Do kobiet, które nie znalazły swojej życiowej połówki odnosimy się z litością. Singielka to ciągle dla nas pojęcie nienaturalne, rozpatrywane w kategoriach życiowej porażki, a nie wyboru. Kiedy mężczyzna decyduje, że chce żyć sam, dla wielu pań staje się jeszcze bardziej atrakcyjny, jako „trudniejszy do zdobycia”.
Z Krzysztofem, który singlem jest już od sześciu lat, rozmawiam o męskiej samotności, trudnym połączeniu miłości do kobiet i umiłowania wolności i o strachu, który się czasem w jego życiu pojawia.
Anna Frydrychewicz: Co to znaczy samotny „z wyboru”?
Krzysztof: Dla mnie? Zdecydowałem, że nie będę więcej szukał, dążył do budowania związku. Taki jest mój wybór. Tyle.
Brzmi jakby to było bardzo proste. Będę sam i koniec. A co jeśli nagle spadnie na ciebie wielkie uczucie? Przytrafi ci się miłość? Wtedy się właśnie dąży do tego, żeby z tym kimś być…
Masz typowo kobiece podejście… Miłość się nie przytrafia… To się zawsze dzieje, bo tego chcesz. Chcesz się zakochać w jakimś baranie, to się zakochasz, wyjdziesz za niego za mąż
i będziesz nieszczęśliwa. Spróbuj inaczej– nie chciej się zakochać. Wyobraź sobie, że tylko ty decydujesz o swoim życiu, nie emocje, które jak się już zakochasz, będą tobą kierować, z reguły źle.
Zaczekaj, czy to znaczy, że zdarzyło ci się zakochać w baranie? Takim żeńskim? I dlatego teraz ta cała samotność?
Zdarzyło, kilka razy. Ale też zdarzyło mi się kilka razy być tym baranem w stosunku do kogoś. Ja nie jestem „łatwy” w związku. Mam za to łatwość sprawiania, że moja kobieta cierpi. Z jakiegoś powodu, nie jestem w stanie iść na kompromisy. Kiedy jest dobrze, jest okej potem pojawiają się problemy, jakieś konflikty z byle powodu. Te wszystkie łzy, fochy, to całe zamykanie się w łazience, odchodzenie… Za każdym razem byłem zmęczony powtarzalnością tego schematu. Widzisz, mówię ci jak jest, przyjmuje winę na siebie: ja się w związku nie staram cokolwiek naprawić. A poza tym, tak jak teraz jest lepiej, wygodniej. Mam taką pracę, że dziś jestem tu, za chwilę mogę być „gdzieś” w Europie, albo jeszcze dalej. Która dziewczyna to wytrzyma, na dłużej? Z moich żadna. Od razu chciały, żebym zmienił pracę.
Może jednak za mało ci zależało? Jakie były te twoje związki?
Może. Może masz rację i to jest właśnie mój problem. Nigdy nie zależało mi bardziej niż tej drugiej osobie. Jakie były związki? Zwyczajne. W większości krótkie, tylko jeden trwał i trwał. Może zapytasz jakie były moje kobiety? Zaborcze, eteryczne. Nie było ich wiele. W pewnym sensie podobne. Szczupłe, niewysokie, spokojne. Tylko moja pierwsza dziewczyna była inna. Wysportowana brunetka.
Ty chyba nigdy nie spotkałeś kobiety dla siebie… W ogóle nie mówisz o kobietach z jakąś emocją tylko tak obojętnie…
Nie, to nie tak. Byłem kiedyś w świetnym związku z fantastyczną kobietą. I to trwało prawie 8 lat, mimo, że bywało cholernie burzliwie. Rozstawaliśmy się, schodziliśmy. Trochę dałem się zwariować. Kochałem jej zapach, włosy, dłonie, mogłem na nie patrzeć godzinami. Łączyło nas dużo: muzyka, sport, dobry seks. Byłem nią zafascynowany. Ale skończyło się. Wypaliło, przeszło. Nie było czego ratować, razem podjęliśmy tę decyzję o rozstaniu. Pół roku póżniej przyszła i powiedziała, że się zakochała. W koledze z liceum. Chwilę bolało, bardziej chyba ambicję… Mamy córkę. Jedyną osobę, która mnie ciągle zaskakuje, która jest wyzwaniem. Ale to jest chyba też jedyna taka prawdziwa, głęboka miłość, którą przeżyłem. Ciągle przeżywam. Uwielbiam ją. Codziennie odwożę małą do szkoły, jeździmy razem na wakacje. Ona by chciała, żebym wrócił do jej matki. To jest chyba jedyna rzecz, której dla niej nie zrobię. Bo wiem, że to się nie uda. Nie obiecam tego dziecku, bo wiem, że zawiodę.
A kiedy byłeś w tym związku, byliście razem, we trójkę, to też wiedziałeś, że kiedyś odejdziesz? Czy wierzyłeś, że już nigdy nie będziesz sam?
Chyba nigdy nie myślałem o miłości w ten sposób. Że to jest coś na stałe, na zawsze. W każdy związek wchodziłem ze strachem, z obawą, że to się zaraz skończy i właściwie, jak już się skończyło, mogłem odetchnąć z ulgą. A samotność? Nie boli wcale aż tak.
Czyli jednak boli?
Bywa, że uwiera. Ale dla mnie wybór jest prosty: życie w strachu i w oczekiwaniu: kiedy nastąpi koniec, albo spokój i sporadyczne chwile, w których może i czegoś tam żałuję. Związków, które mogły się inaczej zakończyć, albo nawet wcale nie zakończyć tylko trwać. Tego, że jak oglądam wyniki wyborów, to muszę dzwonić do kumpla, żeby z nim sobie poprzeklinać w tym temacie. Ale mam dwa koty. Nie jest tak beznadziejnie.
Twoi rodzice są razem?
Próbujesz postawić błędną diagnozę. Pudło. Rodzice są małżeństwem od 40 lat. Może nie „wzorowym”, ale kochają się, wybaczają sobie, ciągle chcą… Dla mnie to coś niewyobrażalnego. Lubię na nich patrzeć. Czasem może im zazdroszczę. Z drugiej strony, te sześć lat bez bliskiej osoby nie dały mi jakoś mocno w kość.
A coś takiego jak kobieca ręka w domu? To stereotyp, że każdy mężczyzna jej potrzebuje?
Kobieca ręka? Taka do sprzątania, gotowania? To chyba dość szowinistyczne podejście. Ja moich partnerek nigdy nie traktowałem jako niezbędnego elementu, dopełnienia dla mojego wypasionego mieszkania. Wydaje mi się, że tutaj byłem zawsze w porządku. Zobacz, świetnie sobie radzę. Nikt mi niczego nie przestawia, kwiatki się nie kurzą, bo ich nie ma… Wieszam sobie co gdzie chcę… Przychodzę do domu o której chcę.
O, nie lubisz czuć się ograniczony przez kobietę.
Nikt nie lubi czuć się ograniczony, prawda? A jeśli związek ma mieć jakiś sens to chyba taki, że stajemy się dzięki tej drugiej osobie lepsi. Ja stawałem się zdecydowanie gorszy. Drażniły mnie te upomnienia, kontrolowanie, smsy… Nigdy nikogo nie zdradziłem, nie oszukiwałem, a musiałem się ciągle tłumaczyć. Czy są kobiety, które tego nie robią? Takie normalne?
Nie wiem, a jakie ty kobiety lubisz? Co cię w ogóle nich pociąga? Masz jakieś ulubione kobiety w swoim otoczeniu?
Chyba podobne do mnie. I to jest problem. Z taką bym nie wytrzymał, więc wiązałem się z moimi przeciwieństwami i też nie wychodziło. Lubię drobne blondynki. Ale z charakterem. Podziwiam kilka moich koleżanek z pracy, za ich profesjonalizm, pracowitość. To, że dają z siebie 100% w biurze, wracają do domu, do mężów dzieci i dają im kolejne 100%. Nigdy nie byłem gotowy na takie poświęcenie.
One to robią z miłości… Dla tych mężów i tych dzieci chcą być najlepsze… A co cię denerwuje w kobietach?
Dążenie do życia w stadzie… Ja jestem typem samotnika. Większość kobiet, z którymi łączyło mnie jakieś uczucie od razu chciało się wprowadzać, przemeblowywać, wić gniazdko.. Wiesz jaki jest następny krok…
Pisklaki, masz przecież jednego.
Mam, to mi się naprawdę udało.
A co za 20, 30 lat? Widzisz siebie samego w tym wielkim mieszkaniu?
Nie myślę o tym, dla mnie najważniejsze jest żyć w zgodzie ze sobą. Tu i teraz.
To co ty robisz, tak sam? Twoi przyjaciele pewnie mają życie rodzinne ustabilizowane… Wpadasz do nich, do tych żonatych, dzieciatych?
Moje życie rodzinne też jest ustabilizowane. Mam rodziców, córkę, w jakim sensie jej matka też jest moją rodziną, wspieramy się. Ja po prostu nie żyję w związku. Nie tęsknię za tym, a pewne doświadczenie już mam. Wiesz, 39 letni facet już trochę życia przeżył.
A seks?
Niezobowiązująco? Zdarza się. Chcesz, żebym ci o tym opowiedział? Mam znajome, przyjaciółki, też singielki. Zdarza nam się wyjść razem, zabawić się, spędzić ze sobą noc. Ale potem wracamy do rzeczywistości. Wiemy, jakie mamy wobec siebie oczekiwania. Jeśli widzę, że dziewczynie zaczyna zależeć na czymś więcej, stawiam granicę. Nie chcę krzywdzić. Kolejny powód, żeby żyć samotnie.
Nie zakochujesz się już? Dziewczyny cię nie podrywają?
Zakochuję, chwilowo może?… Jest wiele kobiet, które mnie pociągają, fizycznie, intelektualnie. Lubię ich towarzystwo. Zdarza się, że dostaje jasne sygnały od kobiety, że jest mną zainteresowana. Co mogę dać? Krótka, przelotną znajomość, nawet nie związek. Nie dążę do tego by być blisko i o tym uprzedzam. Bliskość, taka w której dwoje ludzi aż się przenika mnie przeraża, po prostu.