Jest noc, leżysz w łóżku. Kolejne, bezsenne godziny mijają, obok śpi on – twój ukochany. Ale twoje myśli nie krążą wokół niego, ani wokół waszego związku, czy wspólnych planów na przyszłość. Myślisz o tym drugim, a właściwie… pierwszym i jedynym. O swoim byłym mężu, byłym chłopaku, byłym partnerze. Nie potrafisz tego zrozumieć, ani wytłumaczyć, ale masz wrażenie, że pomimo wszystkiego złego, co się między wami wydarzyło, tylko razem możecie być naprawdę szczęśliwi. I marzysz o tym, żeby do niego wrócić. Więc wracasz. Kolejny raz.
Pary – bumerangi to zjawisko coraz częstsze w naszym społeczeństwie. Zrywają ze sobą kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt razy, trzaskają drzwiami, pakują walizki, zarzekając się, że to był ostatni raz, że już nigdy, że dosyć tego. Wyrzucają numery z kart telefonu, choć znają je na pamięć. Kasują zdjęcia, choć obrazy i wspomnienia są wyryte w ich sercach. Rozstają się w emocjach, przekonani, że to koniec. Wszystko po to, by gdy opadną emocje, do siebie wrócić. I to nie byle jak wrócić. Bo powroty po takich rozstaniach to powroty przy dźwiękach wielkich słów i zapewnień, że teraz już się uda, że będzie wspaniale, najlepiej, pięknie i na zawsze.
Pary z długą historią zrywania ze sobą i wracania do siebie, to nie żaden ewenement. Badania przeprowadzone na uniwersytecie w Kansas wykazały, że około 40% „stałych” (czyli takich, które mają długi staż) par, zerwało ze sobą chociaż raz w ciągu całej swojej historii. 20 % par zrywało ze sobą i wracało do siebie kilka razy, rekordziści 47 razy. Naukowcy uważają, że partnerzy w takich związkach, osiągnęli już pewien poziom akceptacji stresu i chaosu, który wprowadza w ich życie rozstanie z ukochaną osobą. A kiedy po rozstaniu są daleko od siebie, tęsknią i pamiętają tylko te dobre cechy drugiej strony, pielęgnują tylko dobre wspomnienia, a nie to, co doprowadziło do zerwania relacji i nieporozumień. Samotność popycha ich ku ponownym spotkaniom, jednocześnie wtłaczając w ten zamknięty cykl ich historii. Choć w efekcie nie są ze sobą tak szczęśliwi, jak bardziej „stabilne” pary, nie potrafią przestać się rozstawać i do siebie wracać.
Z „bumerangami” mamy do czynienia najczęściej wtedy, kiedy obie strony związku działają bardzo impulsywnie podejmując ważne, dotyczące obojga decyzje, kiedy ich umiejętności komunikacyjne nie są wystarczająco rozwinięte. To, co jest dla nich kuszące to uczucie ekscytacji i nadziei, radości i świeżości, kiedy się ze sobą na nowo schodzą. Nie trwa to długo. Problemy, które prowadzą do ich licznych rozstań, nigdy nie zostają właściwie rozwiązane, ani przeanalizowane. Jeśli ich związek ma się stać stabilny i naprawdę trwały (a jest to rzecz obowiązkowa, kiedy pojawiają się dzieci – one nie mogą żyć w ciągłym poczuciu braku bezpieczeństwa i stabilizacji), partnerzy powinni obowiązkowo zgłosić się na terapię i rozwiązać swoje problemy zanim na nowo ze sobą zamieszkają, czy się zejdą. Jeśli tego nie zrobią, ich związek się nie zmieni – będzie nadal istną huśtawką dla dwojga.
Specjaliści uważają, że dużo złego w sytuacji takich par robią media społecznościowe, bo one sprawiają, że o wiele trudniej nam zerwać kontakt z byłym partnerem. Możliwość „podglądania” życia naszego „eks”, komentowania, bycia na bieżąco z jego życiem jest szalenie niebezpieczna. Uczestniczenie w tym, to gra na własnym emocjach i uczuciach, pozwalanie na ciągłą obecność ukochanego w naszym życiu.
Niektórzy z nas rozstają się niepotrzebnie, pochopnie, albo ze złych powodów. Często reagują zbyt impulsywnie, bo z biegiem czasu okazuje się, że jednak są w stanie wybaczyć zdradę, oszustwo, jakąś słabość. Że obecność ukochanej osoby jest dla nich ważniejsza niż żal i poczucie krzywdy. Nawet jeśli podczas takiej „przerwy od związku”, zaczynają spotykać się z kimś innym (czasem tylko po to, by „ukarać” byłego partnera), szybko uświadamiają sobie, że „to nie to”. To właśnie ta „nowa osoba” pozwala im zrozumieć, że w poprzednim związku być może wcale nie było tak źle.