Utarty jest schemat: zakochali się, zaręczyli się, wzięli ślub, zostali małżeństwem i żyli długo, tyle że niekoniecznie do końca razem i szczęśliwie. Każdego dnia przekonuję się, jak ogromna presja społeczna wywierana jest na tych, którzy żyją bez ślubu.
„A dlaczego masz inne nazwisko?” (pomijam, że nawet biorąc ślub można zostać przy swoim)
„A dzieci wam nie szkoda?” (a co dzieci tracą?)
„Nie czułabyś się bezpieczniej?” (no sorry, jeśli małżeństwo ma mi dać poczucie bezpieczeństwa w związku, to lepiej od razu się wycofać)
„Co na to rodzina?” (a to rodziny życie, czy moje, nasze?)
„A jak on umrze? Żadnych praw, niczego nie będziesz miała” (umiem zadbać o siebie)
Jesteśmy razem 13 lat. Nie obchodzimy dwóch rocznic – tej dotyczącej poznania się i drugiej – ślubu. Jakoś od początku było jasne, że do ślubu nam niespieszno. Na początku rodzice przebierali nogami, pytali, mówili, że kasę przecież trzeba odłożyć. Jak urodził się pierwszy syn przez chwilę naciskali mocniej, po drugim dziecku odpuścili, choć kiedy przychodzi zaproszenie z rodziny na jakiś ślub, dają nam do zrozumienia, że my to jednak też byśmy mogli. A ja mam to w nosie. Małżeństwo nie jest czymś, co odkładamy, postanowiliśmy nie brać ślubu i tym wszystkim, którzy nieustannie (po 13 latach!) pytają, dlaczego się nie pobierzemy, chcę z całą stanowczością odpowiedzieć:
Nie wzięliśmy ślubu, bo niczego on nie wnosi do naszego życia
Kiedy myślę o małżeństwie, nie mogę wymyślić niczego wartościowego, wyjątkowego, co ślub wniósłby do naszego życia. Po 13 latach razem, co nam da papier, obrączka, którą zresztą dla szpanu i tak możemy sobie kupić? Jeśli mielibyśmy się rozstać, to i tak byśmy to zrobili, niestety rozwody są dość powszechne. Bycie żoną nie jest mi potrzebne do podniesienia swojej wartości, do zwiększenia poczucia bezpieczeństwa. Jeśli ktoś wychodzi za mąż z takich pobudek – współczuję.
Ślub byłby stratą naszych pieniędzy i czasu
Umówmy się, nawet małe przyjęcie, czyli na około 20 osób, to są koszty. Zaprosić wypadałoby tych, z którymi niekoniecznie chcielibyśmy spędzić fajny wieczór. U nas wszystko jest „bo wypada”, „bo się obrażą”. Jasne, moglibyśmy to olać, zrobić po swojemu, ale szanujemy uczucia najbliższej rodziny, nawet jeśli nie jest nam po drodze. Jesteśmy dorośli, zachowujmy się jak dorośli, ponośmy odpowiedzialność podejmowanych decyzji lub ich braku. Tak – ślub to strata pieniędzy, czasu, stresu (bo ten zawsze się pojawi), wolimy z przyjaciółmi spotkać się czy wyjechać na weekend bez żadnej presji, a nawet zapłacić tę cholerną ratę kredytu.
Byłby ciężarem dla naszych bliskich
Prawda jest taka, że mało który rodzic, babcia, przeszliby obojętnie wobec ślubu swojej córki czy wnuczki. Ja już to widziałam – pojawia się hasło: „ślub” i już zaczyna się snucie planów, liczenie gości, histeryczne: „W co ja się ubiorę”. Rozumiem, rodzice mogą być rozczarowani, że nie zobaczą mnie w białej sukience, ale z drugiej strony wiem, że gdzieś w środku czują ulgę, że nie muszą brać kredytu, ruszać oszczędności, choć oni sami pewnie teraz by zaprzeczyli mówiąc, że nie o kasę chodzi. Rozumiem ich, ale też swoje wiem. Nienawidzę też stawiać innych w niezręcznej sytuacji prezentów, pieniędzy w kopercie, dla mnie to naprawdę mało komfortowa sytuacja, a do tego nikt nie weźmie na poważnie naszych słów: „Przynieście po butelce wina, to wystarczy”.
Oboje pochodzimy z rodzin rozwiedzionych
Rozwody naszych rodziców nie spowodowały, że straciliśmy wiarę w miłość. Jeśli już, to nauczyliśmy się, czego w związku NIE robić. Rozwód tak naprawdę pokazał nam, że małżeństwo nie ma większego znaczenia, nikogo na siłę przy tobie nie zatrzyma, nieprawdą jest, że tylko w małżeństwie na dobre i złe i dopóki śmierć nas nie rozłączy. Zobaczyliśmy, że małżeństwo nie sprawia, że związek jest szczęśliwszy czy lepszy, to kompletnie nie ma znaczenia.
Nie dbamy o normy społeczne
Wyjść za mąż tylko dlatego, że tak wypada, że nie jest normą życie na kocią łapę? Nie, dziękuję. Nie ma dla mnie znaczenia, co robić inni, jeśli chodzi o małżeństwo. Staram się żyć swoim życiem w oparciu o własne przekonania i wartości. Nie wyjdę za mąż, bez względu na to, jak bardzo ktoś inny byłby tym rozczarowany lub jak niewygodne jest to dla kogoś innego.
Bądźmy szczerzy: nie nienawidzimy małżeństwa ani ludzi, którzy się żenią. Z przyjemnością chodzimy na śluby, składamy życzenia, gratulujemy. Jeśli ktoś uważa, że małżeństwo jest najświętszą i najpiękniejszą rzeczą na świecie, to tak właśnie jest dla niego. I super! A ja mogę mieć własne zdanie na ten temat i też proszę je uszanować.