W zeszłym roku rozstałam się z mężem. To był toksyczny związek, ale zrozumiałam to zbyt późno… Mamy dwoje dzieci. Postanowiłam nie wchodzić w nową relację dopóki nie odnajdę siebie. Dopóki nie zaakceptuje i nie pokocham siebie. Dopóki nie będę pewna, że wchodzę w tą relację, bo właśnie tego chcę, bo ta osoba jest dla mnie wyjątkowa – a nie dlatego, że czuję się samotna, że potrzebuję kogoś, kto wypełni moją pustkę. Zrozumiałam, że ta pustka to ja. Brakuje mi siebie.
Przez ostatnie lata gdzieś zniknęłam. Nie wiem co jest prawdą, a co moim wyobrażeniem i coraz częściej łapie się na tym, że żyję wyobrażeniami. Nie wiem, co myślę, czego chcę, a czego potrzebuję. Ciągle zastanawiam się, co pomyślą o mnie inni. Nie mam własnego zdania lub boję się je wygłosić z obawy, że nie mam racji, że się zbłaźnię… Niby wiem, że jestem ładna, inteligentna itp ale nie czuję się pewna siebie, wydaje mi się, że nie ma za co mnie kochać, że spotykając się z przyjaciółmi jestem dla nich stratą czasu, co ja mogę wnieść do ich życia?
ZOBACZ: 7 różnic między zdrowym a toksycznym związkiem. Który jest twój?
Nie mam nic mądrego do powiedzenia, jestem zwyczajną kurą domową, dom, praca, dzieci, wieczny brak kasy na przyjemności, wiecznie coś nie tak… co ja mogę im zaproponować? Tylko tracą czas… za co mają mnie kochać?
Dlatego w relacjach damsko-męskich bardzo się angażuje, próbuje być najlepszą wersją siebie wg siebie, daje z siebie dużo w ogóle nie pytając czy to jest to, czego ten ktoś potrzebuje, czy to mu odpowiada… zatracam siebie całkowicie w pierwszej lepszej relacji, chwytam się jak tonący brzytwy bo przecież nikt inny się mną nie zainteresuje. I zaczęło do mnie docierać – to nie tak. To tylko moje przekonania, moje lęki, moje wyobrażenia. To nie jest rzeczywistość.
Zrobiłam pierwszy krok. Otworzyłam oczy. Jestem coraz bardziej świadoma tego, co się ze mną dzieje. Zaczęłam szukać swojej drogi do siebie. Mam mętlik w głowie. Wciąż słyszę stare głosy, mieszają się z jakimś nowym głosem… Nie wiem czasem, kogo słuchać, który do mnie bardziej przemawia, ale czuję, w którą stronę powinnam iść. W stronę prawdy. W stronę bycia tu i teraz, w stronę uważności.
Nie wiem jeszcze jak walczyć z lękami, jak wyciszyć stary głos i odważyć się iść nową drogą, w zgodzie ze sobą. Ale obserwuję, zatrzymuję się coraz częściej i analizuję, pytam siebie… Czasem nie znam odpowiedzi. Ale poznam.
Macie dla mnie jakieś rady na ten nowy start w życie? Na poznanie siebie, pokochanie, zbudowanie poczucia własnej wartości, własnych granic, pewności siebie?