Go to content

Skąd się biorą kompleksy, czyli każdy człowiek potrzebuje akceptacji

Fot. Unsplash / Christopher Campbell / CC0 Public Domain

Nie taka jak trzeba. Nie wystarczająco ładna, za niska, za gruba, nie wystarczająco zdolna… Macie kompleksy? Nie wstydźcie się tego, to bardzo ludzkie i, wbrew stereotypom, wcale nie typowo kobiece. Chyba większości z nas coś tam się w sobie nie podoba. O ile nasze kompleksy nie przeradzają się w obsesję, niektóre zahamowania są czymś naturalnym. Ba, sam brak perfekcji jest przecież naturalny. Skąd się więc bierze ta niechęć dla swojej niedoskonałości, brak samoakceptacji oraz wynikające z nich złe samopoczucie?

Osoby zakompleksione nie radzą sobie ze świadomością, że posiadają jakąś rzeczywistą lub wymyśloną przez siebie ułomność. Ich obraz siebie jest zaburzony, a niedoskonałości wyolbrzymione – prawdopodobnie jako jedyni traktują je jako widoczne wady. Kompleksy możemy mieć:

Na tle fizycznym:

Najczęściej dotyczą kobiet, bo to głównie one (choć mężczyźni coraz częściej również) są poddawane presji dobrego, wiecznie młodego wyglądu.

Na tle psychicznym:

Mogą dotyczyć każdego, kto już zwraca uwagę na poziom intelektualny rówieśników. Mówimy o nich wtedy gdy czujemy się gorsi, bo naszym zdaniem nie dorównujemy innym inteligencją, zdolnościami czy na przykład kulturą osobistą.

Na tle społecznym:

Najczęściej pojawiają się wtedy, gdy nachodzą nas refleksje związane z statusem materialnym, pochodzeniem czy naszą ścieżką zawodową.

Skąd się biorą kompleksy?

Pewnie w głębi duszy znacie odpowiedź na to pytanie. Kompleksy najczęściej wynikają z błędów wychowawczych naszych rodziców lub naszego środowiska rodzinnego. Jeśli w dzieciństwie rzadko słyszeliście pochwały, a dużo częściej, że coś ciągle nie jest tak jak trzeba (nie tak jak u waszej starszej siostry, kuzyna, koleżanki z klasy), nic dziwnego, że w dorosłym życiu nie potraficie zaakceptować siebie takimi jakimi jesteście. Trudno było wam dosięgnąć poprzeczki zawieszonej przez matkę czy ojca, teraz tę poprzeczkę stawiacie sobie sami. Tak, by jej nigdy nie dotknąć, nawet stojąc wysoko na palcach.

Rodzice nastawieni do dziecka wiecznie krytycznie, wiecznie narzucający mu swoje ambicje i wyśrubowane plany, nie przygotują do wejścia w dorosłe życie człowieka przekonanego o swojej wartości, ale skupionego na swoich niedoskonałościach. Stawiając za wzór ideały trudne do osiągnięcia i nie doceniając wysiłku wkładanego przez dziecko w jego przedsięwzięcia dajemy do zrozumienia, że niezależnie od tego jakby się starał, zaakceptujemy je w pełni tylko wtedy, gdy odniesie sukces. A czasem ten sukces po prostu nie jest możliwy.

Równie źle działa na nas ciągłe porównywanie do innych

To automatycznie wytwarza w nas poczucie, że powinniśmy być „jacyś”, a nie jesteśmy. Czyli to m jacy jesteśmy naprawdę jest nieakceptowalne. Dorastając sami narzucamy sobie potrzebę dorównania komuś: szefowi, koledze z pracy, przyjacielowi, któremu poszczęściło się z biznesie. Gonimy za jakąś wizją, która dla nas jest niemożliwa do zrealizowania, tracimy czas i energię, które moglibyśmy poświęcić na rozwijanie własnych talentów i pasji.

Jeśli nie mamy silnego poczucia wartości, albo jesteśmy bardzo młodzi, duży wpływ na nasze postrzeganie siebie mogą wywrzeć media i kolorowe magazyny, ze swoja presją idealnego wyglądu i brakiem akceptacji dla odmienności. Trzeba mieć w sobie dojrzałość i zdrowy rozsądek by nie ulec modzie na doskonałość.

Czasem jednak kompleksy biorą się z wrodzonej predyspozycji do perfekcjonizmu, wtedy kiedy kategorycznie mówimy „nie” przeciętności i normalności. Paradoksalnie dążymy wówczas do czegoś, w czym oryginalności doszukać się nie można. Życie perfekcjonisty i życie z perfekcjonistą są równie trudne.

Z utrudniających normalne funkcjonowanie w społeczeństwie kompleksów można się wyleczyć. Podstawą takiej terapii jest zmiana podejścia do siebie i otaczającego nas świata oraz przekonanie, że miłość własna to nie egoizm, ale odpowiednio dawkowana porcja czułości, która należy się każdemu z nas.