No właśnie, ile tak naprawdę powinna trwać nasza przyjaźń? Moja trwała 16 lat. Dziś Ona jest już dla mnie tylko znajomą, choć przez większość życia była mi jak siostra. Razem przeżywałyśmy wszystkie „pierwsze razy”: pierwszy pocałunek, pierwszy okres, pierwszy seks. Za każdym razem nie mogłyśmy wytrzymać z niecierpliwości, żeby sobie o tym opowiedzieć. Obiecywałyśmy sobie, że będziemy świadkowymi na swoich ślubach. Za dwa miesiące ona wychodzi za mąż, ale to nie ja będę trzymała jej welon…
Olka, bo tak miała na imię moja przyjaciółka, wiedziała o mnie wszystko. Nie ma chyba drugiej osoby na świecie, która zna mnie tak dobrze jak ona. Nawet ja sama. A przynajmniej znała, kiedy jeszcze trzymałyśmy się razem. Poznałyśmy się mając pięć lat. Mieszkała niedaleko mnie. Pamiętam, że co sobotę spotykałyśmy się na naszym placu zabaw i godzinami przesiadywałyśmy na huśtawce. Rozmawiałyśmy o tym, co nas boli, o tym co się z nami dzieje, o chłopakach. O wszystkim, co tylko dziewczynki, a potem dziewczyny mają w zwyczaju rozmawiać. Lata mijały, a my dalej przychodziłyśmy w to samo miejsce. Zmieniłyśmy tylko porę spotkania na wieczór i chipsy wymieniłyśmy na trunki (nielegal bardziej stosowny do wieku).
Wiedziałam, że nie ma rzeczy, której nie mogłabym jej powiedzieć. Nie martwiłam się o to, co sobie o mnie pomyśli. Bo na pewno nie pomyślałaby źle. Najwyżej, by ochrzaniła, że co jak co, ale tym razem przegięłam. Gdybym się wtedy zgubiła lub postanowiła zniknąć, byłaby jedyną osobą na świecie, która wiedziałaby, gdzie mnie znaleźć. Tylko, że w pewnym momencie po prostu przestała mnie szukać…
Przez 16 lat nasza przyjaźń trwała w najlepsze. A potem po prostu zniknęła. Jak mydlana bańka. Dlaczego?
Bardzo długo nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Fakt, wysłałam jej kiedyś SMS-em zaproszenie, w którym nie uwzględniłam jej faceta (bo wydawało mi się to oczywiste, że zapraszam ich razem!). Nie takie gafy przyszło mi w życiu popełniać. Ale, żeby od razu zrywać przez to wieloletnią przyjaźń? Więc wytłumaczyłam, przeprosiłam i myślałam, że zrozumie. Zrozumiała, ale nie przyszła. Dla zasady. Dowiedziałam się potem, że nie tyle ona poczuła się urażona co on. On, czyli jej przyszły mąż. Może to jego powinnam była wówczas przeprosić?
Cokolwiek wtedy zawiniło, dziś należy już do przeszłości. Po wielu miesiącach zadręczania się, doszłam w końcu do wniosku, że najwidoczniej tak właśnie miało być. Nikt w końcu nie jest nam dany raz na zawsze. Ludzie przychodzą i odchodzą. Związki się rozpadają, przyjaciele rozchodzą, a po wspólnie spędzonych czasach zostaje nam tylko folder (bo przecież już nie album) ze zdjęciami.
Czytałam ostatnio, że tracenie znajomych to etap dorastania, a człowiek dojrzewa przez całe swoje życie. Na przestrzeni lat dzieją się z nami najróżniejsze rzeczy. Przynależymy do różnych grup, zmieniamy środowiska, dochodzimy do nowych wniosków. Mówimy – ludzie się nie zmieniają – to prawda, ale mogą dorastać. Najwyraźniej przegapiłam po prostu ten moment, w którym te nasze ścieżki rozjechały się w dwie różne strony…
Choć z drugiej strony myślę, że może i dobrze, że tak właśnie się stało? Może dzięki temu stanęłam w końcu na własnych nogach? Bez złudnej nadziei na to, że ktoś złapie mnie, kiedy się przewrócę? Dziś moja najbliższa paczka składa się z czterech niezwykłych czarodziejek, na które zawsze mogę liczyć. Ale wiem już, że nie musi tak być zawsze. Nawet na boisku te same składy po jakimś czasie przestają działać. Nie ma w tym nic złego. To naturalna kolej rzeczy. Płynna rotacja.
A Olka? Kilka tygodni temu dostałam od niej zaproszenie na ślub. Zupełnie mnie zamurowało. Przecież nie rozmawiamy ze sobą już od tak bardzo dawna… Nie myślałam, że jeszcze o mnie pamięta. No i w szafie mam już sukienkę, którą kupiłam specjalnie na tę okazję, a w portfelu jej zdjęcie (którego nigdy nie wyjęłam). Nic w życiu nie jest stałe. Kto wie, może jeszcze kiedyś przyjdzie nam usiąść razem na tamtej huśtawce? Tak jak w tym wpisie, który jako dziecko zostawiła mi w pamiętniku: „Jak i w życiu mijają pociągi tak i my poszukamy swych dróg, na maleńkiej stacyjce przyjaźni, może kiedyś spotkamy się znów…”.