Powiedz, co mogę zrobić – pyta on.
Dochodzi druga, chcę się tylko położyć, zawinąć kołdrą, przespać. „Nic nie możesz” – myślę.
– Nie wiem– mówię.
Siedzimy na stołkach w kuchni już czwartą godzinę. Boli mnie tyłek i serce, pęka głowa. „Szkoda, że powiedziałam mu dzisiaj, nie dam rady jutro na prezentacji po tej zarwanej nocy”.
Tak dużo książek i tekstów o cierpieniu zostawionego, a tak mało o kimś kto zostawia. Jakby rozstanie było winą tylko jednej strony, a nie wynikiem kryzysu, naturalną konsekwencją oddalenia.
– Pamiętasz, mówiłam, że jest źle, że powinniśmy iść na terapię, prosiłam…. W połowie zdania gryzę się w język. Po co tak gadać. Nie chce zalać go żalami, nie chce być tak jak wszyscy. Wytłumaczyć. Wybielić się. To twoja, nie moja wina. Czy to zresztą ważne dzisiaj, ja już jedną nogą tam, tu tylko dzieckiem i pamięcią.
Mój wzrok wędruje po jego twarzy, szyi, ramionach, tak pamiętam, gdy został pierwszy raz na noc, a ja rano jechałam na pogrzeb. Nie wiedziałam do wtedy, że pogrzeby mogą być szczęśliwe. Tak bliskie mi ciało, a tak obce dzisiaj.
– Nie kochasz mnie? – pyta on.
– Jakoś kocham. Chcę, żebyś był szczęśliwy.
Niemal czuję jego drżenie, robi mi się zimno. 10 lat wcześniej, gdy odchodził ode mnie P. też to czułam. Drżenie zostawianego, te chwile, gdy jeszcze coś jest fizycznie, bo jest rozmowa, ale już tego nie ma. Zamknięcie. I to: „chcę, żebyś była szczęśliwa”. Frazes to jednak cholerny. Nie wiem czy można bardziej skrzywdzić kochającą osobę niż tym: bądź szczęśliwa/ szczęśliwy. W podtekście: uwolnij mnie od tego cholernego poczucia winy.
– Muszę spać – tłumaczę – Jutro dokończymy. Idę na kanapę, pies wtula się w nogi, zawsze wolała mnie, co teraz z nią będzie. Czy zgodzi się, żebym ją wzięła?
Dzień później siedzę z Anką w kawiarni. Jestem zmulona, rozkojarzona, smutna.
– Powinien cię wyje*ać z domu – rzuca Anka.
Znów jest zła. Strażniczka moralności.
– Pewnie tak.
– Mięczak
Najeżam się.
– Siłą jest kopnięcie kogoś w dupę czy walczenie jeśli się nawaliło? – pytam.
Zawsze zadziwiała mnie ta zdolność człowieka do ocen cudzego życia. Powinno się to, tamto. To jest godność, a tamto to klasa. To jest kobiecość, a to męskość. Nie mam siły na kłótnie, jestem pusta.
Przypominam sobie seks dwa dni temu z Nim. Seks ukradziony, zdobyty dzięki kłamstwu, że wyjeżdżam. Seks już kolejny, ale przełomowy, bo zrozumiałam po nim dwie rzeczy: jestem zakochana/ jestem zakłamana. To jest smutne w romansie. Że radości zawsze towarzyszy poczucie winy, ekstazie smutek, każdy początek jest zapowiedzią końca i takie tam.
– Kocham cię – mruczał on. – Jesteś nieznośnie piękna. Każdy kawałek twojego ciała i każdy duszy jest tak, ku*wa, idealny, że nie wiem co mam ze sobą zrobić. I weź się, ku*wa, nie śmiej.
No śmieję się. Tak nienawidzę przymiotników, z wyznaniami mi nie po drodze. A może nie jestem do nich przyzwyczajona, bo nikt mnie nie wielbił i nie podziwiał, a dla niego oczywiste jest, że podziwia mnie każdy. I jak, ku*wa, nie pławić się w tym zachwycie? Jestem jak wygłodzony szczeniak, pęka mi skorupa, którą zbudowałam zaraz po tym jak pierwszy raz odrzucił mnie ojciec, a potem odrzucał mnie milion razy. Więc może dlatego wybrałam Męża, żeby nigdy z nim do końca nie być. Bo tylko z dystansowanym mężczyzną, skrytym taka kobieta jak ja jest w stanie wytrzymać na dłużej. Z tym jego: „ale o co ci znowu chodzi”, „co się czepiasz”, „odczep się”.
Więc jednak dużo mam w sobie złości do niego, bólu niespełnionej miłości, choć ona niby taka spełniona, bo kot jest, pies jest, dziecko, kawa rano i wspólna łazienka. Mam do niego złość o niezauważanie jakbym już nagle miała na imię tylko matka, a na drugie szczotka i obiad. Mam żal o brak pracy nad sobą, bo po ch*j mi jego praca teraz, gdy całą sobą jestem gdzie indziej. Gdy na inny telefon czekam, inny SMS mnie cieszy i z innym sobie kawę i łazienkę wyobrażam.
Wk**wiające w facetach jest nieziemsko to, że nagle zawsze znajdują w sobie słowa, których miesiącami wydobyć nie mogą. Że kochają i że tęsknią. Że żałują. Nagle ten tani sentymentalizm wypływa z nich tak naturalnie, wydaje się oczywisty i jasny. I to nie jest obciach, czułostkowość. Gdy walczą stać ich na tę pasję, którą mieli tylko na początku. Esemes jeden, drugi, trzeci. Kiedy on pisał do mnie co chwila w ciągu dnia coś innego niż tylko: „spóźnię się”, „odbierz pranie”. „Kocham. Daj nam szansę”. „ Żałuję, przepraszam. Możesz zawsze na mnie liczyć. Chodźmy na terapię. A rodzina?”. „Nie mogę się skupić”. Ja też się nie mogę skupić, bo do cholery wciąż piszesz. Od kiedy nie przeszkadzam ci w pracy?
Odpisuję.
Oczywiście. Rodzina jest przecież tym o czym marzy większość kobiet. Ale możesz sobie potem w pewnych sytuacjach zadać pytanie: ważniejszy jest obrazek, stabilizacja czy próba bycia niesamotną? Bycie żoną i matką czy walka o siebie? Nie chce żyć smutno, nie chce żyć w oczekiwaniu. Mówiłam o tym nieraz. Jestem kobietą dobrą, kochającą, ale nie taką, która pójdzie na każdy kompromis. A dlaczego ty właściwie pytasz o to dziś? Dlaczego dopiero dziś, a nie wcześniej, gdy chciałam o tym rozmawiać?
W. mój przyjaciel, zapala papierosa, krąży jak wokół stołu gdzie stoi nasz obiad jak wariat.
– Słuchaj, boję się, że Beata mnie zdradza.
Patrzę tępo w ten stół, wokół którego on tak krąży. Hmm. Od kiedy to stałam się specjalistką od kobiecej zdrady?
– A dlaczego tak myślisz? – pytam.
Ale mam ochotę się zaśmiać. Przecież to on ją zdradza. Od lat. Różnica polega na tym, że Beata o niczym nie wie, a on każdej mówi, że to tylko przelotne. Czego on się nagle boi?
– Bo ona jest jakaś dziwna, nieobecna.
A dziwna jest. No doprawdy.
– Najważniejsze, żeby nie była samotna. Ona jest z tobą samotna – pytam?
– Nie wiem.
Nie wiem? To o czym my, do diabła, mówimy. Związki XXI wiek. Czysta miłość, czułość i troska. Dajcie więcej.
CDN.