Go to content

„Porozmawiaj ze mną…”. Kochanka do żony. My się nienawidzimy, a on korzysta

Fot. iStock / wundervisuals

Po pierwsze – wiem, że to co napiszę jest kontrowersyjne. Świat żon dzieli się na dwie grupy, oczywiście wykluczam żony szczęśliwe, które są ze swoimi mężczyznami od dwudziestego roku życia. Tak poza tym dzieli się na żony byłe i żony (partnerki) teraźniejsze. Jeśli ludzie rozstając się, nie dogadali się naprawdę – wojna trwa. Wojna gorąca albo zimna.

Wojna gorąca to taka jaką miałam ja: była mojego partnera wysyłała anonimowe listy do firmy gdzie pracuje, rozpowiada o mnie najgorsze rzeczy,  pisała SMS-y do nauczycielek moich dzieci. „ X. to dziwka. Powinny odebrać jej prawa rodzicielskie”.  Wysłała nawet anonimowe SMS-y do mojego syna. Okej, nie ona. Znajomi, których prosiła.

Nienawiść drugiej kobiety potrafi być straszna, prawda? Jedno to kogoś nienawidzić, drugie mieszkać w to dziecko.

Są też wojny zimne. Porzucona niby rozumie, ale robi wszystko na opak. Nie godzi się na widywanie dzieci z nową partnerką, utrudnia kontakty, robi afery o każde pięć minut. Też rozumiem. Nie ma gorszej nienawiści niż nienawiść drugiej kobiety. Szczególnie tej zranionej. Od dziecka jesteśmy uczone, żeby wygrywać ze sobą. Rywalizować. Jednocześnie gdzieś mówi się o tym, że mamy się wspierać.

Jesteśmy rozszczepione. Każda z nas głośno mówi: „wspieram”, w środku myśli: „chcę być lepsza”. Dopiero dojrzałość uczy nas braku rywalizacji. Uczy tego, że dla każdej z nas jest miejsce. Możemy być fajne w różny sposób.

Środowisko, przyjaciele, znajomi wspierają na ogół żony byłe. Kochanka w oczach opinii społecznej to dziwka, złodziejka mężów, suka.

To najgorszy grzech, bo zraniła inną kobietę. Tak jakby facet był bezwolnym przedmiotem przenoszonym sobie z rąk do rąk przez zakochane w nim kobiety.

Oglądaliście taki serial „The affair?”. Tam jest pokazana największa prawda o życiu. Każdy z nas tę samą sytuację widzi inaczej. W tej grze nie ma dobrego, złego – są różne widzenia tej samej sytuacji. Mało kto się czuje katem, ale każdy ofiarą. To jak to? Są trzy (czasem cztery) ofiary? Ej…..

Mężczyzna:

Na ogół próbuje poradzić sobie z tym, że jego wybory kogoś krzywdzą. Robi więc tak. Zawsze opowiada, że to kochanka się nim zainteresowała pierwsza. Że go podrywała. On nie chciał, bronił się, jednocześnie nie potrafił przeciwstawić się sile jaką jest nowe uczucie (pożądanie)

No bo przecież był nieszczęśliwy w związku, smutny, martwy.

Wiem, że aktualny mąż, opowiadał swojej żonie zupełnie inną historię niż mi.

„Nie wiem co się stało… nie wiem, straciłem głowę” (jej)

„Bylem smutny, samotny, było oczywiste, że to się stanie” (mi)

Kochanka:

Oczywiście, jest niewinna. On po prostu był smutny. I to on podrywał. Albo coś zagrało tak bardzo, że nie mogła się oprzeć. Zawsze jest ofiarą w swoich oczach. Choćby ofiarą uczucia nad którym nie mogła zapanować.

Ejże, są uczucia nad którymi nie można zapanować? Nie, ona chciała się temu poddać, chciała ułożyć sobie życie, myślała przede wszystkim o sobie. To bywa świństwem, bywa też naturalne. Kwestia interpretacji.

Też to zrobiłam. Znalazłam się w tym punkcie życia, że chciałam się zakochać, a zakochałam się w facecie, który miał żonę. Tyle razy mówiłam sobie: „nie” i w końcu nie potrafiłam.

Czy jestem mniej winna? Nie. Tak samo. Czy żałuję? Nie. Ale musiałam udźwignąć to, że skrzywdziłam inną kobietę.

Żona:

Zawsze jest w szoku. Ale jak to? Tyle mu dałam. A on  skrzywdził, zranił, oszukał. Jest tak zajęta sobą, że nie widzi swoich błędów. Zaniedbujemy małżeństwa latami, przesypiamy życie udając, że jest okej. Nie dbamy o kogoś, uważamy, że on nam się należy, że nigdy nie zrobi niczego przeciwko nam, że jest nam dany jak dziecko, jak matka, ojciec. Po prostu jest. Na początku to kochanka jest obwiniana. Czasem zawsze. Nikt nie chce zrozumieć, że ta trzecia osoba w relacji jest po zwykle katalizatorem konfliktu.

Te trzy dramatyczne postaci w trójkącie mogą się nienawidzić, mogą się zwalczać. On nienawidzi eks, bo ona mu uświadamia jakim jest słabym gościem. Żona nienawidzi eks i jego nowej, bo uświadamiają jej, że przegrała ( ale czy na pewno?). Kochanka też nienawidzi, bo przecież za nic nie przyzna się, że spierdoliła komuś życie.

Nienawiść jest tylko samoobroną.

Dlaczego o tym piszę? Nienawidziłam byłej żony mojego partnera, ona nienawidziła mnie. Ale w końcu pomyślałam, że już dłużej tego nie wytrzymam. Że ta nienawiść jest niszcząca i straszna. Poszłam do niej. Zupełnie inaczej niż jest zawsze. To żona dzwoni i chce rozmowy. Kochanka rzadko kiedy się na to otwiera. Na ogół jest wściekła. Jedno mówi w telefonie tej żonie, drugie facetowi.

Ale czasem zdarzają się cuda.

Żona mojego faceta otworzyła drzwi. Powiedziała, że jestem suką, że mnie nienawidzi. Ale wysłuchała mojej wersji. Rozstawałyśmy się nie jako przyjaciółki (to oczywiste), ale kobiety, które były wobec siebie w 100 proc szczere. Wypiłyśmy razem whisky. Ja przepraszałam, ona mówiła, że spier**liła, bo od lat żyli obok siebie, płakałyśmy.

To taki smutny moment, gdy dwie kobiety rozumieją, że kochają tego samego faceta. On już kocha mnie, ale wciąż nie przestał pamiętać jej. Powiedziałam jej prawdę, choć tego nie chciałam. Że on czasem się zawiesza. Że do szaleństwa kocha dzieci i zawsze będzie kochał ją, bo ona jest matką – czyli ma czego nie mam ja. Że się z nią porównuję. Ona wtedy poczuła, że to nie jest tak, że on ją skreślił.

To zresztą jest prawda. Żaden facet nie skreśla byłej żony. On po prostu o tym nie mówi. Ale pamięć tak ważnych dla nas związków jest zawsze.

Ja jej dałam poczucie, że była ważna, pewnie najważniejsza.

Ona mi poczucie, że nie wywołałam trzęsienia ziemi. A nawet jeśli – to byłam tylko konsekwencją ich zaniedbań.

Nie nienawidź JEJ – ona ma swoją historię, posłuchaj. Każda z nas ma swoją historię, gdybyśmy się słuchały – mniej byłoby bólu.

Dziękuję M., byłej mojego męża.

Anka.

wysłuchała: Katarzyna Troszczyńska