Musimy uznać własne słabości i to, że wszyscy doświadczamy wstydu, jesteśmy osądzani i mamy poczucie winy. Kiedy sami siebie potraktujemy z większą miłością i współczuciem, to zaczniemy też być bardziej odporni na wstyd i pogodzimy się z własną niedoskonałością – twierdzi Brené Brown. Badaczka zdradza, że sama jest zdrowiejącą perfekcjonistką i do dzisiaj pracuje nad tym, by przekonać siebie, że jest wystarczająco dobra.
Perfekcja to utajony lęk
„Perfekcja nic nie jest tym samym – co próba osiągnięcia jak najlepszych rezultatów”, twierdzi Brené Brown. To pierwsze zdanie może już dziwić, ale badaczka tłumaczy, że perfekcjonizm nie dotyczy dobrych dla nas osiągnięć i nie ma wiele wspólnego z rozwojem. To jest raczej przekonanie, że jeśli będziemy żyć, wyglądać i zachowywać się IDEALNIE, to zmniejszymy do minimum lub nawet unikniemy poczucia winy, wstydu i bycia osądzanymi przez innych. Zatem według psycholożki perfekcjonizm jest naszą pozorną tarczą. Dlaczego pozorną? Bo nosimy ją, myśląc, że nas ochroni, choć tak naprawdę ona ciąży nam w rękach i sprawia, że pochylamy do ziemi.
Perfekcjonizm to nie jest doskonalenie
Tu raczej chodzi o zdobycie akceptacji i poklasku. Większość takich osób w dzieciństwie chwalono za dobre zachowanie i osiągnięcia np. stopnie w szkole, maniery, przestrzeganie reguł, schlebianie innym, ładny wygląd, sukcesy sportowe. I gdzieś po drodze tacy młodzi ludzie niestety uwierzyli, że są tym, co osiągają. Dlatego jako dorośli poświęcają niemal całą swoją energię, by zadowalać, działać i doskonalić się. Dla odmiany zdrowe wysiłki zawsze skupiamy na sobie i na tym, co możemy osiągnąć. Perfekcjonista zaś skupia się na innych i na tym, co sobie o nim ludzie pomyślą.
- Zobacz także: 20 strategii podejmowania decyzji. Nawet złe są lepsze, bo te niepodjęte to zwykła ucieczka!
Dla perfekcjonisty ryzyko jest czymś przerażającym
Musimy zrozumieć, na czym polega różnica między zdrowymi usiłowaniami a perfekcjonizmem. Tylko dzięki temu uda nam się odstawić na bok ciężką tarczę i zająć się własnym życiem. Tak naprawdę perfekcjonizm przeszkadza w odnoszeniu sukcesów. Niestety często też prowadzi do lęku, uzależnień i życiowego paraliżu. A życiowy paraliż odnosi się do tych wszystkich szans, które straciliśmy, ponieważ baliśmy się pokazać światu coś, co nie było według nas w pełni doskonałe. Życiowy paraliż dotyczy też wszystkich marzeń, których nie podjęliśmy, ponieważ baliśmy się błędów i tego, że rozczarujemy innych. Dla perfekcjonisty ryzyko jest czymś przerażającym, gdyż może postawić pod znakiem zapytania jego poczucie własnej wartości.
Perfekcjonizm uzależnia i jest nierealny
Perfekcjonizm jest autodestrukcyjnym i uzależniającym systemem wierzeń. Taka osoba myśli: „Jeśli będę wyglądać, żyć i postępować perfekcyjnie, to uniknę lub zminimalizuję bolesne uczucia związane ze wstydem, cudzymi osądami i poczuciem winy”.
Perfekcjonista działa autodestrukcyjne, gdyż nie istnieje nic takiego jak doskonałość. Jest ona nieosiągalnym celem. W dodatku perfekcjonizm dotyczy raczej tego, jak jesteśmy postrzegani. A przecież nie możemy być wciąż odbierani jako doskonali. Niezależnie od tego, jak będziemy się starać, nie zyskamy pełnego wpływu na to, jak nas widzą inni.
Uczucie wstydu, bycia osądzanym i winnym są nieodłączną częścią ludzkich doświadczeń. Perfekcjonizm tak naprawdę wzmaga prawdopodobieństwo pojawienia się tych bolesnych uczuć i często prowadzi do tego, że mówimy sobie: „To moja wina. Czuję się tak, bo nie jestem dostatecznie dobra”.
By pokonać perfekcjonizm…
… musimy uznać własne słabości i to, że wszyscy doświadczamy wstydu, jesteśmy osądzani i mamy poczucie winy. Kiedy sami siebie potraktujemy z większą miłością i współczuciem, to zaczniemy też być bardziej odporni na wstyd i pogodzimy się z własną niedoskonałością.
Brené poleca strategię Dr Kristin Neff, która jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Teksańskiego w Austin i prowadzi badania nad współczuciem. Jej zdaniem na współczucie sobie składają się trzy elementy: łagodne podejście do siebie, poczucie wspólnoty z innymi oraz uważność.
Łagodne podejście do siebie – ciepłe podejście ze zrozumieniem do siebie, gdy cierpimy lub ponosimy porażki lub czujemy się niewystarczająco dobrzy. Postępujemy tak zamiast ignorowania tego, co czujemy lub torturowania siebie krytyką.
Poczucie wspólnoty z innymi – dzięki niemu jesteśmy w stanie zrozumieć, że wrażenie, że nie jesteśmy dostatecznie dobrzy jest częścią ludzkiej kondycji, czyli czymś, co dzielimy z innymi, a nie czymś, co przytrafia się tylko nam.
Uważność – podejście do negatywnych uczuć w taki sposób, by ich nie tłumić ani też nie wyolbrzymiać. Nie możemy ignorować naszego bólu i jednocześnie sobie współczuć. Uważność jednak pozwala uniknąć nadmiernego utożsamiania się z naszymi myślami i uczuciami.
***
Na koniec rozdziału o perfekcjonizmie Brown cytuje fragment piosenki Leonarda Cohena: „We wszystkim są pęknięcia i szczeliny, bo dzięki temu może tu dotrzeć słońce”. Dalej pyta swoich czytelników: Któż z nas stara się ukryć takie pęknięcia, by wszystko wyglądało jak najlepiej? Jednak ten fragment piosenki Cohena pozwala psycholożce pomyśleć o pięknie szczelin i pęknięć – czyli tak naprawdę niesprzątniętego mieszkania, niedokończonej książki, zbyt ciasnych dżinsów. Przypomina jej też to o tym, że nasze niedoskonałości nie są czymś złym, ale stanowią coś, co nas wszystkich łączy. Choć niedoskonali, jesteśmy w tym razem!
- Zobacz także: „Perfekcjonsta wierzy, że gdzieś istnieje kraina, w której wszystko jest idealne: ciało, praca, związek”
Brene Brown w książce „Dary niedoskonałości. Jak przestać się przejmować tym, kim powinniśmy być i zaakceptować to, kim jesteśmy” (wznowiona przez Media Rodzina) rozwiewa kilka mitów na temat perfekcjonizmu, tak byśmy wszyscy mogli zrozumieć, czym on tak naprawdę jest i jak działa w naszym życiu.