Podcięła sobie żyły tak głęboko, że trzeba było zakładać szwy. Kiedy moja 12- letnia córka trafiła na oddział, po kolejnym omdleniu, a lekarz, po rozmowie ze mną i pierwszych badaniach zasugerował guza mózgu, pomyślałam, że to zły sen. Nie wiedziałam wtedy, że najgorszy koszmar miał się dopiero stać.
Dagmara: O mało nie straciłam dziecka
Kiedy tomografie i inne wyniki, wykluczały kolejne hipotezy, zapytano mnie, czy mamy jakieś problemy. Opowiedziałam pokrótce o naszym, niełatwym życiu i usłyszałam, że to chyba dusza mojej Agnieszki zachorowała. Dostałyśmy skierowanie do szpitala psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży. W karetce nie mogłam pojąć dwóch rzeczy. Jak mogłam nie zauważyć, że moją córkę, pożera depresja i zaburzenia żywienia. I jak mogłam do siebie dopuścić myśl, że przestała być już dzieckiem. Okazało się, że chciała być taką małą dorosłą i nie dźwignęła odpowiedzialności, jaką na siebie wzięła. Apeluję więc do wszystkich rodziców – zwracajcie uwagę na swoich nastolatków, nie pozwólcie im za szybko wsiąknąć w tak zwaną dorosłość I pamiętajcie, że to jeszcze cały czas, potrzebujące opieki i wsparcia dzieci. Żeby nie było, za późno.
Córka Dagmary spędziła w psychiatryku prawie pół roku. Kilka razy zmieniano jej leczenie, starano się dostosować leki, tak, żeby nie przeszkadzały w nauce i codziennym funkcjonowaniu. Uczęszczała na terapie grupowe i indywidualne, uczyła się siebie od nowa, a przede wszystkim tego, że jest nastolatką. Dziewczyną, której jedynym „zmartwieniem” ma być szkoła, sprzeczka z koleżanką, pierwszy chłopak i spotkania z przyjaciółmi.
– Najbardziej byłam zła na samą siebie, że do tego dopuściłam, że jeszcze się nią chwaliłam. Bo taka rozsądna i mądra, taka samodzielna, potrafi ugotować i rachunki zapłacić. Ale też ogarnąć dom, zakupy i inne sprawy, kiedy ja nie dawałam rady. Nie mieliśmy łatwo, syn ciężko chorował, byłam sama, bywało różnie, ale zawsze mi się wydawało, że ona tego nie zauważa. Nie przeszło mi przez myśl, że jej musi być jeszcze ciężej, że się boi, że pewnych rzeczy nie rozumie, bo zresztą nie musi! Wtedy miała dopiero 12 lat, powinna jeździć na rolkach, a nie przejmować się obowiązkami dorosłych.
To trochę tak, jakbym zapomniała, że też kiedyś byłam nastolatką. Rodzice uczyli mnie odpowiedzialności, pilnowali, żebym za bardzo nie błądziła, miałam też swoje obowiązki owszem, ale nigdy, nie czułam się niczym obarczona. Byłam dziewczynką, która przesiadywała na trzepaku, bawiła się w berka, chodziła na szkolne dyskoteki. Nie musiałam się bać o kolejny dzień a za ścianą mojego pokoju, mieszkali zdrowi bracia. Potem na rodzinnej terapii, usłyszałam od mojej Agnieszki, że czuję się w domu, jak w więzieniu, jakby była ciągle osaczona lękiem i smutkiem. I, że mnie zawiodła, bo chciała pomóc, a dołożyła zmartwień. I wtedy mnie olśniło, że ja niby byłam, ale tak naprawdę, zostawiłam ją z tym wszystkim, zupełnie samą. I nie zrozumiałam sygnałów, jakie mi dawała. Nie zauważyłam ich, bo zapomniałam, że ona jest cały czas dzieckiem, które mnie potrzebuję, któremu to ja mam pomagać i być dla niego oparciem. A u nas, stało się odwrotnie.
Aby zrozumieć istotę młodzieńczej depresji, trzeba uświadomić sobie, czym właściwie jest dla nastolatka okres przechodzenia z dzieciństwa w dorosłe życie. Niby wszyscy wiemy, że to czas bardzo trudny, ale chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę, na czym ta trudność polega. Już sama burza hormonalna wynikająca z fizjologicznych przemian w organizmie prowadzi do rozchwiania emocjonalnego i potrafi dać się nastolatkowi we znaki. Trudno bowiem zapanować nad własną psychiką, gdy człowiekiem targają silne i na dodatek skrajne emocje. Nie mniej trudna staje się konfrontacja młodego człowieka z rzeczywistością. Kilkunastolatek zaczyna dostrzegać konflikty w rodzinie, a także biedę, przemoc, zakłamanie, kumoterstwo, niesprawiedliwość, które rządzą światem dorosłych. Z jednej strony się przeciw temu buntuje, z drugiej – odczuwa strach i beznadzieję. Dorastający człowiek zastanawia się, jak w przyszłości będzie wyglądało jego życie.
Terapia Agnieszki trwała blisko dwa lata. Dziś dziewczynka nie ma już stanów lękowych, przestała się okaleczać, zaczęła normalnie odżywiać i sypiać.
– Wiemy, że przed nami jeszcze kawał, długiej i krętej drogi. Teraz moja córka się uśmiecha, chodzi do psychologa raz na dwa tygodnie i nie bierze już leków. Mimo to, wiemy, że w każdej chwili może przyjść nawrót i znowu, trzeba będzie walczyć. Nic by się jednak nie udało, gdyby nie wsparcie specjalistów, gdyby nie zajęcia terapeutyczne i pomoc, także ta dla mnie. Nie wiem, czy bym sobie z tym poradziła, gdyby nie rozmowy z terapeutami córki, wskazówki i opieka, jaką zostaliśmy otoczeni.
Do dziś boli mnie gdy słyszę, że ktoś nie zaprowadzi dziecka do poradni psychologicznej, bo to wstyd. Że się sąsiedzi dowiedzą i potem będą się śmiać, że nienormalne, że pomylone. Drogi rodzicu, jeśli nadal i długo oraz szczęśliwie chcesz być mamą czy tatą, to nie daj sobie wmówić podobnych bzdur. Jeśli zauważysz, że cokolwiek jest nie tak, nie wstydź się i nie bój, poszukać wsparcia i poprosić o radę. Pewnie brzmię jak jakiś slogan ale niestety, to przez to, że wiem co mówię. Tylko możliwie szybka reakcja i pomoc specjalistów, może wyrwać nasze nastoletnie dzieci, z piekła jakim jest depresja. I nasza czujność oraz pamięć o tym, że dziecko nigdy nie może być dorosłe.
Opis młodzieńczej depresji na podstawie: poradnikzdrowie.pl