Go to content

„Byłeś dowodem wegetacji mojego małżeństwa, dowodem, że bywam bardziej niż świetna w łóżku”. O tym dlaczego kobieta zdradza

Fot. iStock / ozgurdonmaz

Dlaczego kobieta zdradza? Definicje i fakty w gazetach.  Że coraz częściej, że z powodu pustki w związku, że z powodu pustki w sobie. W liczbach, w historiach odnajduję siebie, nas.

Nie szukam usprawiedliwień.  Prawie zapomniałam. Z a p o m n i a ł a m. Byłeś dowodem wegetacji mojego małżeństwa, dowodem, że bywam bardziej niż świetna w łóżku, dowodem na słabości, instynkty, dowodem, że czuję i kocham. Dowodem na to, że wybieram. Bo w końcu nie wybrałam ciebie. Wybrałam  swoje dziecko. I rodzinę. Zawróciłam. Choć śniłeś mi się miesiącami. Ale wolę nie czuć, niż się niszczyć/cię niszczyć.

Początek

„To dziwki zdradzają”, powiedział ktoś. „Zdrada, to zło”, wyznał młodszej koleżance jej chłopak. Dojrzałość uczy braku definicji. Ze zdrady czasem zostają zgliszcza, czasem miłość jak u mojej przyjaciółki, zawsze przemiana. No wiesz, w tę albo w tamtą stronę.

Może to słabość, a może pragnienie miłości? Może… Ty wiesz, że on– zanim go zdradziłam– nie przytulał i nie kochał mnie miesiącami. Tak rzadko mówimy komuś, że cierpimy. Cierpiałam. Nie jestem suką, nie jestem wyrachowana. Tonęłam w samotności i nieobecności mężczyzny, którego wybrałam na męża.  Znasz jego wszystkie słowa, i to jak mijał mnie w życiu, i w łazience. Bez cienia emocji. No cóż, daleko mi do męczennicy. Do zdrady też mi było daleko, ale podszedłeś mnie przyjaźnią. „Nie, jednak nie mogę. Nie chcę tęsknić, kochając się z mężem. Nie chcę go przytulać i myśleć o tobie, nie chcę krzywdzić” – napisałam. Zaprosiłeś mnie na koncert, a ja już przeczuwałam zapomnienie. „To tylko koncert”, mamiłeś mnie. Tylko koncert – pomyślałam.

Zawsze jest ten początek. Kawa, kino, zwyczajność. Bez zapowiedzi rewolucji. Obiecywałeś: „Nie ukradnę cię, rozumiem, będę”.

W końcu wylądowałam u ciebie na kolacji w za szerokich dżinsach i okropnej pomarańczowej koszulce. Chciałabym, żebyś myślał, że mam luz, że jestem taka zwyczajna.  Ale ty mówiłeś, że jestem nadzwyczajna. Zostałam na noc, pamiętasz?  Choć wtedy się nie kochaliśmy, zasnęłam wtulona w twoje ściany i w słowa: nic nie chcę.

Rano zrobiłeś mi kawę. „Jesteś wyjątkowa”, stwierdziłeś.

Głupie –  te baby tak łatwo nakarmić  słowami.

Smutne – mój mąż był wtedy z dzieckiem na wakacjach.

Po początku

A dzień potem, po nocy bez seksu mówiłeś, że mam prawo czuć. I że kiedyś też zdradziłeś żonę, i miałeś małe dziecko. Żałowałeś, gubiłeś się.  Za tym popłynęłam. Za tym: „jestem z tobą” I: rozumiem. I  z–a– k– o– ch–a–ł–a–m  się. I ty też się zakochałeś.

Początek zdrady nigdy nie jest dramatem. Zawsze jest uniesieniem. Mieliśmy swoje wyjazdy, moje ucieczki do mieszkania na ulicy S. , gdzie odnajdywałam kawałki siebie z kiedyś. No wiesz: nie matki, nie żony, nie utyranej codziennością kobiety. Ładnie pomagałeś mi to poskładać. W za szerokich dżinsach znalazłeś moje ucieczki przed atrakcyjnością, na brzuchu mój cholerny smutek, na udach pragnienie otwartości. Wino sprawiało, że zostałam mistrzynią zapominania.

No wiesz, że komu innemu to obiecywałam. Siebie.

„Jestem dla ciebie wyspą”, twierdziłeś.

„Jesteś w łóżku najbardziej”, wyznawałeś. A ja lubiłam zabierać cię w rejony, w których nigdy nie byłeś, chociaż byłeś już prawie wszędzie. Może zabrałam cię tam, gdzie kochałeś po raz pierwszy?

Bo byłam tak ci oddana, tak zakochana…

Środek

„Odejdź”, prosiłeś. Zostaw jego, psa, mieszkanie, weź dziecko. Potem już tylko krzyczałeś. Że mam TO zrobić. Ten krzyk oddalił mnie od ciebie. Oddalił też lęk, że mam dla egocentrycznego uniesienia zniszczyć rodzinę. Kiciu, pakuj walizeczki, mama się zakochała, od dzisiaj masz nowy domek, a mama ma nowego chłopaka, no wiesz, życie. „Jesteś tchórzem”, wrzeszczałeś. „Ludzie się rozstają”. Trudno odmówić ci racji. Wtedy już nie byliśmy bardzo blisko. W mieszkaniu na S. odnajdywałam tylko seks. Tak, najlepszy. Tak, ze słowami, których być może nie usłyszę nigdy więcej, z bliskością, o której będę pamiętać na starość.

Poza tym już tylko raniłeś. Nie, nie winię cię. Ja wracałam do dawnej siebie, Ty byłeś tam, gdzie obiecywałam ci, że też dojdę. Nienawidziłeś mojego dziecka, męża, nienawidziłeś każdej chwili, która zabiera mnie od ciebie – choć przecież byłam z tej miłości dużo gorszą matką, przyjaciółką, wszystkim. Bo żoną już w ogóle nie byłam. A on nawet udawał, że tego nie widzi. Przepraszam, nie mogłam zabrać mojego dziecka do kogoś, kto byłby zazdrosny o to, że jestem matką.

„Jesteś piękna, kocham cię” – mówiłeś.

„Dlaczego mówisz mi to tylko w łóżku?” – pytałam.

„Bo tylko w łóżku jesteś  moja” – odpowiadałeś.

Taka prawda o nas.

Koniec

Już grałeś nawet zazdrością. Więc to ja postanowiłam zawalczyć o rodzinę. Powiedziałam mężowi o tobie, powiedziałam, że zwariowałam, że nie wiem kim jestem i co będzie. I że jeśli chce być ze mną musi mi pomóc. Kamienie spadały mi z serca. Znów przypominałam sobie, że kłamstwo krzywdzi tylko nas, że niszczy, a prawda jest wybawieniem. I wie to każdy, kto miesiącami tkwił w zakłamaniu.

I on zaczął walczyć. Zapisał nas na terapię, ciągle mi mówił, że kocha. Był. Nie bardzo potrafiłam się odnaleźć w tym – jego dotyk, który zapomniałam, na początku budził wstręt – przecież uwielbiałam tylko twój dotyk, i tylko ciebie. Mogłam oszukać głowę – reszty już nie.

Ale rozmawialiśmy, rozmawialiśmy. On robił to, czego ty zrobić nie chciałeś – słuchał i był.

„Ale wy się nigdy nie rozwiedziecie”, spytało mnie dziecko.

„Nie”, odpowiedziałam. I byłam gotowa umrzeć za tę ulgę na jego twarzy, sprzedać ciebie i każde swoje uniesienie. Jestem przede wszystkim matką – pomyślałam.

I ta nasza rozmowa ostatnia i SMS: „Wciąż bardzo cię kocham, ale chcę ułożyć sobie życie. Z tobą albo bez ciebie”. „To beze mnie”, odpisałam.

I cóż z tego, że miesiącami płakałam. Wiem, że potrafiłam być odpowiedzialna. Jeśli nie na początku, to na końcu. Nie pytasz mnie dziś już o nic. I choć nie chcesz wiedzieć – nie żałuję wyboru. Choć nikt już mnie nie odnajduje w za dużych dżinsach i nikt nie szuka niczego na moim brzuchu.

Jestem żoną, matką, kobietą domową. Jestem jedną z tych kobiet, której zazdrości się stabilizacji.

„Współczuję ci tego braku miłości”, powiedziałbyś.

Nie martw się. Dzięki tobie zrozumiałam, że bardzo kocham męża. I wiem, że to on potrzyma mnie za rękę, gdy będę umierać – ty nawet nie zadzwonisz.

Dla ciebie ważniejsza była urażona duma.

Dla niego zawsze najważniejsza będę ja.

Po to też jest zdrada – rozwala ci życie, ale dowiadujesz się, co jest ważne. Niezależnie od tego co to jest.

Uściski,

Miłość Dawna. Twoja. Słomka.