Weronika ma trzydzieści dziewięć lat, choć za niecały miesiąc stuknie jej czterdziestka. Mieszka w okolicach byłego miasta wojewódzkiego. Ma dom z ogródkiem, pracuje jako księgowa. Prywatnie jest mamą dwóch synów, którzy są nastolatkami. W małżeństwie spędziła dziesięć lat, po dziewiątym roku odkryła, iż jej ówczesny mąż ma romans z ich wspólną koleżanką i podwładną zarazem. Perypetie rozwodowe trwały rok, rozwiodła się tydzień przed dziesiątą rocznicą ślubu. Aktualnie od sześciu lat jest sama.
– Czułam się bardzo szczęśliwa jako mężatka, kolejno spełniałam swoje marzenia o rodzinie i osiągnięciach, które wiązałam z oznakami sukcesu. Po latach doszłam do wniosku, że źródłem szczęścia jestem i byłam ja sama. Były mąż od początku działał na mnie jak alergen, zupełnie nie rozumiem dlaczego się z nim związałam ani dlaczego za niego wyszłam. Bardzo mnie drażnił różnymi gestami, zachowaniami, powiedzeniami, ale jednocześnie bardzo go kochałam i byłam psychicznie uzależniona. Teraz wiem, że było to spowodowane tym, że nie poznałam dorosłego życia na własny rachunek bez niego, dopiero po rozwodzie musiałam się ze wszystkim zmierzyć sama. Początkowo po rozstaniu czułam się bardzo mało wartościowa bez faceta przy boku i pragnęłam szybko wejść w następny związek, ale teraz wiem, że jestem tak samodzielną kobietą, że w związku nie odnalazłabym się. Obecnie uważam się za pełnowartościową osobę mimo tego, że jestem bez pary. Nie lubię określenie samotna, bo samotna nie jestem, jestem po prostu bez związku, sama, singielka, rozwódka. Ot tyle.
Zapytana czy aktualnie się z kimś spotyka, Weronika stanowczo zaprzecza: „Nie mam zamiaru” – mówi dodając, że do końca życia będzie już bez mężczyzny, nie widzi potrzeby wchodzenia w kolejny związek. Wyraźnie podkreśla, że jakiekolwiek damsko – męskie relacje ma totalnie w nosie.
– Uważam, że ludzie w związkach kierują się pożądaniem seksualnym w doborze partnera, miłość to chemia. Mężczyzna bardzo potrzebuje seksu, więc dlatego wchodzi w związek, kobieta uważa seks za wyraz miłości. Ludzie mylą miłość z pożądaniem. Mało kto wiąże miłość z odpowiedzialnością za wybór drugiej osoby na swojego partnera, a dopiero to jest prawdziwa miłość dojrzała.
Drążę trochę temat, i pytam Weroniki czy nie brakuje jej doświadczania uczucia, jakim jest kochanie.
– Doświadczam miłości na innych obszarach – miłość dziecka, miłość rodzicielska. Miłość czyli seks z mężczyzną uważam za zbędny. Bez mężczyzny i wszystkich tych stanów euforycznych, które wywołuje miłosna chemia czuję, że moje życie jest dużo bardziej spokojne, ułożone, przewidywalne, stabilne. Wolę takie życie niż emocjonalne rollercostery, które fundował mi były mąż.
Jest bardzo zacięta w swoich przekonaniach. Mówi, że składa się na to suma jej doświadczeń. Kiedyś korzystała z portalu randkowego, tuż po rozstaniu z byłym mężem. Poznała tam kogoś, ale okazał się być jeszcze bardziej niedojrzałym człowiekiem od jej eks partnera.
– Szczęśliwie z tym drugim nie mam dzieci – mówi odtwarzając tamto wspomnienie.
– Jestem bardzo z siebie zadowolona – zaczyna mówić dalej. – Radzę sobie ze wszystkim, a jak nie umiem czegoś zrobić sama, to wiem po kogo zadzwonić, żeby mi to zrobił. Potrafię utrzymać siebie i dzieci, zaspokajam wszystkie swoje potrzeby. Doświadczenia życiowe zahartowały mnie, czuję się silna i odporniejsza na działania innych ludzi, nie boję się tego, co przyniesie przyszłość.
Podkreśla, że jest otoczona bardzo mądrymi ludźmi, więc rzadko jest pytana o swoją samotność.
– Zresztą, dlaczego bym miała się wstydzić tego, że jestem sama? – Zadaje mi pytanie.
Nie odczuwam żadnej trudności obecnie. Na początku, gdy dzieci były młodsze i mniej samodzielnie było czasami ciężej – na przykład musiałam zwalniać się z pracy, żeby zdążyć odebrać dzieci ze świetlicy czy przedszkola, organizować im opiekę w wakacje, kiedy nie było szkoły a ja szłam do pracy. Obecnie z łatwością ze wszystkim sobie radzę, nawet ze zmianą opon w samochodzie.
Jestem nieugięta więc ponawiam pytanie, czy nie ma absolutnie żadnego obszaru, w którym ta męska ręka by jej się jednak przydała. No bo przecież są takie momenty, gdzie społeczne regulacje sugerują, że warto być we dwoje. Celowo to drążę.
– No ale po co? Dzieci już mam więc pytania czy sugestie ich dotyczące mnie nie stresują. Na imprezy typu sylwester czy wesele chodzę sama i nie mam z tym żadnego problemu, uważam, że przypadkowym partnerem tylko bym się męczyła na takiej zabawie. Nie chcę już wychodzić za mąż ani wchodzić w żaden związek. Czasem mój tata sugeruje mi, że kobieta w moim wieku powinna mieć partnera, z którym miałaby życie seksualne, ale wtedy głośno mówię, że facet nie jest mi potrzebny, że wolę sobie sama zrobić dobrze, niż jakiegoś utrzymywać, znosić go, prać mu i gotować.
3/4 dnia spędza w pracy, w otoczeniu innych ludzi. Ma tam bardzo domową i przyjazną atmosferę, więc z przyjemnością tam chodzi. Po pracy czasem wpada na szybkie zakupy żywnościowe, wraca do domu, gotuje obiad sobie i dzieciom. Wieczorem odrabiają lekcje. Czasem robi sobie jakiś domowy zabieg kosmetyczny – maseczkę na twarz czy na włosy. Przegląda internet, czasem dzwoni do koleżanki, ogląda telewizję, często zajmuje się zaległościami z pracy. Prowadzi bardzo regularny tryb życia, zwykle o dwudziestej drugiej jest już w łóżku, idzie spać, zasypia bez problemów i śpi całą noc.
Wigilię w tym roku urządzała sama. Zaprosiła rodziców i brata z dziewczyną. Na sylwestra nie chciałam być sama, więc zaprosiła znajomych i urządzili domówkę wraz z dziećmi. Czasem umawia się z koleżanką. W sezonie często organizuje grilla. Lubi spędzać czas ze sobą, nie nudzi się.
Pytam ją o relacje z eks mężem, czy atmosfera między nimi jest znośna.
– Czasem dochodzą mnie słuchy o byłym, bo mieszka na jednej ulicy z moją koleżanką i dzieci ich chodzą do jednego przedszkola, ale nie robi to obecnie na mnie żadnego wrażenia. Jakoś z czasem przestało mnie to dotykać. Jest tak jakby mój były mąż umarł i zostawił po sobie dobre wspomnienia, a ten kto żyje to jakiś obcy facet, którego zupełnie nie znałam.
I na tym temat ucina.
– Ty pewnie myślisz, że jestem jakąś zagorzałą przeciwniczką mężczyzn, a to nie jest tak przecież. Próbowałam nawet. Byłam w związku z rozsądku, wytrzymałam dwa miesiące, miałam dosyć wszystkiego bardzo szybko, co wiązało się z tym facetem, mimo, że w sumie był to bardzo rozsądny mężczyzna. Na szczęście facet nie robił problemów i wyprowadził się w ciągu jednego dnia. Teraz uderza do mnie jeden z klientów, jest bogaty, ale co z tego, nie mam ochoty być za przeproszenie jego „dupą” bo przecież on ma już z 60 lat i wiadomo, że w tym wieku nie zwiąże się ze mną z porywu serca, a z wyrachowania. Ignoruję jego podrywy.
Weronika mówi mi, że nie jest zimna, choć być może na pierwszy rzut oka takie właśnie sprawia wrażenie. Opowiada, że doświadczyła fajnych uczuć – nastoletniego zakochania, że matury, kasztany i wysoki brunet – jej pierwszy chłopak. Że przeżyła małżeństwo, że była biała suknia, wesele z fajerwerkami, dzieci. Pierwsze mieszkanie bez rodziców, wicie gniazda – z eksmężem, choć później przez jakiś czas było jej smutno. Uśmiecha się, kiedy nagle dodaje, że miała też ognisty romans.
Pytam ją w końcu o tę seksualną sferę.
– Nikt się człowiekiem tak dobrze nie zaopiekuje jak człowiek sam sobą. Seks mną nie kieruję, zresztą znalezienie kogoś na seks to najmniejszy problem, znalezienie kogoś na bezpieczny seks to jest sztuka. Poza tym, nie muszę oglądać filmów dla dorosłych chłopców o facetach, którzy zawarli pakt z diabłem i muszą dla niego jeździć z płonącymi głowami na motorach. Mogę bezkarnie łazić po domu z maseczką na twarzy czy przed telewizorem depilować sobie łydki lub moczyć sobie stopy w misce z ciepłą wodą. Mogę czytać książki przed zaśnięciem i nikogo nie razi światło lampki nocnej, 15 lutego mogę obchodzić ‘faustynki’, święto singli. Reasumując – nie widzę penisa i jestem szczęśliwa.
Kinga ma dwadzieścia pięć lat i pochodzi z województwa łódzkiego. Obecnie mieszka w Poznaniu, gdzie jednocześnie studiuje. Zajmuje się sportem, na życie zarabia będąc instruktorką i trenerką. Sama jest w sumie od niedawna, bo od zaledwie dwóch miesięcy. Rozstała się z chłopakiem po pięcioletnim związku, nie byli zaręczeni, mieszkali jednak ze sobą. Przyczyna rozpadu związku banalna – jej partner ją zdradził.
– Kiedy tak się zacznę zastanawiać, czy ten związek ulepszał moje życie to szczerze mówiąc sama nie wiem, ciężko stwierdzić. Dzięki temu, że byliśmy razem, na pewno zaczęłam więcej podróżować po świecie, bo to była nasza wspólna pasja. Poza tym raczej więcej nas jednak dzieliło niż łączyło. Zapytana czy obecnie się z kimś spotyka mówi, że owszem, że jej się zdarza poznawać nowych facetów, ale nie planuje z żadnym się wiązać na stałe. Próbowała też przygody z portalem randkowym, po tygodniu jednak zrezygnowała z tej, jak to przewrotnie nazywa – zabawy.
– Po tym na ilu zboczeńców natrafiłam w internecie, wykluczam całkowicie tę formą kontaktów.
Pytam, czy bywa, że czuje się samotna, mimo tak krótkiego upływu czasu, czy ewentualnie trafia na dziwne dotyczące jej bycia singielką pytania.
– Zależy od dnia. Czasem czuję się tak bardzo sama i wtedy chciałabym się do kogoś przytulić, poczuć jego ciepło. Częściej jednak zaciskam zęby, nie użalam się nad sobą, akceptuję to jak jest. Zawsze byłam raczej typem Zosi samosi i życie bez faceta nie jest dla mnie największą tragedią jaka może przytrafić się kobiecie. Wiesz, mnie nigdy nie obchodziło to co myślą o mnie inni. Nie przejmuję się też konwenansami, jak powinnam się zachowywać a jak nie. Moje życie, moja sprawa. Jeśli nie robię nikomu krzywdy, nikt nie ma prawa ingerować w mój świat. Niewiele mam zresztą czasu na myślenie. Trenuję na siłowni, chodzę do kina, spotykam się z przyjaciółmi, zaczęłam udzielać się na forach społecznościowych, więcej czytam, chodzę na spacery, pracę którą mam do wykonania na komputerze, czasem zbieram do kawiarni, żeby nie siedzieć zamknięta w czterech ścianach, tylko wychodzić jak najwięcej do ludzi.
Pytana o byłego partnera Kinga odpowiada, że wciąż się od czasu do czasu widują. Łączy ich wiele zawodowych spraw, które nie sposób było uciąć ot tak, z dnia na dzień.
– Wiesz, ja uważam, że teraz mam czas na własny rozwój, bycie sobą. Jestem dumna z tego, że potrafię zadbać sama o siebie, że nie potrzebuję niczyjej pomocy. Nikt za mnie życia nie przeżyje. Sama ponoszę konsekwencję swoich czynów, zarówno dobre, jak i złe. Jasne, że gdybym tylko zechciała, to wystarczyło by przysłowiowo pstryknąć palcem i już bym była w kolejnej relacji. Tylko po co? Po to jesteśmy z kimś, żeby czuć szczęście, bezpieczeństwo, by się wzajemnie motywować i wspierać, a nie męczyć i marzyć o tym, żeby naszej drugiej połówki nie było akurat w domu kiedy wrócimy. Póki co dążę do tego by zmienić pracę, przeprowadzić się do innej miejscowości, a przede wszystkim by umieć się znowu beztrosko uśmiechać i poczuć się szczęśliwą
– Człowiek może zacząć się udoskonalać według własnego uznania, a nie tak jak chce ta druga osoba. Nie trzeba udawać kogoś, kim się nie jest, ma się więcej czasu dla przyjaciół. Odkrywa się rzeczy, o których wcześniej nie miało się pojęcia, ponieważ nie było potrzeby szukania nowych doznań. Poza tym jeśli nauczymy radzić sobie samemu, to będziemy bardziej pewni w związku, który być może w przyszłości stworzymy, ponieważ, nie tylko będziemy z tej relacji brać, ale i będziemy mogli coś dać. No i jest wtedy ta pewność, że jesteśmy z kimś nie dlatego, że po prostu boimy się być sami, a dlatego, że faktycznie coś do tej osoby czujemy i chcemy ją wpuścić do swojego świata
Na koniec Kinga mówi, że nikt z jej znajomych nie jest w podobnej do niej sytuacji, ale nie czuje się przez to zakłopotana. Wszyscy wspierają ją jak mogą.
– Wiesz, to nie jest tak, że ja nie wierzę w to, że spotkam miłość życia. Bo wierzę, nieustannie i stale. Nie lubię jednak pytań o to, dlaczego jestem sama. Ja nie pytam nikogo ma męża czy partnera. Owszem jest teraz sama. Tylko sama nie znaczy samotna. Bo jedno z drugim ma niewiele wspólnego.