Zbierało się TO właściwie odkąd Zoś pojawił się na świecie. Ale BYŁO mgliste i abstrakcyjne.
I trochę nie dopuszczałam tej myśli do siebie. Wszak ja, taka buntowniczka w glanach. Niezależna, daleko miało paść jabłko od jabłoni. I przez chwilę było daleko.
Ale z górki się stoczyło chyba i wróciło. Poturlało się w same korzenie jabłoni, w jej cień.
Im Zosia tuptaniem i mówieniem staje się coraz bardziej niezależna, tym Matka jej coraz bliżej Matkę i Ojca swojego przypomina. Przynajmniej tak brzmi.
Aż pewnego dnia mnie olśniło: Odkryłam całą logikę wypowiedzi moich Rodziców,
które do mnie kierowali od trzydziestu lat.
A stało się to pewnego pięknego przedświątecznego popołudnia:
1.Zosia: nieustraszona, pełna energii – po żłobku.
2.Ja: ustraszona i z energii wypruta – po pracy.
3.Arek: patrz punkt 2.
I się dzieje: Zosia jest wszędzie. Biba (biega). Daliij (ciągle). Krzyczy. Nie daje ani ułamka sekundy przestrzeni na nasze pół słowa. Chcemy ustalić ze sobą przedświąteczne obowiązki. Kapitulujemy po godzinie (17.00). Piszę do Arka smsa w tej sprawie (wciąż nie możemy się przebić przez nieustanny monolog Zofii). Po 18-stej myślę sobie, że w sumie dziecko podobne, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że zostało w żłobku podmienione.
Przecież my mamy grzeczną poukładaną Zofiję, a nie Diabołka. Po 19stej mnie OLŚNIŁO. Poszła salwa moich tekstów. TYCH tekstów. Słyszanych naście i dwadzieścia lat temu. Uważanych za debilne, głupie, nielogiczne.
A teraz po latach jakże głęboki w nich tkwi przekaz.
I mamy od mamy:
Co Ty wymyślasz/kombinujesz? (nie doceniam kreatywności dziecka)
Zosia, albo-albo… (Zosia już sobie zapożyczyła ten tekst:
zanim zdąży mnie wyprowadzić z równowagi sama kwituje swoje zachowanie: Abdo-abdo!)
Czy Ty masz motorek w dupie?! (no niee, tego ostatniego słowa
nie wypowiadam przy ZOsi – przynajmniej się staram ;P )
Zosia, czy ty masz owsiki? (Znowu w tym słynnym miejscu,
znowu zdania nie wypowiadam do końca)
Nie kręć się przy jedzeniu. (i w różnych innych sytuacjach. Słynna Zosi TAJOTA / karuzela)
Jedz ładnie! (a jakże! a najfajniejsze jest bekanie, takie to śmieszne Mama!)
Nie wygłupiaj się! (czyt: nie bądź dzieckiem!)
Bo Mikołaj nie przyjdzie. (jeszcze mało działa, bo ZOsia nie wie za bardzo o co chodzi z tym panem w czerwonym kubraczku, przecież to Baba przyniosła prezent)
Bo nie będzie prezentów. (i tak były…)
Mikołaj wszystko widzi. (no to Zosia tym większe przedstawienie odgrywa)
Liczę do trzech i … (tu mi zawsze brakuje ciągu dalszego wypowiedzi)
Czy Ty się szaleju najadłaś? (nie wiem jak to smakuje, ale brzmi, jak większość, debilnie)
Stój w miejscu. (czyli znajdź u Zosi guzik OFF)
Nie ruszaj się. (patrz: powyżej)
Nie kręć się tak. (i tu nasuwa się pytanie: A jak?!)
Stój ładnie. (a stań brzydko rodzicu)
Stój spokojnie. (z cyklu: przycisk OFF)
Zobacz jak Ty siedzisz? (a Zosia powinna na to: to daj mi lustro)
Czy my możemy z Tatą porozmawiać? (pewnie, nie przeszkadzajcie sobie, tylko jednocześnie rozmawiajcie ze mną, czytajcie mi, tańczcie i bawcie się ze mną…)
Czy ty możesz się uspokoić? (pytanie retoryczne)
Bo nie dostaniesz kolacji. (brawo Mamo! szantaż jako metoda wychowawcza, pogratulować)
Oj Ty Gałganie. (Zawsze sobie wtedy wyobrażam zmechaconą Zosie po spaniu)
Ty Gadzie jeden. (Umówmy się. Moje dziecko jest ssakiem.)
Czyli mamy tu same książkowe błędy których tak gorąco obiecałam sobie nie popełniać.
I teksty, które wydawały mi się śmieszne. Teraz nabrały sensu. Na chwilę.
Bo po wypowiedzeniu każdego z nich już po chwili, w duchu, śmiałam się z siebie.
A przynajmniej po niektórych.
Czy to kolejny etap rodzicielstwa?
Upodobnienie się do swoich rodziców?
Czy to już starość?
I boję się pomyśleć jak brzmieć będę w okresie dorastania Zofii.
Będzie kompot.
- A tu postanowienie noworoczne: Oby tych kretyńskich, górnolotnych tekstów
w nadchodzącym roku nie przybyło… Obym nie musiała powiększać powyższej listy.