Zostałam zgwałcona. Jako dziesięcioletnia dziewczynka”, wyznała Małgorzata Jamroży w wywiadzie dla Karoliny Sulej, który został opublikowany w jej książce pt. „Ciałaczki”. Nie padają nazwiska. Nie dowiadujemy się, kto był oprawcą Margaret. „Wiele ze słów, które wtedy padły, nie znalazło się w tym reportażu. Są zbyt bolesne, zbyt osobiste. Ale to, co wyłania się z tej historii, oprawionej ogromnym cierpieniem, samotnością i poczuciem winy – to przede wszystkim siła. Gosia podkreśla, że to zdarzenie – przez wiele lat pomijane przez nią w różnego typu wywiadach – ją ukształtowało”, opowiada dziennikarka.
Margaret nigdy nie opowiadała o swoich traumach z dzieciństwa. Starała się unikać wywiadów. A jeśli ich udzielała, to wolała takie krótkie i w żartobliwym tonie. Pamiętam, że kiedy z nią rozmawiałam przed laty, chętnie opowiadała o swoich tatuażach i mówiła np. że najdłuższy związek udało jej się stworzyć z … psem i śmiała się głośno. Nie miała wtedy szczęścia w miłości. Dopiero, kiedy poznała rapera i producenta muzycznego Piotra Kozieradzkiego (dziś męża), zaczęła wierzyć w miłość i nabrała wiatru w żagle. Choć wiele osób krytykowało ten związek, ona dziś mówi, że Piotr zawsze stał za nią, jak skała. Dzięki niemu też uwierzyła, że nie musi być ikoną popkultury, że może iść własną ścieżką. Zamieszkać blisko natury w holenderskim drewnianym domu. Nie spieszyć się. Nie kręcić dziesięciu reklam na miesiąc.
Trauma z dzieciństwa
Margaret opowiada Karolinie Sulej, że na początku kariery wszystkie jej decyzje były dyktowane traumą z dzieciństwa. Na przykład pracoholizm, który paradoksalnie dawał Gosi chwilę wytchnienia od natrętnych myśli i wspomnień. Tak działa wiele osób, które cierpią. Robią coś w sposób kompulsywny, żeby nie myśleć o tym, co ich najbardziej boli. Jamroży u szczytu kariery koncertowała niemal bez przerwy. Wydawała się aktywna, uśmiechnięta, wesoła. Jak typowa idolka nastolatek.
Kiedy zaczynała, kompletnie nie była gotowa na show-biznes. Miała wtedy depresję, za sobą próbę samobójczą. Wszystko to wydarzyło się, kiedy na rynku ukazał się jej pierwszy singiel „Thank you very much”. A fani myśleli, że właśnie widzą przed sobą niesamowicie wesołą postać, energetyczną, silną, burzącą konwenanse i w końcu świetnie śpiewającą po angielsku. Nagłówki gazet pytały: „Czy Margaret zrobi karierę na całym świecie?”. „Co to za niesamowite zjawisko?”.
A prawda była taka, że ona w tym czasie czuła się w środku krucha. Cierpiała. „Musiała mieć nieustannie zajętą głowę, przemieszczać się, coś robić. Byle nie myśleć, byle nie wracać do tego, co ją spotkało. Przemierzone kilometry, intensywnie przepracowane lata nie uśmierzyły jednak bólu. Dopiero niedawno wybaczyła swojemu oprawcy i dopiero to pozwoliło jej odzyskać zdrowie”, pisze o Małgosi dziennikarka i dodaje: „Mimo sukcesów i sławy przez lata wciąż nosiła w sobie wstyd. Czy widać po niej jej historię? Oby tylko nikt nie zauważył. A jednocześnie coraz bardziej pragnęła, żeby jednak ktoś to zrobił”.
View this post on Instagram
Gwałt jest jak rak, który toczy duszę
Margaret podczas pewnych warsztatów muzycznych siedziała przy ognisku i słuchała historii jednej z uczestniczek, która opowiadała o swojej walce z chorobą nowotworową. Wszyscy jej współczuli i powtarzali, że jest dzielna. „Wtedy Gosia myślała tylko o tym, że wolałaby mieć nowotwór niż ten rodzaj raka, który ją toczył od środka”, napisała Sulej.
„To moje najczarniejsze wspomnienie. Zazdrościłam komuś, że ma raka. To mnie bardzo uderzyło. Po tym wydarzeniu po raz kolejny zaczęłam szukać pomocy specjalisty”, opowiada Margaret.
Jesienią 2019 roku czuła się już tak zmęczona i wypalona, że depresja wróciła. Dzięki terapii Małgosia wie, że być może jej depresja nigdy się nie skończyła, po prostu trwała ukryta pod nawałem obowiązków, które nie pozwalały jej się zatrzymać i zastanowić, co tak naprawdę czuje.
„Powoli przepracowywała całe lata chowania się za pracą. Wstyd wynikający z przeżytych traum, wstyd z powodu tego, że znów sobie nie radzi. Zarzucała sobie, że jest słaba, nieporadna, a nawet nie potrafi docenić swojego życia, kiedy inni tak zazdroszczą jej sukcesów”, napisała Sulej.
View this post on Instagram
Na koniec wywiadu Margaret mówi: „Chciałabym już odkleić się od moich dramatycznych doświadczeń i żyć. Bo widzisz, czasem posiadanie problemu jest uzależniające. Przyzwyczaiłam się do życia w trybie walki, wracałam więc do tego latami i wracałam. Dopiero zaczynam widzieć, że może być tak spoko, tak cicho. Dziś wiem, że moja cała kariera to było zaklepywanie ran, chciałam pokazać swoją nieskazitelność. Wiesz, takie – she did it. Pamiętam, że jak miałam pierwszy koncert po pandemii, to dostałam ataku paniki z nerwów, i zdałam sobie sprawę, że wcześniej bycie w tym lęku było dla mnie normalnym stanem. Nic dziwnego, że lekcje śpiewu nie pomagały. Teraz dużo mniej ćwiczę, a dużo lepiej śpiewam. Niewypowiedziane słowa już nie grzęzną mi w gardle. A moja historia stała się moją siłą”.