Drogi mężu,
poprosiłam cię wczoraj, żebyś przelał mi pieniądze, bo muszę zrobić opłaty. Miałam wtedy na koncie 60 złotych. Przelałeś 300.
Trzysta złotych to niemało, ale to nawet nie jedna trzecia opłat, które muszę zrobić. Mówiłam ci to nie raz, zresztą nie musisz tego zapamiętywać, za każdym razem, gdy wydaję pieniądze, dostajesz powiadomienie na swoim telefonie. Nikt mnie to tego nie zmuszał, po prostu uważam, że każdy z nas powinien wiedzieć, ile mamy pieniędzy i na co je wydajemy. I właśnie dlatego to, co jakiegoś czasu robisz, to przemoc ekonomiczna. Ale powoli, opowiem ci o świecie, w którym teraz żyję, a ty nie.
Nie dostałam jeszcze pensji w tym miesiącu, wiesz o tym doskonale, bo masz dostęp do mojego konta. Ja do twojego nie. Nie wiem też, kiedy ją dostanę, firma ma od kilku miesięcy problemy. Płaci, ale musimy racjonalne „dzielić” przelewy. Duży klient nie zapłacił faktury, US ściągnął za nią VAT – straciliśmy płynność, zero zaskórniaków. Dlatego w tym miesiącu jest gorzej niż zwykle, gorzej dla mnie. Dopóki dostawałam swoją pensję, jak w zegarku, byłam w stanie uregulować wszystkie rachunki i bieżące sprawy. Dla mnie nie zostawało.
Ponieważ od dziesięciu lat nie możesz zrozumieć, dlaczego mnie tym krzywdzisz, dzisiaj po raz ostatni ci to wytłumaczę.
Nie wiem, ile zarabiasz. Ani razu odkąd masz nową pracę z wysoką pensją nie odpowiedziałeś wprost na moje pytanie.
Nie wiem, ile masz oszczędności. Ja nie mam żadnych.
Czym różnią się nasze życia? To bardzo proste
Kiedy ty cokolwiek chcesz sobie zaplanować, po prostu to robisz. Ja nie
Nie wiem, ile mamy pieniędzy, czy będzie nas na coś stać. Pewnie tak, skoro nie wkładasz zbyt wiele do domowego budżetu (wiem, że się teraz oburzysz, bo ostatnie trzy miesiące musisz dokładać więcej, ale spójrz bardziej wstecz, i policz realnie). Ale nie planuję, nie umiem i nie chcę tak żyć. Przeszkadza mi również twoja zdawkowość. Gdy pytam, odpowiesz: stać nas lub nie stać. Cyfry są tajemnicą, nie traktujesz mnie na równi ze sobą. Czuję się gorsza, zależna, bez możliwości decydowania. I nie tylko się czuję. Bo jeśli nie mam żadnego wpływu na decyzje finansowe, które podejmujesz, to już nie tylko moje odczucie. To fakt.
Kiedy potrzebujesz spodni albo majtek, po prostu je sobie kupujesz. Ja nie
Bo albo wiem, że nie zmieści się to w budżecie z mojej pensji albo muszę cię poprosić, żebyś mi dołożył na to pieniądze. Nie mów proszę, że to się nie liczy, bo przecież nie odmawiasz. Za każdym razem, kiedy muszę prosić cię o przelew, czuję się poniżona i tracę swoją decyzyjność – bo bez względu na to, czy zgodzisz się czy nie – to już nie jest tylko moja decyzja.
Mówiłam ci to wiele razy. Nie reagujesz na to.
Tak, nie zabraniasz mi kupić stanika, to prawda, ale ja muszę cię o tym poinformować, bo sama nie mam na niego pieniędzy – widzisz teraz tę przepaść?
Kiedy coś mi się stanie, nasza rodzina będzie miała z czego żyć. Kiedy coś stanie się tobie – nie
To ty masz oszczędności i zarabiasz dużo więcej. Gdyby coś ci się stało, nie mam żadnego dostępu do pieniędzy. Frustruje mnie to i stresuje. Też o tym rozmawialiśmy. Nie przekonuje cię to zupełnie. Nie chcesz też przyjąć do wiadomości, jak ciągną się bankowe formalności. To nie słowa rzucane na wiatr – przechodziłyśmy to z mamą po śmierci taty. Wiesz o tym. Gdyby nie miała dostępu do konta, zostałaby na kilka miesięcy z ręką w nocniku.
Czuję się jak dziecko, które dostaje kieszonkowe
Nie było to tak wyraźne dopóki nasze zarobki były porównywalne, bo nasze życia aż tak się nie różniły. Naprawdę nie trzeba komuś czegoś wypominać, żeby czuł źle i niewartościowo.
Od lat wydaje wszystko, co mam na wspólne życie
Pamiętasz, jak rozmawialiśmy na początku roku o naszych finansach, kiedy usiedliśmy nad wyciągiem z konta i zobaczyłeś, że NASZE wspólne życie pochłania 100% pieniędzy, które zarabiam? Sorry, od roku nie palisz, ja tak. Więc to mój jedyny osobisty wydatek (około 300 zł miesięcznie) – bądźmy uczciwi (tak, to sarkazm). Owszem ostatnio, gdy wychodzimy, płacisz w kinie czy sklepie, jeśli jesteśmy tam razem – ale też wiesz doskonale, że to wszystko wydatki ekstra, okazjonalne. I pewnie sama bym tam zwyczajnie nie poszła, gdybym musiała je sfinansować, bo nie starczyłoby mi na to pieniędzy. Czuję się trochę, jak nastolatka, która jedzie z mamą na zakupy – w nadziei, że ta zaproponuje, że zapłaci.
Świadomość, że od prawie roku, moja sytuacja jest tylko gorsza, mimo, że „nasza” (tak, to znowu sarkazm, wybacz, ale naprawdę mi się już nazbierało) zmieniła się diametralnie z „życia na debecie” na „naprawdę dobre zarobki”- sprawia, że jedyne co uzyskujesz, to rosnące we mnie poczucie niesprawiedliwości i coraz większej rozdzielności. NASZE – działa i jest tylko do momentu, kiedy odpowiada tobie, potem się kończy.
Nie mam żadnego wpływu na sytuację, w jakiej jesteśmy. To ty ją kontrolujesz i tylko ty możesz zmienić. To trwa lata, bez mojej zgody, z twoją pełną świadomością sytuacji.
Nie mów, że mnie nie kontrolujesz i że to nasze pieniądze. Nie są nasze. Tak długo jak muszę cię o nie prosić, nigdy nasze nie będą. Tak długo jak nie mogę z nich samodzielnie skorzystać – nie są nasze.
Zastanów się, jak chcesz rozwiązać tę sytuację.
Tak, uważam to za przemoc finansową, ponieważ:
- Nie zgadzam się na to, jestem zmuszona do życia według twoich reguł. A ty robisz to z premedytacją.
- Nie mam na to żadnego wpływu.
- To twoje narzędzie kontroli nade mną.
Dlaczego akurat dziś napisałam ten list? Bo dostałam piany, gdy przelałeś mi 300 zł. Znowu. Przecież widzisz, ile mam pieniędzy na koncie, przecież wiesz, na co je wydaję, przecież wiesz, ile mamy opłat i zobowiązań. A jednak raz po razie, gdy muszę cię o te pieniądze poprosić, przelewasz troszkę, jakby na odczepnego. Po co, żebym jutro znów musiała prosić? Tak się właśnie czuję.
Jesteś wobec mnie szalenie nieuczciwy.
PS: Nasze rachunki:
Zapłaciłam:
- Za gaz 25 zł
- Jedna sesja rehabilitacji 50 zł (dziś wypłaciłam z bankomatu)
Muszę zapłacić w tym miesiącu (nie jest źle prąd dopiero za miesiąc – 250 zł)
- Przedszkole 230 zł
- Telefon i Internet 150 zł (mój)
- Obiady w szkole 120 zł
- Składka na świetlicę 15 zł
- Angielski 250zł
- Gimnastyka 150 zł
- Rehabilitacja jeszcze ok. 500 zł
- Kieszonkowe Tomka 25 zł
PS2: Muszę jeszcze robić zakupy. Mówiłeś też, – umów się do dentysty wreszcie – wiesz, nie umiem traktować twoich pieniędzy jak naszych, dlatego od dwóch miesięcy chodzę z wpadniętą plombą, mnie na to nie stać. Choć to niby ważne, i nie problem, za każdym razem, kiedy mam wydać pieniądze tylko na siebie – coś mnie blokuje. Wstydzę się prosić.
PS3: Opłacasz czynsz i kablówkę plus swój telefon. Kiedy mi już brakuje pieniędzy na koncie przelewasz „coś”. Ja zarabiam 4 tysiące złotych, mam w tym miesiącu obiecane 2, reszta jak staniemy na nogi. Zarabiasz 2,5 razy więcej ode mnie (minimum, nie wiem dokładnie, przynajmniej tyle deklarowałeś, kiedy zaczynałeś pracę). Pewnie teraz więcej – dostałeś w międzyczasie poważny awans.
PS4: Ponieważ nie dostałam pensji, a nasza finansowa historia wygląda tak, a nie inaczej, w załączeniu do tego maila wysyłam ci zestawienie kont bankowych i rachunki, które trzeba opłacić (z datami). Proponuję, żebyś do czasu ustabilizowania się mojej sytuacji w pracy, przejął na siebie na ten obowiązek. Możemy uzgodnić w domu, jaką kwotę potrzebujemy na bieżące wydatki (jedzenie, chemia, kosmetyki itp.) – będę je nadal robić, jeśli będę miała za co.
Usuwam ci dostęp do mojego konta (którego nigdy nie chciałeś). Gdyby coś mi się stało, a ty potrzebowałbyś pieniędzy – poproś moją mamę, udzieliłam jej na wszelki wypadek pełnomocnictwa (nadal uważam, że to normalne i oczywiste, jeśli myślisz o bezpieczeństwie swojej rodziny). Gdybym umarła – spokojnie, jesteś uposażony. Na subkoncie mam 70 zł – to oszczędności Tomka, z jego skarbonki – zbiera na telefon na dziesiąte urodziny.
Do zobaczenia w domu
Żona