Go to content

Zanim zamieszkacie razem… W kilku krokach o tym, jak się nie pozabijać razem w czterech ścianach

Fot. iStock/standardową licencję

Zakochaliście się, dojrzeliście do ważnych decyzji, a więc – bach. Wspólne mieszkanie i… zgrzyt. Gdyby tak wcześniej mieć tę wiedzę  o tym,  jak to zrobić, żeby się nie pozabijać, nie przestać kochać i ciągle dzielić razem cztery ściany…

Jesteście ze sobą już na tyle długo, że czas na zmiany i dalsze decyzje. Wasi rodzice się znają, znajomi zintegrowali się, wy świata poza sobą nie widzicie, a jeśli przyszłość, to tylko razem! Kolejnym krokiem zatem, jest wspólne mieszkanie.  Nic nowego czy zaskakującego, naturalna kolej rzeczy. Nie raz przecież, on zostawał u ciebie aż do obiadu,  a ty masz u niego, połowę swojej szafy. Nie lepiej sobie ułatwić i zamieszkać razem?  Niestety, to co czasem wydaje nam się tak bardzo proste i oczywiste, w praktyce wygląda inaczej. I zaczyna nas przerastać. I prowadzi, do niepotrzebnych kwasów. Ba! Do rozstań, w szale i nienawiści!  A wystarczy przyjąć do wiadomości, kilka złotych zasad. Gotowi?

1. Zanim firma od przeprowadzek i wybór firanek, najpierw chwila spokoju i szczerej rozmowy.

Serio, warto zadać sobie jeszcze raz kilka istotnych pytań, zanim cała machina ruszy. Żeby się upewnić, rozwiać wszelkie wątpliwości, ustalić szczegóły. Dlaczego, chcecie dzielić wspólnie cztery ściany? Jak sobie to wyobrażacie? Czy na pewno, to już właściwy czas?  Jakie macie oczekiwania wobec siebie? Gdzie i jakie ma być, wasze gniazdko? I kwestie finansowe, stać was na to?  Zajmie wam to chwilę, ale za to wniesie, bardzo dużo. Przede wszystkim, pozwoli nabrać pewności, że to dobra, świadoma i pewna decyzja. Albo, pokaże wam, że chyba jednak potrzebujecie jeszcze chwili, że to jeszcze nie ten czas. Zawsze to lepsze, niż tytuł w kronice kryminalnej :” Zabiła swojego chłopaka, bo nie opuszczał deski w toalecie. A wszystko przez to, że zamieszkali ze sobą zbyt szybko” – No, chyba że macie parcie, na wątpliwą raczej karierę i sławę 🙂

2. Malowanie, meblowanie, urządzanie i fakt, że różne gusta, nie zawsze oznaczają kość ogromnej niezgody. 

Krótko i zwięźle. Każdy z nas jest różny i różne rzeczy lubi, bądź nie. Ty wolisz lawendowe ściany i doniczki z kwiatami, gdzie tylko się da a on, chłodne kolory i minimalizm. I ok, nie musicie od razu i w ogóle się o to szarpać, bić, kombinować, czy knuć podstępnych intryg typu – Przestawię to łóżko i komodę, jak tylko on wyjedzie w delegacje, na parę dni. Albo – Niech będzie po jej myśli, pójdzie do pracy, to przemaluje ten mdły błękit, na coś bardziej konkretnego. A po co tak?   Takie słowo jak kompromis, znacie? Polecam zastosować w praktyce plus, sporo dystansu. Wszak we wspólnym życiu, nie o krój zasłonek się rozchodzi.

3. O okupacji łazienki, butelkach po piwie, chrapaniu,  ciągle przesiadujących psiapsiółkach i legendarnych, brudnych skarpetkach, zostawianych gdzie popadnie. 

Spokojnie, wdech i wydech, wszystko da się wyjaśnić, niekoniecznie naukowo, ale  z oczekiwanym skutkiem. My kobiety, pomijając nieliczne wyjątki, lubimy sobie traktować łazienkę, jak klinikę urody. A wiadomo, że każdy zabieg upiększający, chwilę trwa. I nie zawsze wtedy pamiętamy, że on idzie do pracy i wypadałoby, żeby chociaż zęby przed wyjściem umył. Jest kilka rozwiązań ale co za dużo, to niezdrowo, więc wystarczą dwa. Albo ty wstajesz wcześniej i siedzisz, ile potrzebujesz, albo on wskakuje pod prysznic, przed tobą. Zanim wpadną koleżanki na ploteczki, czy kumple na meczyk, zapytajcie, czy aby nie macie innych planów, lub po prostu ochoty, na dodatkowe towarzystwo. Skarpetki zostaw tam, gdzie je zdjął ale nie zapomnij, zostawić mu swoich, koło łóżka. Koniecznie po tej stronie, gdzie śpi. Zresztą, na prawdę muszę wam tłumaczyć, tak istotne rozwiązania? Acha, co do łazienki jeszcze. Od czasu do czasu, nie zaszkodzi skorzystać z niej razem. Zejdzie wam chwilę dłużej, ale uwierzcie mi na słowo, na jakiś czas temat kto i ile w niej przesiaduje, w ogóle przestanie istnieć 😉

4. Uwaga! Wynajęliście razem mieszkanie, a nie więzienie, z całodobowym monitoringiem oraz książką skarg i zażaleń. Podkreślam – wynajęliście – i wyjaśniam prędko, dlaczego podkreślam.

Macie sobie mieszkać, poznawać się, uczyć tolerancji i siebie na wzajem, docierać, być szczęśliwi, dzielić obowiązki, żyć . A nie kazać mu, tłumaczyć minuta, po minucie, co robił i gdzie się przemieszczał, gdy został na chwilę sam. Albo zalecić jej,  sporządzanie  notatek oraz założenie książki meldunkowej, gdzie nawet listonosz z poleconym, ma odnotować kiedy i ile czasu był, podczas twojej nieobecności. Zaufanie i zdrowy rozsądek, to coś, o czym zawsze warto pamiętać. Oczywiście, każdy ma prawo mieć swoje zdanie i ja tego nie neguję ale uważam, że rozsądniej, nie pchać się na starcie w kredyty mieszkaniowe, zobowiązania, rozdzielność majątkową itd. Historia na przełomie wieków, nie raz pokazywała nam, że nawet wieloletnie pary, rozstawały się, bo wspólny dach, obnażał ich bezlitośnie i uświadamiał, że jednak im nie po drodze. Więc chyba łatwiej, spakować w razie czego ze dwie walizki i laptopa, niż włóczyć się po sądach i wydawać krocie, na prawników. Wynajem a nie od razu kupno, pomoże uniknąć ewentualnych rozczarowań lub chociaż, ich nie potęgować. Przetrwacie pod jednym dachem dwa, trzy lata, to zaczniecie obdzwaniać banki, rodziców i dziadków, ewentualnie ciotkę z Ameryki.

5. O tym, żeby nie wariować a po prostu razem być.

Kłóciliście się czasem wcześniej, w czasach gdy każde wracało do siebie? Miewaliście „ciche dni” ? Trzaskałaś drzwiami i znikałaś bez słowa wyjaśnienia, aż kumpeli skończyły się zapasy w barku z alkoholem? Wyłączałeś na kilka godzin telefon, zaraz po tym, jak doprowadzała cię do szewskiej pasji? Ten sam adres, tego nie zmieni. Bo, po pierwsze, to ludzkie i niestety normalne sytuacje, zdarzają się nawet najbardziej zakochanym, przez całe życie. A po drugie, właśnie wprowadziliście się do waszego mieszkania, a nie do szafy, przenoszącej was z teraźniejszości do Narnii.

Nie spinaj się, nie udawaj, nie zmieniaj na siłę. Chyba, że resztę swojego życia, chcesz być aktorem, który przedwcześnie osiwiał, bo pilnował, żeby nie wydało się przypadkiem, że czasem chrapie. W tym właśnie sęk! Dopiero teraz, macie możliwość udowodnić sobie, czy faktycznie, potraficie się znosić codziennie, w różnych, nie zawsze wygodnych sytuacjach. Akceptować swoje ułomności, rozumieć przyzwyczajenia, nauczyć słuchać i szukać ewentualnych rozwiązań, gdy coś będzie was niepokoiło. I uzmysłowić,  czy w tym wszystkim, czyli pracy, sprzątaniu, rachunkach, zakupach – rutynie, nieodzownym i nieuniknionym elemencie życia w ogóle, nadal potraficie się po prostu kochać i szanować. I wspólnie zestarzeć.

I nie rozpaczaj, popadając w długoletnią depresję, jeśli odkryjesz, że coraz częściej zastanawiasz się, co ty tu w zasadzie robisz? Lub złapiesz się na tym, że robisz wszystko, żeby jak najmniej przebywać w tym waszym, imperium miłości. To nie wina mieszkania, lokalizacji, zielonej ściany. To znak, że czas znaleźć drzwi z napisem „ewakuacja”.  A do walizki, zamiast jej poćwiartowanych zwłok, spakować swoich kilka rzeczy. To nie koniec świata, tylko związku, który prędzej czy później, i tak by się rozsypał. I szansa, że chociaż nie wyszło, bo zwyczajnie miało prawo, to nadal potraficie się lubić.

I niech wam przenigdy, nie przyjdzie do głowy super pomysł, z cyklu „Tak, zamieszkajmy razem! Z moimi lub twoimi rodzicami” . Bo choćby ze złota byli, zbyt duże jest jednak ryzyko, totalnej katastrofy. Ale o tym, może innym razem.

Koniecznie dajcie znać, jak wam się mieszka 😉