Go to content

Żona po romansie

Fot. Flickr / JULIAN MASON / CC BY

Żyłam w romansie ponad trzy lata. Dzisiaj nie wiem czy żałować, czy nie. Zawsze mówiłam sobie, że żałować można tylko, tego czego się nie zrobiło. Więc chyba nie żałuję. Wiem jedno, te trzy lata mojego życia, były pełne tylu emocji tych dobrych i złych, których nie czułam przez całe moje małżeństwo, a może i przez całe życie.

Ale zacznijmy od początku …

Zaczęło się oczywiście niewinnie, nigdy bym nie podejrzewała, że ja w ogóle w to wejdę.

Żona z dziesięcioletnim stażem, z dwójką dzieci, nie mająca czasu się „podrapać”, bo pracowałam  12 godzin na dobę i wciąż czułam presję, że wciąż za mało, bo przecież muszę utrzymać 4 -osobową rodzinę (siebie, męża i dwoje dzieci), a jeszcze nie miałam czasu dla rodziny, w tym dla dwuletniego syna.

W takich warunkach pojawił się ON.

Właściwie to nawet nie wiem, jak i kiedy to się zaczęło, bo zamiast przychodzić do Niego załatwiać sprawy służbowe ( obsługuję Jego firmę), siedziałam z NIM, piłam kawę i o dziwo nie rozmawiałam o pracy, tylko  opowiadałam  mu o swoim życiu.

I nagle ktoś mnie słuchał, nie przerywał, pamiętał co powiedziałam przed tygodniem, zaczynałam czuć się ważna i nie byłam tylko od przynoszenia pieniędzy do domu. Zaczynałam czuć się człowiekiem z uczuciami, emocjami, a nie maszynką do robienia pieniędzy.

Na początku nie zwracałam na to uwagi, przecież niczego nie oczekiwałam. Spotykaliśmy  się raz w tygodniu na dwie godziny, bo tak miałam zapisane  w grafiku.  Czasami z braku czasu i natłoku innych spraw odmawiałam spotkania i mówiłam, że załatwię sprawę  mailem. Później się dowiedziałam, że czekał na te spotkania cały tydzień i niczego na ten dzień nie planował. To też mnie ujęło.

Z czasem ON pojawiał się w moim życiu nie raz w tygodniu, widywaliśmy się niby „przypadkowo” również poza pracą, wciąż niezobowiązująco.

Zaczynałam czekać na te spotkania, bo tylko wtedy mogłam się komuś wygadać, jaka byłam zmęczona pracą, życiem, ciągłym narzekaniem męża, jego podejrzeniami o zdradę,  bo nagle przeszkadzało mu, że dużo pracuję, ale może już wtedy coś przeczuwał ?

Ja jednak wciąż to traktowałam jako zwykłe kumplowskie spotkania, a może już wtedy się oszukiwałam ?  Dziwiło mnie to, że gdy tylko o nim pomyślałam, to albo dzwonił albo go spotykałam. Czyżby już wtedy działał ta chemia ?

Ze spotkań raz w tygodniu, nagle zrobiły się częstsze. Spotykaliśmy się już dwa, a nawet trzy razy w tygodniu w jego firmie. Pojawiły się wyjazdy służbowe, oczywiście wszystko w godzinach pracy. Podobało mi się to, załatwialiśmy sprawy służbowe, a później jechaliśmy na obiad i znowu rozmawialiśmy.

Pracę i terminy zaczynałam przesuwać, bo chciałam choć przez kilka godzin poczuć się wolna, bez żadnych obowiązków. Więc zaczęłam pracować popołudniami, nocami, weekendami, żebym tylko w tygodniu bez wyrzutów sumienia mogła się z nim spotkać i po prostu pogadać.

O dziwo nie czułam się zmęczona, wręcz przeciwnie naładowana energią.

Nie myślałam jeszcze o romansie, nie miałam powodów. Nasze rozmowy o życiu trwały prawie rok i przez ten rok  żadne z nas nie dało drugiemu do zrozumienia, że to coś więcej.

Czasami nawet mnie to dziwiło, przecież byłam atrakcyjną blondynką, a On nic. Ale zbytnio się tym nie przejmowałam, miałam przyjaciela. Czułam, że nadajemy na tych samych falach, a dawno tak się nie czułam.

Nie myślałam więc o romansie, nie mogłam nawet myśleć. Znałam jego żonę, jego córeczkę, chodziliśmy razem na różne imprezy, to po prostu nie wchodziło w grę, chociaż coraz częściej myślałam o NIM i czekałam na kolejne spotkania. Zaczynałam się  uzależniać.

No i gdzie tu romans, miłość, seks z kimś innym niż mój własny mąż, który przez dziesięć lat małżeństwa w kłótniach  wmawiał mi, że jestem pod każdym względem beznadziejna i tak  nikt mnie nie zechce.

Po roku niezobowiązujących spotkań pojechaliśmy do kina i na obiad, wtedy z przerażeniem pomyślałam, że granica została przekroczona, a moje dotychczasowe życie ulegnie totalnej zmianie. Nie myliłam się.

C.D.N.