Staruszka, bokserka, czarna, szefowa, trans i grubaska – wszystkie w jednym miejscu, o jednej porze. Takie połączenie w świecie realnym mogłoby niejednego przeciętnego Kowalskiego przyprawić o prawdziwy zawrót głowy! Na szczęście dla wielu to nie ucieleśnienie sennych koszmarów, a reklama szwedzkiej potęgi. Jeszcze kilka miesięcy temu H&M miał na pieńku z dziewczynami „plus size”, bo zdecydowanie zaniżał rozmiarówkę. Dzisiaj przykładnie pokazuje, że pięknie ubrany może być każdy! Szkoda tylko, że w życiu nie tylko o ciuchy chodzi.
Kiedy H&M wypuścił nową reklamę, świat mody zapiał z zachwytu. Taka różnorodność, taka tolerancja! Moja koleżanka nie była jednak tak optymistycznie nastawiona do całej tej sytuacji: „Czasem to mam wrażenie, że ci wszyscy biznesmeni siedzą sobie w swoich pięknych biurach, ubrani w drogie garnitury szyte na miarę i myślą, jakby to wepchnąć tego grubasa w kolejne spodnie, żeby tylko je kupił!” Hmm, coś w tym jest.
Ot, sytuacja z życia każdej kobiety – potrzebuję nowej sukienki, bo za trzy dni ważne wyjście. Pierwsze kroki kieruję do pobliskiej sieciówki, jednej, drugiej. I pewnie szybko bym coś znalazła, gdyby nie mankamenty mojej cudownej urody. Tu za dużo, tam też za dużo, a oczywiście chciałabym wyglądać jak milion dolarów! Najchętniej nie wydając przy tym takiej kwoty. W większości sklepów piękne rzeczy kończą się na rozmiarze 42. I wtedy na horyzoncie pojawia się cudowny dział „plus size”, gdzie wcześniej wspomniane piękne rzeczy są w dostępne do 52. Magia! Szkoda tylko, że pryska przy spojrzeniu na cenę, zazwyczaj dwa razy wyższa od tej ze standardowej kolekcji. Wtedy też kończy się mój optymizm związany z wszelkimi kampaniami sieciówek skierowanymi do krąglejszych osób. Pieniądz jest pieniądz – musi się zgadzać.
Wiem, fajnie zobaczyć różnorodność w kolejnej reklamie, tak jak w tej z H&M, gdzie pięknie wystylizowane panie robią wrażenie. W końcu na tym polega dobry marketing – trafić w najczulszy punkt potencjalnego klienta i sprzedać mu coś tak, żeby myślał, że tego potrzebuje. Tak sobie myślę, że kręgi kobiet przedstawione akurat w tej kampanii potrzebują jednak czegoś więcej niż ładnych ciuchów. I żeby nie było – szwedzką sieciówkę uwielbiam. Na oko 90% moich ubrań nosi ich metkę. To problem szerszy niż para spodni z wieszaka.
W domach starców tysiące osób czeka, aż ktoś w końcu się do nich odezwie. Nie wspominając o tych seniorach, którzy mieszkają samotnie w swoich wielkich mieszkaniach i liczą każdy grosz, żeby tylko dotrwać do kolejnej renty. Wychodzą tylko do sklepu, a potem znów do domu. Błędne koło. Większości z nich nie byłoby nawet stać na ciuchy z sieciówek, a nawet jeżeli – to niby gdzie mieliby je ubrać? Ah, tak! Najpierw musieliby się wybrać na takie zakupy. Naprawdę się cieszę, że siedemdziesięciodwuletnia Lauren Hutton pokazała, że można pięknie wyglądać w każdym wieku. Jednak zamiast pięknych ciuchów, seniorzy potrzebują aktywizacji. Tylko wtedy będą mogli korzystać z całego dorobku świata mody. O tym już nikt nie pomyślał?
To samo dotyczy osób transpłciowych. Jasne, dla nich wygląd jest bardzo ważny, ale ważniejsza okazuje się tolerancja i akceptacja społeczeństwa. Kobiety na kierowniczych stanowiskach wyglądają świetnie, a i tak zawsze będą słuchać o tym, jakie są złe, bo powinny poświęcić się rodzinie. No i jeszcze ulubione przez świat mody grubaski. Jako przedstawicielka tej ostatniej grupy mogę rzec śmiało – dzięki wam za piękne ubrania, ale bardziej potrzebowałabym akceptacji społeczeństwa, a większość moich koleżanek „po fachu” motywacji do ruszenia się z domu.
Fajnie, że jest coraz mniej wygładzonych patyków na reklamach. Byłoby jednak bosko, gdyby te wszystkie kampanie miały jakiś realny wydźwięk. Gdyby faktycznie zmieniały nasze spojrzenie i postrzeganie piękna. Czy tak się dzieje? Szczerze wątpię, bo nawet ten, który udostępni na swoim Facebooku kampanię plus size, zmierzy z ironią w wzroku koleżankę w pracy, która nosi rozmiar 42 plus, kiedy ta z przyjemnością ubierze reklamowaną specjalnie dla niej krótką sukienkę…