Pewien mężczyzna przypadkowo podpisał swoje służbowe e-maile nazwiskiem koleżanki z pracy. To co stało się potem, wprawiło go w szczere zdumienie. Postanowił więc opisać całą sprawę w mediach społecznościowych.
Martin Schneider pracuje dla firmy zajmującej się recenzowaniem filmów. Pewnego dnia otrzymał e-mail od jednego ze swoich klientów. Wiadomość była opryskliwa, mężczyzna niegrzeczny i lekceważący. Klient zarzucał Martinowi, że ten nie rozumie podstawowych pojęć oraz wmawiał mu, że jego postępowanie (czyli opóźnianie pracy Martina) jest standardowe dla branży, w której pracuje Martin. Kiedy Martin zdał sobie sprawę z tego, że jego klient myśli, że koresponduje z kobietą (Schneider omyłkowo prowadził korespondencję ze skrzynki pocztowej swojej koleżanki), zrozumiał, dlaczego jest ona tak często krytykowana za nieradzenie sobie z komunikacją z klientami.
Kiedy tylko Martin sprostował pomyłkę, sprawy wróciły do „normy”, czyli zmienił się sposób, w jaki komunikował się z nim klient. Odbiór zmienił się na pozytywny, Schneider otrzymywał natychmiastowe odpowiedzi i podziękowania za swoje sugestie, praca z klientem stała się miła i przyjemna, choć metody pracy, czy treści, które przekazywał Martin w e-mailach, w ogóle się nie zmieniły. Jedyna różnica polegała na tym, że zaczął się podpisywać swoim, męskim imieniem.
Pan Schneider tak bardzo przejął się sytuacją swojej koleżanki, że postanowił przez dwa tygodnie używać jej podpisu. I wtedy okazało się, jak bardzo i jak często jej kompetencje są podważane, jak protekcjonalnie traktują ją klienci. Jeden z nich, dopytywał nawet Martina, czy jest on singlem. Tymczasem Nicole, podpisująca się imieniem Martina, miała najlepszy czas w swojej karierze, zbierając nieustanne pochwały i otrzymując pozytywne wsparcie.
Dzięki temu doświadczeniu, Martin Schneider zrozumiał, że mniejsza efektywność Nicole w pracy z klientami, nie wynikała z jej braku doświadczenia, czy mniejszych kompetencji. Ona musiała najpierw przekonać klientów, żeby ją szanowali, i udowodnić im, że zna się na rzeczy…
Na podstawie: www.independent.co