Ruszyłyśmy z akcją „30 dni detoksu emocjonalnego”. To bardzo dla nas ważny temat, ponieważ chcemy pomóc Wam wrócić do rzeczywistości w lepszej kondycji psychicznej. Tyle się mówi o konieczności dbania o ciało a dzisiaj równie ważny, jak nie ważniejszy jest nasz umysł. To idealny czas, żebyśmy zaczęli traktować się holistycznie. Zapraszamy Was do dzielenia się swoimi doświadczeniami. Tak, jak Monika, która napisała o niezwykle trudnym dla niej czasie w pandemii.
Piszcie do nas (kontakt@ohme.pl), o tym, co Was boli, z czym sobie nie radzicie, a może właśnie poradziliście i Wasza historia będzie budująca dla innych! Każdy opublikowany list będzie nagrodzony!
„Zawiodłam się na miłości, ale jestem silna. Już mniej płaczę”
Zaczęło się od choroby w lutym 2020 r., zwykłe przeziębienie, podobno nic groźnego, rozłożyło mnie na całego podczas rodzinnego wyjazdu na narty. Starałam się trzymać dzielnie, trochę leżałam w łóżku, trochę zjeżdżałam na nartach… w końcu czego się nie robi dla szczęścia ukochanego dziecka. Wróciłam do domu, rzuciłam się w wir pracy nadrabiać zaległości, chwilę później okazało się, że ogłoszono lockdown i wtedy się zaczęły problemy… Dorastająca nastolatka w domu i lekcje zdalne. Stres, płacz, bo nikt nic nie słyszy przez telefon… Dałam radę, dzielnie tłumacząc jej każdego dnia, że przecież ten stan jest nowy dla każdego. Wreszcie i ja zostałam w domu pracując on-line. Na 40 metrach ja, pies, córka i partner. Co drugi weekend dziecko partnera. Dzielnie każdego ranka ogarniałam temat, byłam z siebie dumna. Rano spacer z psem po bułki, potem śniadanie, wstawiony obiad, praca…
Wszystko się kręciło do czasu, gdy zaczęło wymykać się spod kontroli.
Mieszkanie stało się za ciasne dla nas wszystkich. Każdy sfrustrowany ledwo ze sobą wytrzymywaliśmy. Chyba dzieci najbardziej to przeżyły. Brak kontaktu z rówieśnikami, problemy z nauką on-line, tyle pokus wokół, płacz, bo kartkówka pierwszy raz na czas, na punkty… Daliśmy radę. Partner zatopiony w Netflixie na kanapie usychał coraz bardziej, bo ja pochłonięta pracą, córką i sobą. Pracy coraz więcej, wstawałam coraz wcześniej, bo plany goniły. Bałam się stracić pracę, po prostu. Chciałam być dobra we wszystkim, co robię, doceniona przez szefa, domowników, partnera. Teraz już wiem, że tak się nie da żyć. Mam wrażenie, że tylko pies się cieszył, że jestem w domu.
Partner to wymarzona miłość z młodzieńczych lat. Oboje z dużym bagażem, spotkaliśmy się po latach. Myślałam, że to uczucie na zawsze, że przetrwamy wszystko, pomimo burz i trudnych sytuacji. Starałam się być fajną kobietą i, jak mi się wydaje, dobrym człowiekiem. Wiem, że jak każdy mam wady, nie ma ludzi idealnych. Lubię jasne sytuacje. Chciałam mieć dom rodzinę, ciepło i miłość. I właśnie pandemia pokazała mi, że to nie jest takie proste. Wspólne pasje przed pandemią, czas spędzany razem, to nie wystarczy. Lockdown rozdzielił rodziny, brak spotkań z przyjaciółmi, bliskimi, oddalaliśmy się od siebie.
Zaczęłam źle sypiać, praktycznie wcale. Budziłam się w nocy z walącym sercem, ze strachu: co będzie dalej, a jak stracę pracę (bo ciągle coś robiłam nie tak, szef ciągle niezadowolony). Zadzwoniłam do lekarza. Nerwica, może depresja, porada on-line, zwolnienie, czas dla siebie, z rodziną, spacery, wyjazd nad morze, potem leki, wyjazd w góry z ukochanym. Było ciężko, nie umiałam się cieszyć.
W sierpniu zemdlałam pierwszy raz. To było wieczorem w domu, przy ognisku. I tak się zaczęło… Potem drugi raz w nocy. Wiedziałam już, że coś jest nie tak. Szybkie badania, testy. Nie poszłam na pogotowie. Po holterze szpital zadzwonił do mnie. Pamiętam jak dzisiaj – był piękny, sierpniowy dzień. Płacz córki: „mamo zostań”, płacz przyjaciół, bo to serce. Ja, która zawsze miała uśmiech na twarzy. Jak to możliwe, przecież zawsze dawałam radę. Nie dałam, leżałam miesiąc w szpitalu, walczyłam dzielnie każdego dnia, by żyć dla córki, dla rodziców. Serce nie chciało pracować, został mi rozrusznik serca. Dostałam go po miesiącu, samotnym miesiącu, bo w pandemii nie ma odwiedzin. Byłam dzielna. Chyba nie wiedziałam, jak bardzo jestem chora. Pomoc psychologa dała dużo, ale na krótko. Personel Anina to wspaniali ludzie. Pomagali mi każdego dnia, byli ze mną, rozmawiali. Bez nich nie dałabym rady. Telefon i internet to jedyne, co daje możliwość kontaktu ze światem. A ja nie mogłam opuszczać nawet piętra, bo mdlałam. Słowem – trudny czas. Mój kochany przyjeżdżał pod okno pomachać, popatrzeć. Był u mnie przed biopsją serca, uśmiechał się, ja też nie płakałam. Chociaż strach mieszkał w mojej głowie, ja walczyłam dzielnie.
Wyszłam do domu 11 września. Chciałam normalnie żyć, ale nie umiałam. Nic już nie było takie, jak wcześniej. Robiłam tyle rzeczy – rower, basen, spacery z psem, żyłam szybko. Ta choroba zmieniła moje życie całkowicie. W chwilę musiałam zwolnić. Po miesiącu trafiłam na kontrolę, na kilka dni do szpitala. Ustawienie rozrusznika, testy wysiłkowe. Jest coraz lepiej, dostałam leki. Wyszłam szczęśliwa, uśmiechnięta… I wtedy dopadł mnie covid. Leżenie w łóżku, gorączka, łzy, brak oddechu, tylko córka i ja – dzielnie się mną opiekowała, dzwoniła na pogotowie, nauczyła się wiele. Dzielna, kochana. Partner też zachorował, ale był u siebie w domu. Nam pomagali sąsiedzi. Robili zakupy, wychodzili z psem. Znów dałyśmy radę. Wtedy przyszło najgorsze – moje zdrowie rozpadło się na kawałki. Ciągłe wizyty u lekarza. Miesiąc po covidzie zaliczyłam lekarzy wszystkich specjalności.
Smutna prawda. Partner, coraz bardziej zmęczony, nie umiał mi pomóc, oddalał się coraz bardziej. Wyczerpałam już przysługujące 182 dni zwolnienia, przeszłam na zasiłek rehabilitacyjny, bo nie miałam siły chodzić. W styczniu tego roku rezonans i diagnoza uszkodzone serce – frakcja wyrzutowa lewej komory poniżej 37 procent, strach, łzy. W lutym szpital, nowe leki i wszystko od nowa.
W lutym odszedł partner, który był dla mnie przyjacielem, kumplem, miłością. Nie dał rady tak żyć. Nie umiał, nie kochał aż tak bardzo. Zostałam sama ze sobą. Życia uczyłam się na nowo. Dostałam nowy zasiłek do lipca. W maju zwolnili mnie z pracy.
Jestem silna. Już mniej płaczę. Przerobiłam spotkania z psychologiem, coachem itd. Czytam poradniki, robię zdjęcia, codziennie jeżdżę na rowerze, uczę się życia od nowa. uśmiecham się. Tak wygląda moja historia. Dzisiaj już wiem, że trzeba nauczyć się kochać siebie. Doceniać każdą chwilę w życiu, cieszyć się z tego, co się ma. Żyć tu i teraz, bo nigdy nie wiemy, co przynieść nowy dzień. Boję się, pewnie, że się boję. Przepłakałam wiele nocy z pytaniem „dlaczego ja”. Dzisiaj już tak nie myślę. Mam córkę, psa i rodziców – są moim motorem, przyjaciół, którzy wspierają mnie. Zawiodłam się na miłości. To jest moja historia.
Każdy opublikowany list w akcji #30 dni detoksu emocjonalnego” nagrodzony będzie jedną z poniższych nagród:
Książką profesora Rafa Ohme z autografem „Emo Sapiens” lub ” SPA dla umysłu”;
Cognitiv Pro – suplement diety, które wspiera wszystkie najważniejsze ścieżki mózgowe uwalniając w pełni potencjał umysłu;
Zaproszenie od serwisu uPacjenta.pl na kompleksowe badania krwi umożliwiające poszerzoną ocenę stanu zdrowia i umożliwia identyfikację aktualnie pojawiających się stanów chorobowych.