O mężach, którzy dzwonią po ratunek dla żon w ciąży, które w tym samym czasie walczą z nowotworem. O kobietach, których lekarze nie informują, mimo wyników badań, o wadach płodu – rozmawiamy z Antoniną Lewandowską z Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. „To nieprzerwany potok ludzkich tragedii!„, słyszymy dokładnie rok po publikacji w Dzienniku Ustaw wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uniemożliwia Polkom aborcję w przypadku ciężkich i nieodwracalnych wad płodu.
Najpierw śmierć Izabeli z Pszczyny, potem Anny ze Świdnicy, a teraz Agnieszki z Częstochowy….
– Już w październiku 2020 roku, czyli od samego początku, gdy usłyszeliśmy orzeczenie TK, mówiłyśmy otwarcie, że ta ustawa aborcyjna jest zła i że kobiety będą umierać. Śmierć Agnieszki jest trzecią, o której wiemy. W Federze jesteśmy jednak absolutnie pewne, że jest ich więcej. Nie umiemy dokładnie powiedzieć, co wydarzyło się w Częstochowie, wszyscy musimy poczekać na wnioski z dochodzenia prokuratury. Ale faktem jest, że dziś lekarze bardziej boją się podejmować decyzje o terminacji ciąży, działa na nich tzw. „efekt mrożący” skrajnie restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej. Zdarzają się też lekarze, którzy po prostu przekładają prywatne przekonania ponad świadczenie pomocy kobietom. Wyrok TK pomaga im umyć ręce od świadczenia pomocy, której oni nie chcą udzielać i używają tego jako podkładki.
Jaki był dla nas ten ostatni rok po publikacji wyroku TK?
– Powiem tak: przed wyrokiem było źle, teraz jest fatalnie. Od roku mamy do czynienia z nieprzerwanym potokiem ludzkiej tragedii.
Z powodu pandemii dyżurujemy teraz w biurze pojedynczo. I tak się akurat złożyło, że byłam w biurze 22 października sama, kiedy ogłoszono wyrok TK. Oglądałam na żywo to wydarzenie w Trybunale i zanim sędzia orzecznik zdążyła do końca odczytać cały wyrok, rozdzwoniły się telefony. To były dramatyczne rozmowy, które będę pamiętała do końca życia. Kobiety zastanawiały się, czy będą miały terminację, która była zaplanowana na kolejny dzień. Pytały mnie: czy ona się odbędzie, czy nie? Pamiętam też rozpaczliwy telefon od męża, który zadzwonił po pomoc, bo jego żonę siłą wypisywano ze szpitala, twierdząc, że wyrok zapadł i aborcji nie mogą przeprowadzić. Krzyk i płacz tej kobiety słyszałam w tle rozmowy.
I te telefony, które się rozdzwoniły 22 października, nie ucichły do dzisiaj. Pracujemy praktycznie całą dobę. Jeśli kobieta dzwoni do nas w środku nocy i jest już pod naszą opieką, to my te telefony odbieramy. Osoby, które nie zgłaszały się do nas wcześniej, a potrzebują pomocy natychmiast, mogą dzwonić o każdej porze na dwa numery alarmowe podane na naszej stronie. Większość zgłoszeń przyjmujemy jednak w godzinach pracy biura – same też potrzebujemy snu i odpoczynku – ale dla pacjentek jesteśmy zawsze.
Czy mogę spytać, co opowiadają wam kobiety?
– Każda historia jest inna. To są między innymi historie pacjentek, które dowiedziały się, że noszą płód uszkodzony dopiero w dwudziestym tygodniu ciąży, a w badaniach było to wszystko widoczne wcześniej, tylko że lekarz zataił te informacje. Dzwonią kobiety, które mają zagrożenie perforacji macicy. Dzwonią też matki, które boją się osierocić swoje dzieci. Dzwonią przerażeni mężowie z prośbą o pomoc żonie, której lekarze odmawiają przeprowadzenia terminacji, a ona jest niezbędna do dalszego leczenia onkologicznego. Nieprzerwany potok ludzkich tragedii. Od wyroku TK mamy w fundacji trzy razy więcej pracy.
Ile telefonów teraz odbieracie?
– Rok od wyroku odebrałyśmy 15 tysięcy połączeń i kilkanaście tysięcy maili, na które też na bieżąco odpowiadamy. Dostajemy około 30 telefonów dziennie od kobiet, które wymagają różnego rodzaju wsparcia. Nie zawsze są to potrzeby wykonania aborcji na cito. Wiele kobiet w niechcianej ciąży chce po prostu poznać swoje możliwości. Dzwonią też młode, mniej doświadczone osoby, by poradzić się w sprawach antykoncepcji. To jest praca, która nigdy się nie kończy, tym bardziej że w zespole jest nas tylko siedem.
- Zobacz także: Jeśli dziś czujesz się urażony Strajkiem Kobiet, mam do ciebie tylko jedno pytanie. Gdzie byłeś do cholery?!
Czy kobiety mogą u was liczyć na dyskrecję?
– Na dyskrecję, ale też na całkowity brak oceniania. Wychodzę z założenia, że to nie jest moja sprawa, dlaczego kobieta decyduje się przerwać ciążę, bo tylko ona wie, w jakiej sytuacji życiowej się teraz znajduje. Do Federy często trafiają pacjentki, które są w strasznej sytuacji. Zazwyczaj ich ciąże są chciane i zaplanowane. Ostatnio prowadziłam sprawę kobiety, która bardzo pragnęła urodzić drugie dziecko. Była po trzech poronieniach i po cyklu in vitro, ale niestety w kilkunastym tygodniu ciąży dowiedziała się, że płód jest śmiertelnie uszkodzony. Pomagałam jej przejść przez cały proces i proszę mi uwierzyć, że to była potwornie trudna sytuacja dla całej rodziny.
My, jako Federa, uważamy i zgadza się z nami Rzecznik Praw Obywatelskich, że obecny wyrok TK łamie konstytucyjny zakaz tortur art. 40 konstytucji RP, narusza również podpisane przez Polskę dokumenty ONZ przeciwko torturom i nieludzkim traktowaniu. Zmuszane kobiet do donoszenia uszkodzonej ciąży – i możemy to mówić wprost – jest torturą. Polska torturuje swoje obywatelki!
Czy dzwonią do was kobiety ze szpitala, takie jak Agnieszka? A może w ich imieniu dzwoni rodzina z prośbą o pomoc?
– Tak. Niedawno pomagaliśmy kobiecie z Białegostoku, która była w stanie skrajnego wycieńczenia nerwowego. Jej rodzina była przerażona, że ona nie przeżyje, jeśli będzie musiała kontynuować ciążę. Kobieta miała myśli samobójcze i dwie opinie od niezależnych psychiatrów kwalifikujące ją do terminacji ciąży. Skontaktowała się z nami jej rodzina i myśmy pomogły w tej sytuacji. Została przewieziona do innego szpitala w Polsce i dwa dni później doszło do terminacji. Ale ta kobieta musiała przejechać kilkaset kilometrów, co jest absolutnie oburzające.
Na jaką pomoc możemy liczyć w Federze?
–Prowadzimy telefon zaufania, w którym dyżurują: lekarki, psycholożki i edukatorki seksualne. Mamy też zespół prawny i reprezentujemy pro bono pacjentki, które decydują się skarżyć szpital za niedopełnienie obowiązków i błędy medyczne. Reprezentujemy też kobiety w instytucjach europejskich, nasze prawniczki prowadzą np. skargi, które są składane do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Posiadamy oddolną sieć zaufanych psychiatrów, do których możemy kierować pacjentki, które wiedzą, że ich płód jest uszkodzony i czują, że psychicznie po prostu sobie z tą sytuacją nie radzą. No i przede wszystkim – wspieramy pacjentki w dostępie do aborcji, mimo nieludzkiego prawa, które skrajnie im go utrudnia.
Co możemy powiedzieć na koniec przerażonym kobietom?
– Nie jesteście same. Przez cały ten rok wytężonej pracy nigdy nie zostawiłyśmy żadnej kobiety samej.
W Federze pomagamy uzyskać wsparcie psychiatryczne, psychologiczne, prawne. Dzwonimy i pytamy: „Jak się pani czuje, czy możemy coś dla pani jeszcze zrobić?” Bardzo często kobiety czują się zagubione i samotne. Wątpią w jakość opieki, która otrzymują. Wątpią nawet w swoje decyzje i uczucia. Potrzebują usłyszeć, że mają prawo do podjęcia suwerennej decyzji, która w ich mniemaniu jest dobra dla nich i dla rodziny. I że ktoś stanie za nimi murem – Federa im to daje.
Antonina Lewandowska, koordynatorka ds. rzecznictwa krajowego w Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny