Go to content

Andrzej Mleczko – zbiorowa histeria, czy kompletne niezrozumienie satyry? Nie jesteśmy przypadkiem „lekko” przewrażliwieni?

Facebook/ Andrzej Mleczko

Andrzej Mleczko, pierwszy satyryczny komentator Rzeczypospolitej Polskiej w ostatnim czasie nacisnął internetom na duży, napuchnięty odcisk. Jak kraj szeroki opublikował nowy rysunek, w którym przekonuje, że „Molestowanie brzydkich kobiet powinno być karane łagodniej”. Pan Andrzej nie zdając sobie chyba sprawy jak kapryśna potrafi być sieć,  przywiązał się właściwie zupełnie nago do drewnianego pala, wypiął tyłek i dał początek bardzo rzeczowego ukamienowania połączonego z cierniową chłostą. Podzielił krainę i podniósł larum wyjątkowo histerycznie ostatnio reagującego społeczeństwa. Nie ma się co dziwić. W końcu jako przetrącone króliki doświadczalne z mocno nadpalonym wąsem ostatnich pomysłów i zmian w ustawodawstwie spodziewamy się ataku już praktycznie z każdej strony. Coś, co potencjalnie powinno wydać się zabawne, odbieramy jak największą wpadkę medialnego światka. Ale czy słusznie?


No panie Mleczko…nawet Trump by tego lepiej nie ubrał w słowa….bardzo, bardzo niski lot…”

„To może tak: molestowanie przez brzydkich, grubych, łysych, starych dziadów po 60tce powinno być karane podwójnie surowo. (…) Śmieszne, nie?”

„Żarty z robienia innej osobie krzywdy, przekraczania granic jej intymności, zawstydzania nie są zabawne i są słabe nawet jako prowokacja . Zakładam, że jak dziewczyna/żona/matka przyjdzie do Ciebie z płaczem bo szef /kolega z pracy/przypadkowy facet na ulicy klepnął po dupie, wystosował komentarz o jej cyckach czy robił obrzydliwe aluzje, też zalecisz dystans i poczucie humoru.”

Śpieszę tłumaczyć. Mija rok odkąd w Polsce stery władzy przejęła  prawica. Niektórzy może i spodziewali się odważnych zmian, ale większość raczej zbiera do tej pory zęby z podłogi. Ja dla przykładu byłam przekonana, że będzie wesoło, ale dzień w dzień włączając telewizor wyrywam po kłębku włosów i czekam momentu, w którym usadzę się wygodnie w kącie salonu i zacznę się śmiać złowieszczo do ściany. Albo do kanapki z masłem. Albo w tej nerwicy przez sen wydrapię dziurę w tynku do sąsiada i podrapię go za uchem, już mnie nic nie zdziwi. Serio.

Kiedy jako jedna z tych „bawiących się”, jak uraczył nas nazwać Minister Waszczykowski kobiet, która w wiadrach deszczu, z połamaną od wiatru parasolką paradowałam ulicami miasta w obronie oczywistych wartości, jeszcze wierzyłam. Biło ode mnie przekonanie, że dobrnęliśmy już na szczyt absurdu każąc rodzić ciężko chore dzieci i efekty gwałtu, a po takim „puczu” jak nasz, państwo pójdzie na balkon srogą zimą bez kurtki zaczerpnąć świeżego powietrza.

Otóż dupa! I wcale nie Andrzej Dupa, bo za to się idzie na dywanik, a jak nauczył nas przypadek Mleczki, z ludźmi dzisiaj trzeba nad wyraz ostrożnie. Chwilę później dostaliśmy ekstra kasę na skomplikowane porody. Proszę państwa, gratyfikację, rzec by się chciało, za trud podjęcia decyzji o urodzeniu nieuleczalnie chorego dziecka. Całe cztery patyki łaski państwa, jednorazowo. Na pół elektrycznego wózka inwalidzkiego, ramę do dobrego łóżka, dożywotni zestaw baterii do pilota do wspomnianego wyra albo na pokrowiec od materaca przeciwodleżynowego. To jest dopiero rozmach. Niepotrzebne skreślić.  I co nam pozostało oprócz głośnego lania żalu i oburzenia? Nic. Nie mamy już absolutnie na nic wpływu. Ewentualnie widły i sierpy, ale kto by nas poprowadził…

Rysunek Mleczki jest niezaprzeczalnie kontrowersyjny. Wywołuje dyskusję i nie pozwala na jednoznaczną ocenę. Nadmuchał przerysowaną, narodową wrażliwość, której nabawiliśmy się po ostatnich ekscesach prawicy. Otwiera jednak oczy na dosyć często pojawiające się zjawisko, w którym my, naród, jesteśmy systematycznie dymani na każdym polu, a władza już nawet nie udaje, że podchodzi do tego zupełnie hobbystycznie. Gdyby na rysunku Mleczki dokładnie to samo zdanie wypowiedział podstarzały Hobbit z kotem pod pachą, podzielilibyśmy się grafiką na wszystkich polach w social media i stworzyli viral. „Dokładnie tak”, „Bezczelny typ”, „Panie prezesie, coś pan wie o molestowaniu?” grzmiałyby media, a my dumnie zmienialibyśmy profilowe na hasło Mleczki. Tak proszę państwa działa internet. Właśnie tak.

Niestety Pan Andrzej podpisał hasło własnym profilem i strzelił sobie świadomie lub mniej w kolano. A szkoda, bo przesłanie było inne.

Zanim zaczniecie pouczać o cienkich granicach i niesmaku, przytoczycie dwieście definicji o satyrze i sposiłkujecie się odpowiedzią feministek, na której pewna młoda dama odpowiada Panu Andrzejowi „Spier*alaj”, zastanówcie się porządnie, co autor miał na myśli. Czy przypadkiem nie wyśmiał tym samym zapędów przy korycie i w dosyć nieoczywisty sposób nie stanął niejako w obronie kobiet? Satyra satyrą, ale to tutaj to ostatni pisk rozpaczy. Słyszycie?