Niedawno na Instagramie gwiazda z „Archiwum X”, „Sex Eduation” oświadczyła, że zrezygnowała z noszenia stanika. Wyznanie aktorki wywołało lawinę komentarzy. „Gillian Anderson przemówiła w imieniu wszystkich kobiet”, pisali internauci.
Aktorka nominowana do Emmy za rolę Margaret Thatcher w „The Crown” w trakcie live’u na Instagramie, gdy jeden z internautów zapytał ją o ulubiony pandemiczny strój, odparła:
„Prawdopodobnie ten sam, który nosiłam przed lock-downem i noszę obecnie – czarne dresy i bluza z kapturem. Pandemia mnie rozleniwiła, przestałam nosić staniki. Po prostu nie mogę. Przepraszam, ale nie. Nie obchodzi mnie, czy mój biust kiedyś sięgnie pępka, nie mam zamiaru już nigdy zakładać biustonoszy. Są piekielnie niewygodne”, mówiła z uśmiechem.
Kiedy przeczytałam, że Gillian w trakcie pandemii przestała nosić staniki, ośmieliłam się. Przecież ona mówi o mnie! Kiedyś wydawało mi się to absolutnie niemożliwe. Zakładałam go rano tak samo jak myłam zęby i jak czesałam włosy. Po prostu konieczność i obowiązek. Nie myślałam nad tym zbyt wiele. Nawet nie zastanawiałam się, czy jest mi w nim niewygodnie, czy coś mnie uwiera. Owszem nigdy nie lubiłam wypchanych biustonoszy, balkonetek, push-upów. Być może dlatego, że mam duży biust, wybierałam takie, które są gładkie i wykonane z cienkiego materiału. Powiedziałabym, że proste i jak najbardziej wygodne.
Moje nagłe odkrycie, czyli nie noszę stanika
Ale kiedy wylądowałam w domu na pracy on-line, we własnym salonie, przy stole, na którym teraz stał mój komputer przyniesiony pracy i przy którym do tej pory jadłam tylko posiłki, wszystko trochę pozmieniało się. Nie, nie chcę teraz powiedzieć, że pracowałam w piżamie i potargana i dlatego przestałam nosić stanik. Nie! Po prostu rano myłam zęby, brałam prysznic i wskakiwałam w swój ulubiony dres. To nie stało się też nagle. Po prostu któregoś dnia zauważyłam, że zapomniałam założyć stanika i jest mi z tym jakoś tak… niewiarygodnie dobrze.
Co za ulga! Nikt mnie nie widzi. Nikogo też nie zgorszy mój falujący luźno pod grubą bluzą biust. Nic nie uwierało: ani ramiączka, ani fiszbiny. Jakbym opisała to uczucie? Po prostu stałam się nagle dziwnie wolna, jakbym zdjęła gorset, krepujące rusztowanie, które zabierało mi oddech i swobodę. Na skórze czułam przyjemny dotyk materiału puchatej bluzy. Fajnie – pomyślałam.
Poczułam się wolna
Z dnia na dzień posuwałam się o krok dalej. Krok pierwszy to spacer z psem do lasu, który widzę na co dzień z okna mojej kuchni. Nie założyłam pod bluzę stanika i o dziwo… nikt (absolutnie nikt!) nie gapił się na mnie. Nikt tego nie zauważył. Serio! A ja znów poczułam coś na kształt wolności. To coś jak wtedy, gdy z koleżankami odważyłam się pływać nago w jeziorze. Miałam wtedy siedemnaście lat i byłam szczęśliwa, choć odrobinę wystraszona, że ktoś nas na tym przyłapie.
Ale było bardzo miło – mieć tę bliskość z naturą. Czuć na skórze chłód wody. Pamiętam to do dziś! Ale jako dorosła kobieta nigdy już nie miałam takiej śmiałości, by powtórzyć to doświadczenie, choć teraz wiem, że za nim tęskniłam.
Nie, nie jestem prowokatorką ani mitomanką
Zupełnie nie chodzi mi o to, by biustem nagim pod bluzką kogoś kokietować lub uwodzić mężczyzn. Znam te dziewczyny, które celowo nie zakładają staników i prześwituje im zarys sutków przez obcisły golf. Zawsze patrzyłam na takie babeczki z dziwną mieszaniną zazdrości i zażenowania. Bo jednak ich piersi przyciągały uwagę i były bardzo atrakcyjne, piękne w swej krągłości i zadziorności. A jednak wydawało mi się to takie… no zbyt nachalnie kokietujące. Przecież wiadomo, że każdy facet na to będzie się gapił. Przecież to jednak poniżające dla kobiety, tak bezczelnie kłuć po oczach swoją seksualnością. Mamy więcej do zaoferowania niż zajebiście fajne cycki – myślałam wtedy i chyba nadal tak myślę.
Przyznam jednak, że znam dwie kobiety, które szanuję, a które często chodzą bez stanika. I wiem, że nie robią tego, by „złapać” faceta. Jedna z nich jest psycholożką i ma mały biust. Zawsze jej zazdrościłam tego, że jej biust nie przykuwa niczyjej uwagi, bo w sumie to nie do końca wiadomo, czy na nim jest stanik, czy nie. Ale druga z moich znajomych, artystka malarka, ma biust gigantyczny i też rzadko nosi stanik. Kiedyś ją spytałam – dlaczego. A ona mi odpowiedziała bezpardonowo, że czuje się w nim zwyczajnie uwięziona.
Ależ wpadka, czyli publiczne wystąpienie
Opowiem teraz o moim kroku drugim. Tydzień temu – wierzcie lub nie – zapomniałam założyć stanika i pojechałam z wizytą do mojej przyjaciółki na kawę. Siedziałam u niej przy stole w kuchni i nagle zorientowałam się, że nie mam nic pod bluzą. Spłoszyłam się lekko, ale zaczęłam się śmiać i spytałam, czy ona to zauważyła. Zrobiło mi się trochę głupio, bo to był mój pierwszy taki – nazwijmy to – publiczny występ. A ona też się śmiała i powiedziała, że nie zorientowała się. Zaczęła mnie jednak z ciekawością wypytywać, jak to jest. „Fajnie!”, odpowiedziałam.
Etap wstydu i luksusowych staników
Zaczęłyśmy też wspominać, jak to było z tymi naszymi stanikami. Mam jedno okropne wspomnienie z dzieciństwa. Byłam może w czwartej klasie szkoły podstawowej, gdy mój biust zaczął rosnąć w tempie astronomicznym. Do dziś mam żal do mamy, że nie zadbała o tę sytuację i nie kupiła mi stanika. Ale takie to były czasy, że dzieci nie dostawały natychmiast tego, czego potrzebują. Wyobraźcie sobie lekcję wuefu, podczas której biegłam na tzw. sześćdziesiątkę. Pamiętam, że wtedy chłopcy z naszej klasy ustawili się wzdłuż bieżni i okropnie się ze mnie śmiali. Dokładnie wiedziałam, dlaczego. Od tej pory chowałam mój biust pod grubymi swetrami i tak zostało mi na bardzo długo.
Pamiętam też, że po studiach, gdy już miałam więcej kasy, poszłam na brafitterki, która instruowała mnie jak powinien wyglądać dobrze dobrany stanik. Upychała mój biust, naciągała ramiączka, a ja czułam, że w końcu ktoś się mną odpowiednio zaopiekował. Moja sylwetka wyglądała doskonale, wydawałam się sobie szczuplejsza, choć miałam biust pod brodą, a całość cisnęła mnie niemiłosiernie. Nabyłam wtedy jednak wiedzę, że dobrze dobrany stanik, to mniejsze ryzyko, że kiedyś piersi staną się obwisłe i brzydkie. Dziś już tak bardzo w to nie wierzę i, podobnie jak Gillian Anderson, mam to trochę w nosie.
No to… epilog
Teraz przyszedł czas na opowieść o moim kroku trzecim. Wyjściu do pracy bez biustonosza. Wyjściu na imprezę bez biustonosza. Do restauracji z rodziną bez… Do znajomych… Tu być może was zawiodę, bo tego kroku jeszcze nie uczyniłam. Myślę, że nie jestem gotowa, by pójść do pracy na takim luzie. Ale obiecuję wam, że opowiem o swoim kroku trzecim, jeśli się wydarzy. A jak jest z wami? Jakie macie doświadczenia ze swoim biustem i stanikami?