Go to content

Miłość to nie jest „nigdy” i „na zawsze”. Bo może miłość to szansa?

Fot. iStock/teksomolika

Wiesz, co znaczy szczęśliwy związek? Jak często zastanawiasz się nad tym biorąc pod lupę swój związek – może ten, który trwa, a może ten, który już się skończył? Przenika cię cynizm, gdy ktoś zaczyna rozmowę o miłości. Bo czym jest miłość? Czy w ogóle istnieje, czy może to zbiór emocji, które razem tworzą coś, co każdy z nas indywidualnie nazywa miłością?

Az drugiej strony, tak o niej marzymy, tak bardzo byśmy chcieli, by była niezwyciężona, by stała się naszym orężem, kiedy stajemy twarzą w twarz z wszystkim przeciwnościami – rutyną, frustracją, kłamstwem, oczekiwaniem i rozczarowaniem.

Ja też torturuję się wracającym co jakiś czas pytaniem, czy kocham? Czy to na pewno miłość, czy przez moje palce, przez moją wygodę nie ucieka mi coś więcej?

A może miłość to wygoda? Może o to w niej chodzi, by się umościć wygodnie, by mieć poczucie, że zawsze jest pod ręką i nigdzie sobie nie pójdzie, a nawet jak na chwilę gdzieś zabłądzi, to zawsze znajdzie drogę do domu?

Bo może miłość to szansa? Szansa dawana bez końca, po stokroć, a nawet tysiąckroć? Może sprawdza, czy jest dla nas ważna, może tak jak my pragnie uwagi, a wiadomo, że najwięcej uwagi zyskuje to, co tracimy – były związek, była przyjaźń, ludzie, którzy odeszli na zawsze. Może ona wystawia nas na próbę, bo chce być ważna, bo chce czuć, że nie wypuścimy jej z rąk. Jakby nie nabroiła, przygarniemy ją do siebie i przytulimy mocno. Zawsze.

A może miłość to okazja? Może składa się z tych podsuwanych nam pod nos szczegółów, tych spojrzeń, dotknięć przypadkowych. Może ona wcale nie jest wielka, dosłowna i długotrwała. Może to wartości przypisane przywiązaniu, a miłość spotykamy po drodze? Kiedy ktoś zdawałoby się przypadkiem utkwi w nas wzrok, gdy niby niechcący muśnie nasze ramię i przeprasza, choć oboje wiecie, że przepraszać nie chce.

A może miłość to te drobinki szczęścia, szczęścia, które rozlewa się po naszym ciele, które sprawia, że przychodzi do nas spokój, i taka pewność (choć przez chwilę), że jesteśmy we właściwym miejscu, że nie ma tu żadnej przypadkowości, pomyłki, okazji, czy wygody. Bo przecież nie zawsze jest wygodnie, uwiera nas, kłuje w bok, musimy zmienić pozycję, wyjść na chwilę, żeby rozprostować swoje emocje, by poukładać w sobie wszystko na nowo. By nabrać dystansu i odpowiedzieć sobie na pytanie, czego chcę? Czy nadal czegoś oczekuję? A jeśli to po co?

Bo miłość na pewno nie jest oczekiwaniem – ona nie stawia wymagań, nie wymyśla kolejnych poziomów do pokonania, nie każe nikomu się zmieniać, ani dostosowywać. Miłość nie wymaga zbyt wiele. Jej wystarczy kawa zrobiona rano i przyjęta z wdzięcznością, nasza ręka znaleziona gdzieś po ciemku, w trakcie spaceru, w kinie czy w samochodzie. Zakupy zrobione po drodze i SMS: „wracaj już, tęsknię”.

Miłość to nie tęsknota za wypraną koszulą, czystą podłogą i ciepłym obiadem. To tęsknota za zapachem, za spojrzeniem, za pewnością, że jego ręka jest na wyciągnięcie twojej ręki. To tęsknota za obecnością, bez narzucania, bez rozmów, bez potrzeby przypominania, że jestem tuż obok.

Miłość to pewność. Tak, miłość to pewność, którą trudno nazwać. Bo co daje prawo nam ją czuć – wcale nie bliskość, nie intymność, nawet nie akceptacja. To zakorzenione głęboko w nas przekonanie, że zawsze możemy do niej wrócić. To bezpieczeństwo, że ten kogo kochamy i ta, która kocha, choć może nie zawsze wybaczy, nie zapomni, to jednak będzie. Bo miłości nie da się wyrzucić przez okno, zatrzeć pilnikiem. Jeśli choć raz doświadczyliśmy miłości, która dawała wam tę wyjątkową pewność – ona na zawsze z wami zostanie, może w formie przyjaźni, wsparcia, zrozumienia, ale będzie w was głębokie przekonanie, że nigdy na zawsze nie odeszła. Miłość to nie jest „nigdy” i „na zawsze”.

Miłość nie krzywdzi. Kiedy słyszę: „On mnie zranił”, pytam siebie, jak to możliwe? Jak można kochać i ranić jednocześnie, jak można mówić komuś, że kocham, a chwilę później okrutnie doświadczać. Nie wierzę w miłość, która krzywdzi. Taka dla mnie nie istnieje, to iluzja, to przyciąganie i odpychanie, którego ktoś potrzebuje, by poczuć cokolwiek. Prawdziwa miłość nie skrzywdzi, skrzywdzić może człowiek, który nie jest pewny swoich uczuć.

Miłość nie krzyczy – krzyczy za nas frustracja, złość, smutek, rozczarowanie. Czy z tego składa się miłość? Z tego błagania o nią, żebrania? Naprawdę? Wierzysz, że to o co musisz walczyć i zabiegać jest miłością? Może jest potrzebą miłości? Pragnieniem bycia kochaną? Ale czy takiej miłości chcesz – wyproszonej, wychodzonej, przytrzymanej na smyczy, byleby stała przy twojej nodze i dawała ci złudne poczucie bezpieczeństwa, przywiązania i spokoju?