Go to content

Zemsto, na imię Ci Kobieta

Fot. iStock /

– A więc szukasz zemsty?
– Nie, szukam sprawiedliwości! Ale wezmę i zemstę…

„Siedmiu wspaniałych” 2016

 

Elegancka blondynka siedzi naprzeciwko mnie, popija swoje latte i między łykami ciska we mnie gromy.
– Z Tobą naprawdę jest coś nie tak, on cię tak traktuje, olewa Cię, poniża, a Ty to tak płazem puszczasz?

Grzecznie patrzę na moją rozmówczynię i uśmiecham się zdawkowo. Nie mogę już nawet policzyć rozmów, w których udowadniano mi na wszelkie dostępne sposoby, jaka jestem głupia i nieżyciowa, ponieważ nie zarywam nocy i nie zagryzam palców, obmyślając wyrafinowaną zemstę. W zależności od nastroju, na takie wywody reaguję albo słowną umiarkowaną agresją wobec interlokutora (coby się odczepił) lub obracam w żart (rzeczy obśmiane tracą na mocy).
Przyssana do mojego cappucino, tego dnia akurat myślę o tym, że jak znowu zacznę chemię, to kawy przez jakiś czas nie będę pewnie przyswajać, więc postanawiam sobie nie niszczyć miłego doświadczenia. Wybieram opcję numer dwa.
– Ależ co Ty! Pewnie, że robię: co wieczór rzucam klątwę numer dwa z Księgi Zaklęć i Uroków mojej znajomej: „Kuśki nie stojenia, pryszczy i koszmarów bdsm”.

– No daj spokój! Przez kochanki teraz każe Ci się ze sobą kontaktować? No co za [członek]! Zemsta sroga się za takie działania należy!

Moja urocza znajoma uroczo nawiązała do uroczego doświadczenia z dni niedawnych, kiedy to po kilku tygodniach zrodziła się konieczność, bym się z moim eks skontaktowała w sprawie istotnej, a tu okazało się, że Miś Pyś telefonów ode mnie nie odbiera osobiście. Zaangażować musiałam aktualną wybrankę serca, żeby prośbę o kontakt przekazała, grzebiąc tym samym resztki mojej dumy osobistej.
Uśmiecham się znad mojej filiżanki. Kiedy ta właśnie koleżanka mówi o zemście, to wie, co mówi. Kiedy jej mąż, działacz społeczny w ich małej miejscowości, postanowił wejść w romans z sekretarką, jego żona zorganizowała imprezę z udziałem lokalnych oficjeli, na którym to zaprezentowała projekcję filmu zrobionego ze zdjęć zdobytych przez detektywa. Niewierny małżonek z każdym kadrem przedstawiającym jego ekscesy seksualne coraz bardziej przekreślał swoje szanse na polityczne poparcie zaproszonych gości. Od tamtej pory ksiądz nie odpowiada nawet na jego „Szczęść Boże”, co, jak wiadomo, w mikroskopijnych miasteczkach oznacza społeczny ostracyzm i socjalną izolację.

– No, jest pewien problem. Znaczący. – Siorbię to moje cappucino i myślę, że muszę kolejny raz oddać spodnie do zwężenia, bo znowu są za szerokie. Chemioterapia jako środek wyszczuplający, no cóż. – A mianowicie, mój mąż nie ma politycznych zapędów, a księdza na ulicy nawet by pewnie nie zauważył.

– Oj, daj spokój, zrób jak Anka chociaż! Każdy ma czuły punkt!

Hmmm, Anka… Inna znajoma, która zemstę na byłym partnerze podniosła do rangi sztuki. Dosyć psychotycznej, nawet jak na mnie:
za pierwszym razem wykupiła 3 billboardy – obok pracy eks, obok pracy jego wybranki i tuż przy ich wspólnym mieszkaniu; umieściła na nich niewybredne opisy co do wierności i uczciwości nieszczęsnych kochanków oraz nie pominęła faktu, iż oboje porzucili rodziny z małymi dziećmi…
za drugim razem różowym sprayem wypisała na samochodzie partnera „Byłeś dla mnie wszystkim obok syna. Zdrajco, zostaniesz z niczym”

Oczami wyobraźni zobaczyłam hasła na billboardach, jakie mogłabym zafundować mojemu eks i aż parsknęłam śmiechem.
Idźmy dalej: na drzwiach mieszkania wypiszmy mu markerem „Tu mieszka Markiz de Sade, zapytaj o usługi” …
No a samochód ma służbowy, więc odpada, co będę osobom trzecim życie utrudniać…

Blondynka fuknęła na mnie po raz kolejny. Niepoważnie podchodzę do sprawy, ech…

– Nie rozumiem Cię, nie chciałabyś chociaż jego kobiecie na złość zrobić? Wiedziała przecież, że z żonatym idzie, wiedziała o Twoim stanie, tak się nie robi nikomu!

No cóż, to rzekomo pierwotne – w miłości i zemście podobno kobiety są bezlitosnymi barbarzyńcami (to Nietzsche). Jako że nasze (tj. moje i jej, nie moje i Nietzschego) kręgi są tak zbliżone, a świat tak żałośnie się skurczył i nas przybliżył na odległość jednego tylko stopnia oddalenia poprzez znajomych, zszarganie opinii o drugiej osobie może być banalnie proste. I totalnie niepotrzebne.

Ale ja się już na niej zemściłam.
– Taaaaak? – zdziwienie.
– Tak. Oddałam jej mojego męża.

Serio, serio – jeśli wiążesz się świadomie z kimś, kto nie jest znany z wierności i nie wie kompletnie, czego w życiu chce, proponuje ci wspólne życie i mieszkanie natychmiast po wyjściu z długiego związku, którego nie zakończył jeszcze, do tego jest w stanie totalnie zostawić wieloletnią partnerkę z chorobą terminalną i przez pół roku nawet nie zadzwonić z zapytaniem o pomoc – to ech, czy jest czego zazdrościć i za co się mścić?

Regularnie słyszę, że jestem nieżyciowa i głupia, bo nie pałam rządzą zemsty. Tak, czasem złość mnie roznosi. Ludzie lubią podsycać te negatywne emocje. Znam kobiety, które są wiele lat po rozstaniach i nadal mówią „Ach, jak ja bym chciała, żeby mu się coś złego stało! Żeby ktoś go pobił! Żeby w końcu cierpiał!”. I tak latami się tym karmią.

My, kobiety zranione, pragniemy sprawiedliwości, a jak jej nie dostajemy (bo – szczerze – czy jest cokolwiek, co mogłoby się przytrafić mojemu eks, co byłoby porównywalne z tym, co on mi zrobił?), to próbujemy zadowolić się zemstą. Nawet jak się we mnie gotuję, umiem już rozróżnić te pragnienia – i wiem, że nie ma możliwości, żeby zemsta mi dała zadośćuczynienie. W tej wściekłości można się zapędzić daleko.
– Uprzedzam też, że nie będę jak ta kobieta z Rawy Mazowieckiej, co to mężowi za zdradę jądro obcięła!

– Dowcipkuj sobie, dowcipkuj. Rzeczywiście, z Tobą jest beznadziejna sprawa: mają rację ci, co mówią, że jakby Tobie pozwolili bronić Breivika, to by za kaucją wyszedł! – obraziła się chyba.

Spokojnie dopijam moje cappucino i szykuję się do wyjścia.

– Nie. Mojego eks też nie bronię. Tego się nie da wybronić, nijak. Ale ja już wiem, że dla takich jak on jest tylko jedna zemsta.

– Tak? Jaka niby?

– Żyć z całych sił i żyć dobrze. Jedyną godną uwagi i energii zemstą jest dobre życie w zgodzie ze sobą i własnymi wartościami. Jego małość nie umniejsza mojej wielkości.