Poznałaś uroczego faceta, zakochałaś się. Był uważny, charyzmatyczny i sprawiał, że czułaś się wyjątkowo. Ślub wzięliście dziesięć miesięcy później, a następnego lata urodziłaś córeczkę. Nie widziałaś czerwonych flag. Patrząc wstecz, zadajesz sobie pytanie, jak mogłaś być tak naiwna, tak ufna, tak ślepa. Powoli, ale konsekwentnie, twój świat się zmienił.
Pierwszy raz zdenerwował się na ciebie, bo w nocy odciągałaś mleko. Bolały cię piersi, mała nie była już głodna. Zdziwiona siedziałaś na kanapie starając się robić to najciszej, jak można. „Może po prostu miał zły sen i jest niespokojny” – pomyślałaś, kiedy z krzykiem zatrzasnął przed tobą drzwi waszej wspólnej sypialni.
Drugi raz był wtedy, gdy nazwał cię dziwką, bo założyłaś ładną bluzkę na wasze wspólne spotkanie z jego przyjaciółmi. „Może rzeczywiście wyglądam wyzywająco” – uznałaś i zamieniłaś bluzkę na bawełnianą koszulkę z krótkim rękawem.
Ale tych momentów było coraz więcej i więcej, a ty coraz częściej zastanawiałaś się, czy może jednak on nie ma racji.
Nadszedł dzień, kiedy trudno już ci było dostrzec piękno w sobie i w nim. Wszystko zmieniło się tego jednego wieczora. I już nigdy nie będzie takie samo. Osoba, która przyrzekała cię kochać, chronić i być przy tobie zraniła cię słowami, których nie zapomnisz.
„Nikt inny cię nigdy nie będzie chciał” – zadrwił wtedy, a jego oczy były pełne pogardy i obrzydzenia. „Matka z dziećmi z dwóch różnych ojców” śmiał się sam do siebie. „Jesteś zwykłą dziwką, magazynem spermy”.
Skuliłaś się na podłodze, jak mały embrion, czując się, jakby ktoś dźgnął cię nożem w brzuch. Szlochałaś, ale nie słyszałaś swojego płaczu.
„Jesteś grubą, leniwą suką” – brnął w to dalej. To chyba w tym momencie poczułaś, jakby twoje ciało podzieliło się na dwie połówki. Część ciebie odłączyła się, by pozostać w tym życiu. Ta druga część zaczęła umierać.
Dni zmieniały się w tygodnie. Czas stał w miejscu. Czułaś, że umierasz trochę bardziej każdego dnia. Wycofałaś się, zamknęłaś w sobie, a wraz z upływem czasu, każdy uśmiech kosztował cię coraz więcej. Tak jak udawanie, że życie jest normalne i wspaniałe.
Wielu przyjaciół nie zrozumiało. Wyglądali na mocno zszokowanych, kiedy im powiedziałaś. „Ale myślałam, że jesteś bardzo szczęśliwa z tym twoim mężem?” – spytała znajoma, najwyraźniej niezdolna zrozumieć, jakim koszmarem stał się dla ciebie związek z człowiekiem, którego pokochałaś.
Zrezygnowałaś, odpuściłaś te tłumaczenia. W głębi serca wciąż przecież czułaś, że to moja wina. Może to ty nie umiałaś go uszczęśliwić?
Pewnego wieczoru rozgniewał się na twoją starszą córkę, która urodziła się niewidoma na jedno oko, i nazwał ją Cyklopem. Pamiętasz dobrze, jak pocieszałaś ją wtedy próbując objąć ją jednym ramieniem i podtrzymując drugie dziecko na biodrze. Byłaś tak wyczerpana brakiem snu i depresją poporodową, że nie byłaś w stanie zareagować.
Nigdy nie czułaś się taka samotna; tak odizolowana, tak beznadziejna. Tej nocy dokonałaś wyboru.
Następne dni były pełne jego nienawistnych i okrutnych uwag i komentarzy. Wiedział już, że odejdziesz, że to naprawdę koniec. Wiedziałaś, że musisz to zrobić dla siebie, jeśli nie dla siebie, to dla twoich dzieci. Zasłużyły na coś lepszego.
Minęło pięć lat odkąd się rozstaliście. Jesteś silna, odporna i wdzięczna za rozstanie.
Nadal jesteś optymistką i wciąż widzisz piękno w każdym człowieku. Teraz jednak zatrzymujesz się na dłużej i uważniej oceniasz sytuacje. Zyskanie twojego zaufania wymaga znacznie więcej czasu, niż osiem lat temu, kiedy to zakochałaś się zbyt szybko, nie rozpoznając kim naprawdę jest osoba kryjąca się za tą uroczą fasadą.
Wielu ludzi, w tym twoi rodzice, było rozczarowanych twoim nieudanym małżeństwem. A raczej, twoją decyzją o odejściu.
Niektóre osoby modliły się o ratunek dla twojego małżeństwa. Przez długi czas czułaś się jak porażka.
W końcu zrozumiałaś, że postąpiłaś najlepiej, jak mogłaś. Bo ten związek był toksyczny i szkodliwy. Jesteś wdzięczna za życzliwość, dobre myśli, modlitwy. Ale to ty kierujesz swoim życiem. Udało ci się.