Go to content

„Uprzejmie donoszę, że mąż panią zdradza – brzmiał pierwszy, anonimowy SMS. Kiepski żart – pomyślałam. Kiedyś dałabym sobie uciąć za niego rękę…”

Fot. iStock / laflor

Miłość

To była szczenięca miłość, bo cóż my mogliśmy wiedzieć o życiu będąc w ósmej klasie szkoły podstawowej? Za nami były pierwsze wspólne ogniska, obozy harcerskie, nieśmiałe pocałunki na polowym łóżku w namiocie wojskowym. Były spływy kajakowe i kucie do egzaminów końcowych. Ja – ruda, piegowata, wzorowa uczennica, przedstawicielka samorządu uczniowskiego. On – szkolny obiekt westchnień niejednej dziewczyny. O tym, że się we mnie zakochał powiedział mi na balu wieńczącym zakończenie szkoły. Tańczyliśmy do ‘Dancing queen’ ABBY. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Fruwałam.

Wpadka

Razem dostaliśmy się do wymarzonego liceum. Nasza miłość rozkwitała. Po ukończeniu trzeciej klasy za zgodą rodziców wyjechaliśmy razem na pierwsze samodzielne wakacje, nad morze. To miała być nasza nagroda. Oboje mieliśmy świadectwa z czerwonymi paskami oraz wzorowe zachowanie. Nasze rodziny się znały, darzyli nas ogromnym zaufaniem. My tymczasem wykazaliśmy się totalną nieodpowiedzialnością. W małej kwaterze tuż przy samej plaży doszło do naszego pierwszego razu. Miesiąc później zaczął mi się spóźniać okres. Zdarzyła nam się klasyczna wpadka. Początkowo byłam załamana, myślałam, że oszaleję.

Ślub

Wbrew wszystkim naszym obawom rodzice przyjęli nowinę ze stoickim spokojem. Oczywistym było dla nich, że nam pomogą, że musimy oboje skończyć szkołę. Za zgodą rodziców wymaganą z tytułu braku pełnoletniości wyszłam za Piotra za mąż. Zamieszkaliśmy u jego rodziców, zajmując najmniejszy z trzech pokoi w ich mieszkaniu. Nasz syn urodził się pod koniec kwietnia, dostał dziesięć punktów, był śliczny i zdrowy. Wraz z pojawieniem się dziecka Piotr podjął swoją pierwszą dorywczą pracę w okolicznym barze. Jakiś czas później przy wsparciu najbliższych postanowiliśmy wynająć mieszkanie.

Szansa

Po kilku latach w naszej spółdzielni  pojawiła się możliwość okazyjnego wykupu mieszkania. Nie dysponowaliśmy żadnymi oszczędnościami. Wspólnie z Piotrem postanowiliśmy, że na jakiś czas wyjedzie on do Anglii, zarobi, odłoży. Na miejscu miał kuzyna, który się o wszystko zatroszczył. Ja zostałam w domu, poświęcając się w całości wychowaniu Jasia. Podczas jego pobytu nasz kontakt był nieco utrudniony. Mój mąż rzadko do mnie dzwonił, przyleciał do Polski ledwie sześć razy. Przysyłał nam pieniądze na życie. Strasznie mnie zdziwiło, kiedy zapytany o stan naszych oszczędności powiedział wprost, że nic nie odkładał. Byłam zaskoczona, przecież wyjazd był z jasnym określeniem celu. Od żony kuzyna usłyszałam, że powinnam tam przyjechać, że jest dla mnie praca. Spakowałam walizki, Jasia zostawiłam z teściową, wyjechałam. To wszystko miało być na jakąś chwilę. Wróciliśmy razem po ponad dwóch latach.

Nowe życie

Wykupiliśmy mieszkanie. Oszczędności starczyło też na remont i wyjazd na wakacje z Jasiem. Pod naszą nieobecność strasznie tęskniłam za małym, dzwoniłam, dopytywałam, wiele razy serce mi pękało z bólu. Uciekłam tam w pracę na dwa etaty. Wyrzuty sumienia tłumiłam wmawiając sobie, że to dla dobra naszej rodziny. Piotr otworzył własny bar, zajęliśmy się organizacją przyjęć, zleceń nam nie brakowało. Wszystko szło w dobrym kierunku, byliśmy normalną, spokojną rodziną, tak mi się przynajmniej wydawało. Czas pokazał jednak, że rozłąka z Jasiem zaczęła być dla nas w skutkach bardzo odczuwalna. Dla mojego dziecka nie byłam żadnym autorytetem, lekceważył moje prośby i polecenia. Ciągle powtarzał, że nas nie lubi, a każdą możliwą chwilę chciał spędzać wyłącznie z dziadkami.

Marta

Jedną z zatrudnionych w barze kelnerek była Marta. Młoda, atrakcyjna kobieta, matka czwórki dzieci. Jej mąż był kierowcą tira, większość życia spędzał w trasie poza domem. Jej rodzice nie żyli. Przychodząc na rozmowę podkreśliła, że ta praca jest jej bardzo potrzebna. Piotr był bardzo z niej zadowolony, dużo o niej opowiadał, często ją wychwalał. Kiedyś żartem zasugerowałam, że może oni mają romans. Strasznie się wtedy oburzył, a ja zignorowałam te pierwsze ostrzegawcze sygnały. Na tamten moment niczego złego się przecież nie spodziewałam.

Mąż panią zdradza

Mniej więcej w rok po powrocie przyszedł do mnie pierwszy anonimowy SMS. Nieznany nadawca sugerował w nim, że Piotr mnie zdradza. Kiedy próbowałam oddzwonić na podany numer odpowiedziała mi poczta głosowa. O całym zdarzeniu powiedziałam mężowi. Twierdził, że to pomyłka, żebym zupełnie się tymi bzdurami nie przejmowała. Na moment uśpił moją czujność, jednak ziarno niepewności zostało zasiane. Tydzień później dostałam kolejnych kilka wiadomości. Całość miała tendencję rozwojową, z biegiem czasu SMS-y nie zawierały już szeregu sugestywnych informacji, ale były zwyczajnymi groźbami. Informowano mnie, że zostanę napadnięta i pobita, że zniszczą mi auto, że wiedzą, do której szkoły prowadzam syna. Przestraszyłam się, o wszystkim poinformowałam policję. Ujmując sprawę delikatnie – zostałam tam zwyczajnie olana. Z biegiem czasu wszystko ucichło, by wrócić z impetem po kolejnych dwóch latach. Bałam się, chciałam ratować nasze małżeństwo za wszelką cenę. W tak zwanym międzyczasie urodziłam naszego drugiego syna – Mikołaja.

Spotkanie

Kolejne SMS-y spędzały mi sen z powiek, choć wciąż próbowałam sobie wmawiać, że zaszła jakaś pomyłka. Oczy otworzył mi dopiero telefon od męża Marty – kelnerki zatrudnionej w naszym barze. Twierdził on, że wynajął detektywa i posiada dowody na to, iż nasi współmałżonkowie mają romans. Spotkaliśmy się, pokazał mi bilingi, SMS-y, nagrania. Nie wierzyłam własnym oczom. Piotr mówił, że ma inwentaryzację, a tymczasem jeździł z nią po okolicznych zakątkach taksówkami. Przekonywał mnie, że mają nadgodziny z powodu kontroli sanepidu, żeby czas poza domem spędzać na zabawianiu obcej dziewczyny. Byłam zszokowana. Kiedy ja walczyłam ze szkolnymi kłopotami naszego syna mój mąż prowadził drugie życie. Jeszcze tego samego wieczoru dowiedziałam się, że Marta zwolniła się z pracy. Chwilę później zadzwoniła do mnie, prosząc o spotkanie.

Smutna prawda

Poprosiłam Piotra, by pojechał tam ze mną. Wymigiwał się, mówił, że rozwiązanie umowy nie przebiegało w zgodzie, że nie chce z nią rozmawiać, powoływał się na brak czasu. W końcu jednak uległ. Z trudem grałam przed obojgiem, że nic nie wiem. Umówiłyśmy się w małej kawiarni. Ku mojemu zaskoczeniu przy stoliku siedziała Marta z mężem. Czekali na mnie oboje. Już na starcie wstała, przedstawiając nam wszystkim cel swojego spotkania. Bez ceregieli zakomunikowała wyraźnie, że wraz z moim mężem od kilku lat nieprzerwanie łączy ich ognisty romans. Spojrzałam na Piotra, zapytałam czy to prawda. Milczał, wyciągnął dłoń w moją stronę wręczając mi tym samym kluczyki od samochodu.  Tego samego wieczoru wyprowadził się z domu. Pół roku później byliśmy już po rozwodzie.

Jasiu

Do czasu naszego wyjazdu za granicę Jaś był pełnym życia radosnym, uśmiechniętym chłopcem. Po naszym powrocie zaczęły pojawiać się pierwsze problemy. Mój syn płakał, kiedy po szkolnych zajęciach odbierałam go do domu. Miał kłopot z nawiązywaniem relacji z kolegami. Regularnie byłam wzywana do szkół ze względu na jego kiepskie wyniki w nauce oraz naganne zachowanie. Był niegrzeczny, notorycznie się buntował, dwa razy nie otrzymał promocji do kolejnej klasy. Wdał się w złe towarzystwo, chodziłam z nim do poradni psychologiczno-pedagogicznej, na naszą głowę spadł kurator. Mam wrażenie, że mój wyjazd przerwał naszą rodzinną więź. Pani psycholog mówiła mi, że mój syn ma syndrom euro sieroty. Dziś jest w ośrodku wychowawczym, gdzie kończy gimnazjum.

Fortuna kołem się toczy

Związek Piotra i Marty rozpadł się dwa lata później. Mój kochliwy mąż poznał nową kochankę – Joannę. Ją również zdradzał, znała jego przeszłość, nie miała więc kłopotu z ujawnieniem prawdy. Dziś już nie są razem. Jakiś czas temu Piotr zaczął remont małego mieszkania po moich dziadkach, miało być ono przeznaczone dla naszego syna. Zapytał czy mógłby w nim chwilowo zamieszkać, a ja się zgodziłam. Mój mąż ma poważne problemy emocjonalne, jest strasznie rozchwiany. Chciał się spotkać, mówił coś o więzi, którą można przecież odbudować. Trudno naprawić coś, co dawno zostało zerwane. Niedawno kogoś poznałam. Wiem, że w moim życiu nic już nie będzie nigdy takie samo. Fortuna kołem się toczy brzmi stare przysłowie. Kiedy mój mąż ode mnie odszedł byłam na dnie. Jego wieloletnia rola kochanka była dla niego łatwą drogą. Ja dźwigałam ogromny ciężar. Cierpiałam, darzyłam go przecież uczuciem. Dziś stoję mocno na nogach i to ja jestem tą wygraną. A Piotr? Cóż, kiedyś dałabym sobie uciąć za niego rękę. Dziś wiem, że niemożliwe się zdarza.