także zamiatania wszystkiego pod dywan.

Znam przypadek, kiedy kobieta była strasznie przez swojego męża traktowana, no potwornie i to ze znanej publicznie rodziny, takiej z najwyższej półki. I kiedy on umarł, ona to wszystko zakłamała. Wydała książkę, w której opowiada o swoim mężu w samych superlatywach. Zbiera mi się na wymioty, jak to czytam, bo ja wiem, ile razy ja ją na duchu podtrzymywałam, próbowałam namówić, żeby zareagowała. Gdy umarł – o rety, jak ona tęskni, jak to zawsze było cudownie, jak było pięknie. Jak widać same kobiety żyją w takim kokonie tradycji.

A co z komentarzami innych kobiet: „Odejdź, nie bądź głupia, ja bym już dawno go zostawiła”?

Wiem, że takie komentarze oburzają czasami. Jednak kobieta, która tak mówi, reprezentuje już inny sposób myślenia, wypłukał się z niej osad jakiegoś lęku, wstydu. I na szczęście coraz więcej jest takich kobiet. To jedna strona. Druga wygląda tak, że jeśli ktoś pyta, czemu nie odejdziesz, to ona ma szereg argumentów. Nie odejdzie, ponieważ nie będzie miała z czego żyć, zostanie z niczym, on odbierze jej dzieci. Nie odejdzie, bo nie wierzy w sądy polskie, bo zostanie bez dachu nad głową, bo jego rodzina ma tak macki rozłożone, że pozbawi ją wszystkiego, ponieważ sąd zostanie przekonany, że to ona jest sprawczynią przemocy. Przecież tak właśnie działo się w przypadku Karoliny Piaseckiej. To są poważne groźby, jak z nimi walczyć?

Jeszcze jest jeden aspekt, z którym się bardzo identyfikuję, zwłaszcza w przypadku starszych kobiet. To jest poczucie: dobra odejdę i zostanę z czym? Zostanę osamotniona, bo obecność mężczyzny dla innych ludzi, dla mnie może nie, ale dla innych może być miarą mojej normalności, a przede wszystkim wartości, jakikolwiek by ten facet nie był…


Ewa Woydyłło

Ewa Woydyłło

Ewa Woydyłło doktor psychologii i terapii uzależnień, autorka licznych książek, m.in. Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień, Zaproszenie do życia, Sekrety kobiet, Rak duszy. W Polsce spopularyzowała leczenie oparte na modelu Minnesota, który bazuje na filozofii Anonimowych Alkoholików. Otrzymała medal św. Jerzego za osiągnięcia w dziedzinie terapii i profilaktyki uzależnień, a za pracę z uzależnionymi w więzieniach odznaczenie Ministra Sprawiedliwości.