Go to content

„To tylko seks? O to mi chodzi” Ona dojrzała, on młodszy. Trzy tygodnie na (nie) miłość

hot couple on bed

Dzień wcześniej miałam seks. Z kolegą z liceum. Randka typu rozpacz. Znacie to na pewno. Oboje muszą się szybko pocieszyć albo ulżyć sobie seksualnie. Przeszukują więc w rozpaczy listę dawnych znajomych.  Ludzi, którym się podobali, eks kochanków miłości i prawie miłości. Tak się wyczailiśmy. Wylaliśmy na siebie brudy poprzednich związków i umówiliśmy się na kolację. U mnie.

Ratunku, to było zło. Never again. Dobrze, wypiłam za dużo wina. Gdy go zobaczyłam, zrozumiałam, że wcale nie mam ochoty na żadne figo fago. Nie było chemii. Grama, gramusia chemii. A jednak to zrobiłam.

Turlaliśmy się po łóżku, stole i kanapie udając odgłosy silnego podniecenia.
Fajnie, że w porno i na filmach oglądamy tylko zajebiste seksy.
Wtedy nasz zły wygląda jeszcze żałośniej.
On chyba czuł to samo, bo nie zdołaliśmy przeżyć jednej nocy. Zebrał ciuszki pod pretekstem porannej pracy. Byłam wdzięczna za ten gest.
A następnego popołudnia poszłyśmy z Inką, moją siedmioletnią córką do ciotki na obiad.

Człowiek nie może być sam, w życiu ważny jest związek. Ciotka wyrzucała z siebie słowa w tym samym tempie, w jakim nakładała na talerz ziemniaki, których nienawidzę. Wiedziała o tym. Podobnie, jak wiedziała, że nienawidzę rozmów o związkach i konieczności posiadaniaczłowieka u boku. Nie, nie, nie.

Ze współczuciem patrzyłam, jak solidna porcja kartofli ląduje na talerzu Inki. Chciałam wysłać jej sygnał wsparcia, połączyć się z nią w bólu, teraz obie musimy wcisnąć to jedzenie, żeby nie zrobić ciotce przykrości.

Moja pierworodna nie zamierzała jednak brać udziału w tym cyrku. Odsunęła od siebie talerz i powiedziała:

Nie będę tego jadła. Mówiłam: Nie lubię”. Nie lubięęęęę.
Tak, wyraźnie podkreśliła „ę”. Moja królowa. Mój wzór.
Aż się odsunęłam, żeby przypadkiem nie znaleźć się na linii ognia. W punkcie wymiany energii między silną dziewczynką, a starszą kobietą
To nie jedz mruknęła ciotka.

Tyle?

*

Sparafrazuję więc słowa córki. Nie lubięęęęę

Nie lubię być w związku. Musiałam sobie to powiedzieć uczciwie, choć, przyznajmy, nie było to łatwe. Bo jak kobieta może nie chcieć związku. Oszukuje. Tak, oszukuje. Bo nikt jej nie chce. Ble i ble.

Nie zawsze tak było. Kiedyś chyba lubiłam związki. Wyszłam nawet za mąż, urodziłam Inkę. Ale potem związek przestał lubić mnie. Albo mój partner przestał lubić mnie. I ja jego. Stwierdziliśmy– pokojowo- że jednak, żeby z kimś mieszkać, trzeba się lubić. To wydaje się oczywiste, prawda?

Nie byliśmy masochistami.

Nie poddałam się tak od razu

Miałam jeszcze dwie próby. Dwie próby zbudowania relacji. Ale z własnym mieszkaniem, poglądami, nawykami i córką to już nie działa tak gładko. Raz ją nawet wkręciłam w nowego faceta. Akurat tego, który porzucił mnie po pół roku i wybrał blond piękność pracującą w hotelu nieopodal.

Nawet to rozumiem. Blond była nieskażona ciążą i doświadczeniami. Była młodziutka. Prawo biologii. Wolałabym dowiedzieć się o tym od niego, ale przecież nie muszę być taka wymagająca. Wystarczy, że koleżanka mi doniosła.

Zebrałam się w oka mgnieniu. Rach i ciach. Sentymenty mam już za sobą, szkoda mi życia na analizy i rozpacze. Bóle głowy, dygoty, drżenia i inne takie.

Potem ktoś zakochał się we mnie. Uroczy był. Dobry. Ale chciał po trzech miesiącach wynajmować większe mieszkanie i budować patchwork. Inka, jego dwie córki i my.
Nie byłam gotowa. Ani żeby przedstawiać córce nowego wujka. Ani żeby poznawać czyjeś córki. Bałam się. Dobrze, stchórzyłam, ale chyba też mam prawo? W odróżnieniu od mojego ukochanego, który poznał dziewczynę z hotelu, byłam chociaż uczciwa.

Właśnie. UCZCIWA. Słowo klucz we współczesnych, szybkich relacjach.

Dokonałam więc analizy życia. Taki bilans zysków i strat. Pozostałe opcje. Oto co mi wyszło. Mam 36 lat i nie rozsypuję się. Przeciwnie, moje ciało stało się lepsze. Pewnie to wynik pracy. Zmieniłam dietę, rzuciłam bezsenne noce, alkohol i papierosy. Dałam szansę za to siłowni, bieganiu i jodze.

Mam dużo do zaoferowania w seksie. Jestem pełna wyobraźni, mam temperament, uwielbiam erotyczne gry, nie, to nie czas na seksualną emeryturę.

Chce mi się seksu.
Muszę go mieć, żeby w miarę sprawnie funkcjonować. Również po to, żeby nie zabić z frustracji ludzi wokół.
Że sama?
Jasne. Chętnie. Ale nie zawsze. Brakowało mi kutasa w mojej cipce. Po prostu. Żywego. Dałam sobie do tego prawo.

Z drugiej strony uznałam, że moje najważniejsze zadanie na tu i teraz to wychować córkę. Dać jej wsparcie, energie, uwagę. Nie mogę tego robić z jakimś Obcym u boku. Skoro rodzinna wersja życia mi nie wyszła, szukam innej wersji.

Wybrałam zatem opcję: JUST SEX
I zalogowałam się na Tindera.
Plan: trzy tygodnie.

Ej, ale dlaczego nikt mi nie powiedział, że to takie STRASZNE? Że muszę mieć wolną noc, sto nocy i dużo butelek wina? Albo chociaż melisę, jak ktoś podniesie mi ciśnienie. Zalały mnie wiadomości.

Nie wiem zupełnie, co z tymi facetami. Czy JUST SEX jest aż tak mylący?
Oznacza, że właśnie tu i teraz, na już, online, w wannie, na kamerce? Oznacza, że pragnę zdjęć penisów w całej okazałości. Naprężonych klatek piersiowych liczonych w setkach?
No ludzie, no panowie. Tonęłam. Próbowałam wyciągnąć z tego jakąś perłę.

Zaczęłam od likwidowania matchy. Panowie bez zdjęć– out. Nie zamierzałam się ukrywać, a wolałam nie pisać z mężem przyjaciółki, swoim uczniem, czy nie daj boże z własnym eks. Albo koleżanką, która udaje faceta. Kolejny odsiew. Panowie Penisy. Rozumiem, że Panowie lubią oglądać piersi i cipki nieznajomych kobiet, być może jest to dla nich ważny punkt w doborze seksualnych partnerek, ja uznałam, że na poznawanie penisa przyjdzie czas. Out.

No i kolejni. Tak zwani oczywiści. Jane, pojmuję, że trudniej o bardziej oczywisty komunikat niż „just sex, ale czy muszę tłumaczyć, ze przed seksem też ważna jest gra? Ona buduje napięcie? I to nie są teksty w stylu: pokaż cipkę, to, co szybkie bara bara, jak chcesz być wyruchana?

Na takie informację trzeba jednak zasłużyć. Podobnie jak na oglądanie mnie nagiej, jęczącej czy w dziwnych pozach. Po tygodniu przebijania się przez toń wybrałam trzech. Młodszych.
Dlaczego młodsi? Bo wolni, to po pierwsze. Nie miałam ochoty na żonatych z wielu względów, moralnych też. Napisałam wcześniej. Słowo klucz moich seksualnych randek: uczciwość. I inne argumenty: bo bardziej sprawni, a jeśli nie, to więcej da się ich nauczyć. Bo więcej czasu spędzają na sportach. Na seks wybieram jednak ciacho.

Wojciech

24 lata, instruktor kitea, podróżnik. Nie miał jeszcze seksu ze starszą. Podczas rozmów wydawał się uroczy, nie naciskał. Oddał mi prym, co mi się nawet podobało. Kręciła mnie ta nowa rola. Nawet wybaczałam mu, że żartował: Moja pani profesor.

Kajetan

27 lat. Właściciel startupa. Zamroczył mnie intelektualną młodością i energią. Ależ miał pomysłów na życie. Biorąc pod uwagę, że eks zaskoczył mnie tylko chęcią mieszkania razem, z tym było kusząco. Do tego szybko przeszliśmy do wersji cyberseks. I co tu dużo mówić, był boski. W jego ustach: wyrucham cię” i chcę cię mieć” nie brzmiały, jak banały, ale podniecające seksualne komunikaty. Ale to trzeba umieć, prawda? No i odpowiednio wcześniej tak podniecić kobietę, żeby jej intelekt przestał bez końca oceniać i analizować.

Jakub

29 lat. Z tym się bosko uprawiało seksualno- emocjonalny ping pong. Mężczyzna tuż przed trzydziestką, po rozstaniu z kobietą, która miała zostać jego żoną. Raczej po ucieczce od niej. Czyż nie pasowaliśmy do siebie idealnie? Nie można było bardziej nie chcieć związku. Poza tym urzekło mnie jego imię.

Najbardziej kręcił mnie Jakub, ale nie chciałam tracić czasu. Wojciech wcześniej zaproponował spotkanie. I to akurat tego dnia, gdy Inka miała być u taty. Bingo. Dwanaście lat różnicy jednak ciut niepokoiło. Co jeśli mu się nie spodobam? Wypatrzy zmarszczki na mojej twarzy, mniej jędrne ramiona, skupi się na tym w seksie? Trochę też się martwiłam, czy on mi się spodoba.

Ale kliknęło. Twarz miał dziecinną, serce i umysł trochę również, ale za to ciało było idealne. Wstydził się mnie. Dużo mówił. I wzdychał, jak bardzo mu się podobam.
Może to nie było odpowiedzialne, ale zaprosiłam go do siebie.
Seks na trzy plus. Ale to wszystko przez to, że za bardzo chciał mi zaimponować, co chwila zmieniał pozycję, dopytywał, jak mi jest. Nie miałam sumienia, żeby zwracać mu uwagę. Dotrwałam do końca, nawet miałam orgazm, tak mu zależało, że poświęcił mi dużo uwagi. Tu już go trochę instruowałam. Nie był to najlepszy strzał, ale zawsze coś. Po jego wyjściu zlikwidowałam matcha. Szukałam jednak kogoś odrobinę bardziej wyrafinowanego.

Kolejne dwa tygodnie prowadziłam swoje romanse online. Nie potrafiłam wybrać, z którym mam większą ochotę na spotkanie. Kajetan był seksualnie odważniejszy. Każdego dnia tej nie-znajomości przekraczaliśmy nowe, erotyczne obszary.

Błogosławiłam tego, kto wymyślił znikające wiadomości, bo nagie zdjęcia między nami fruwały, orgazmy również. Jakub był bardziej tajemniczy, trochę zdystansowany, co też kręciło. Ponieważ bywało, że znikał, postawiłam na Kajetana. W końcu uznaliśmy, że dość. Umówiliśmy się na randkę w czwartek, tym razem to ja pojechałam do niego.

I cóż powiem, to był erotyczny level master. Tak genialny, że zostałam u niego do niedzieli, szczęśliwa, że to weekend ojca Inki. Już zrozumiałam dlaczego mężczyźni szukają seksualnej enklawy, miejsca, gdzie nie ma śladów ich dzieci, śladów codzienności. Jest tylko wyspa miłości: haj, wino, jedzenie i seks. I znów seks. I jeszcze seks. Pomiędzy erotyczną ekstazą, a odpoczynkiem, nieświadomie, dokonywałam porównań. Skanowałam jego piękne ciało i piękny wzwód porównując z moich mężem i naszym nieudolnym doprowadzaniem się do orgazmu między pieluchami, krzykami Inki i awanturami naszych matek, którzy lepiej niż my wiedzieli, jak wychować dziecko. W naszym seksie była rozpacz, to się nie mogło udać. Ze smutkiem pomyślałam też, że on zapewne w łóżku ma cudowną kochankę i też z pewnym współczuciem myśli o nas i naszych wygibasach.

Myśli jednak odpływały, gdy Kajetan robił mi dobrze i dotykał mnie z taką wprawą jakby niczego innego nie robił w życiu tylko uprawiał seks z kobietami.

W niedzielę wieczorem naciągnęłam rajstopy, piątkową sukienkę i powróciłam do życia matki. Stąd chyba wielkie rozczarowanie Kajetana, bo myślał, że my od teraz to tak codziennie będziemy się kochać. Oczywiście do momentu, aż mu się nie znudzę.

Próbowałam ciągnąć dwa życia równocześnie, ale razy można wybiegać do łazienki, żeby ściągać majtki i pozować. W ciągu normalnego dnia pracy i aktywności? 20? 30? Nie potrafiłam tego zliczyć i trochę się zmęczyłam. Ile razy można przyjmować gościa w przedpokoju i obijać się o ścianę jednocześnie nerwowo zerkając na drzwi pokoju dziecka. W końcu sikanie o pierwszej w nocy to nie takie niemożliwe, jak się ma siedem lat, prawda?

Racjonalizm wygrał z pożądaniem. Musiałam mieć mniej głodnego kochanka. Gotowego zgodzić się na moje godziny i dni.
Tak zawróciłam do Jakuba, który- zgodnie z prawem randkowania- aktywował się dopiero wtedy, gdy ja pisać przestałam.
Był już nawet gotowy na spotkanie. Spodobały mi się też proste ustalenia. Byliśmy niczym bohaterowie książki Pięćdziesiąt twarzy Greya, wcześniej spisaliśmy zasady, choć czego innego dotyczyły. No love. Just good vibes. I inne takie rzeczy, które miały ustawić nas blisko siebie fizycznie, jednocześnie z odpowiednim dystansem emocjonalnym. Ustaliliśmy nawet czego nie lubimy.

Błagam, nie dotykaj moich sutkównapisał. Błagam, nie miętoś mi biustuodwzajemniłam się.
Szczerość i uczciwość. Dzień przed spotkaniem zadzwonił : Bardzo mi się to podobawyznał. Też mi się podobało. Ustaliliśmy jeszcze jedną rzeczy.
Trzy tygodnie. Trzy tygodnie na naszą nie-miłość.
Tak będzie uczciwie. Nikt nikogo nie zrani. Relacja z datą ważności. Czy mogło być bardziej czysto.

No, przynajmniej tak nam się wydawało.

CDN.

Po więcej historii z Tindera odsyłam do mojego ebooka Nauczycielka, Kaja Łęcka. Zapraszam też na mój instagram @kaja łęcka