Pod warzywniakiem na rogu spotkałam dziś moją sąsiadkę. Poznałam ją w zasadzie tylko po psie, który sterczał dość smętnie na samym końcu bardzo długiej smyczy. Sama sąsiadka była powiem nie do poznania: na głowie kaptur, czoło zasłonięte wielką grzywą, a na nosie wielkie ciemne okulary, choć słońca ani widu. Prawie po omacku wybierała pomidory malinowe i dwa banany.
– Zapalenie spojówek? – pytam życzliwie i współczująco zarazem. – Nie – odpowiada mi wściekły głos. – Nie umalowałam się… Prosta i jednak dość oczywista odpowiedz zbija mnie z nóg. Zaraz, zaraz… Gorączkowo, ale najdyskretniej jak się da wkładam sobie palec w oko. Czy ja maznęłam rano tuszem rzęsy? Aj, nie! Wchodzę szybko do pachnącej koperkiem i bobem budki, żeby zapłacić za trzy ogórki gruntowe i mimochodem przeglądam się w szybie chłodziarki. Moja twarz na tle jogurtów owocowych i innych produktów mlecznych nie wygląda jakoś specjalnie tragicznie… Skąd więc ta nagła panika?
Wracam do domu i wchodzę do łazienki, staję przed lustrem. Dobrze znam ten widok, patrzę na siebie, nieumalowaną, „naturalną”. Moje odbicie, ten obraz różni się znacznie od zdjęć gwiazd i celebrytek publikujących swoje zdjęcia na portalach społecznościowych i przekonujących, że występują na nich zupełnie „saute”. Nawet jeśli rzeczywiście nie kapie z nich podkład i tusz do rzęs, to ich pozy, miny tylko naśladują naturalność i luz. W rzeczywistości to kolejny „fake”. Ale kilka dni temu wpadł mi w oko artykuł dotyczący piosenkarki Alicii Keys. Alicia zapoczątkowała właśnie ruch #NoMakeUp, który namawia kobiety do bycia naturalnymi. W założeniu sprzeciwia się narzucanym nam trendom, dążeniu do coraz bardziej wyśrubowanych ideałów.
Patrzyłam sobie na zdjęcia Alicii: przedstawiały normalną, sympatyczną, piegowatą dziewczynę. Myślałam sobie wtedy, że ta normalna, fajna dziewczyna stała się mi jeszcze bliższa niż wtedy, kiedy słucham jej emocjonalnych piosenek. W otwartym liście piosenkarka napisała: „Mamy prawo do powiedzenia NIE”. W natłoku codziennych spraw, kobiety, które łączą na raz wiele życiowych ról – realizują się zawodowo, wychowują dzieci, są przykładnymi żonami, mają prawo do przystopowania jeśli tego potrzebują. Mają prawo zatrzymać się na chwilę i przestać uszczęśliwiać wszystkich dookoła i zastanowić się czy tak na prawdę same są szczęśliwe.”
Jak tu jej nie kochać, jak się z nią nie zgodzić? Jak dalece zwariował świat, skoro moja, bardzo piękna i młoda sąsiadka, chowa się przed nim za kapturem i wielkimi okularami, wychodząc po dwa pomidory malinowe? Pal licho sąsiadkę! Moja reakcja też nie była lepsza. Spanikowałam. Co właściwie zmieniłoby się, gdybym tego dnia umalowała rzęsy? Za ogórki zapłacić i tak trzeba…
Nie taki przykład chciałabym dać mojej córce, która w swoim pamiętniku ciągle jeszcze rysuje nieskazitelnie piękne i uśmiechnięte królewny z niesamowicie długimi rzęsami. Chciałabym jej powiedzieć kiedy trochę podrośnie, że naturalny wygląd jest naprawdę fajny, bo:
Świadczy o tym, że akceptujesz siebie taką, jaką jesteś
Z wystającymi (lub nie) kośćmi policzkowymi, z tymi fajnymi piegami na nosie i nawet „poduszeczkami” pod oczami. Z naturalnym, jasnym kolorem rzęs, gęstych, ale nie tak długich jak u pani w reklamie tuszu, „którego jesteś warta”. Masz do siebie dystans, nie czujesz presji idealnego wyglądu.
To prawdziwa Ty
Taka jaką widzisz się ty sama co rano i wieczorem, kiedy idziesz spać. Ta autentyczność to w dzisiejszym świecie, pełnym sztucznych uśmiechów, sztucznych piersi i nienaturalnych kształtów prawdziwa perełka.
Uczy cię pewności siebie wynikającej z tego, jaka jesteś, a nie jak wyglądasz
Dla ciebie naprawdę liczy się wnętrze i łatwiej ci także docenić to wnętrze u innych. To coś, co jest twoją siłą napędową, co pomoże ci zmagać się ze swoimi słabościami i być dumną ze swoich sukcesów i zalet.
Makijaż to fajna rzecz: możesz go zrobić, albo nie i naprawdę niewiele się zmieni. Wybór należy do ciebie.