Agnieszka nawet nie potrafi dziś powiedzieć, dlaczego się w nim zakochała. Chyba imponował jej tym, że na wszystko i wszystkich patrzył z góry. Miał takie mocne spojrzenie i szerokie bary. Chciała się w nich chować przed światem. Zwrócił na nią uwagę, bo jako jedyna wyszła z imprezy pionie.
– Nie lubię pijanych dziewczyn – stwierdził. A ona poczuła się taka wyjątkowa, bo w końcu ją zauważył.
– Picie jest dla mężczyzn. Żadna dobrze prowadząca się dziewczyna nie upija się do pozycji poziomej – rety jak jej to imponowało. Przecież to racja. Dziewczynom nie wypada pić skoro nie umieją się zachować. Wtedy Agnieszka była tymi mądrościami zachwycona. Nie wychwyciła niuansów, że facetom jednak wolno pić w każdej ilości. Czuła, że Marcin to mężczyzna, jakiego potrzebuje i który się nią zaopiekuje.
I faktycznie tak było. Zaopiekował się nią, zabierał do restauracji, mówił co ma jeść, czego nie. Sam kupował jej ubrania i buty, bo przecież lepiej wiedział, w czym ona mu się podoba. Nie pozwalał się jej malować.
– Malują się tylko łatwe dziewczyny, które chcą zwrócić siebie uwagę – mawiał. A ona przecież nie musi. Podoba mu się naturalna. Początkowo Agnieszka była pod wrażeniem jego postawy. Nie przeszkadzał jej też fakt, że Marcin ma z inną kobietą dziecko i sądzi się z nią o opiekę nad pierwszym dzieckiem. I bardzo nieładnie się o niej wyraża. No cóż, to zła kobieta była…
Agnieszka zajmowała się więc małym i ciągana po sądach zeznawała na korzyść Marcina. Wpadła po uszy ku rozpaczy matki, która zapinając jej sukienkę ślubną jeszcze chwilę przed ceremonią mówiła: „Córeczko, możesz jeszcze wszystko odwołać”. A Agnieszka, choć już wtedy miała mieszane uczucia, uniosła się dumą. Na pewno dobrze wybrała, będzie szczęśliwa w tym małżeństwie choćby miała to szczęście sobie narysować.
Po ślubie Marcin stał się labilny. Raz nosił ją na rękach, raz blokował karty bankomatowe, tak bez powodu. Nie pozwalał pracować, innym razem wyzywał ją od leni. Pił z kolegami. Jej spotkać się z koleżankami nie bardzo było można. Bywał czuły, innym razem brutalny. Nie jeden raz ją popchnął, obrzucił stekiem wyzwisk, poniżył, wyśmiał. Nie przyznała się nikomu. Było jej wstyd. Wyszłoby, że mama miała rację. Wolała więc nie widywać rodziny, by rodzicielka nie widziała jej siniaków i smutnych oczu. Nauczyła się świetnie udawać. Miała całą kolekcję przyklejanych uśmiechów. Gdy zaszła w ciążę nie wiedziała, czy płakać, czy się cieszyć. Dziecka pragnęła, ale wiedziała, że będzie jeszcze bardziej zależna od męża. I była. Choć stała się szczęśliwą matką musiała tańczyć jak on jej zagra. Da dostęp do karty czy nie? Będzie dziś miły czy będzie się czepiał? Wróci pijany czy trzeźwy? Zmęczona po nieprzespanych nocach musiała szybko nauczyć się dostosować do jego humoru. Istny rollercoaster. Miesiąc miodowy przeplatany obelgami i prześmiewczymi komentarzami. To, że jest beznadziejna i nic nie potrafi usłyszała tyle razy, że aż w końcu w to uwierzyła. Wytatuował ją tymi słowami. Zaprojektował zależną od siebie kobietę, której wmówił, że bez niego nie jest w stanie oddychać.
Agnieszka dziś brzydzi się jego widoku, ale jednocześnie panicznie boi jego ataków złości. Nie odchodzi, bo jest przekonana, że bez jego pieniędzy sobie nie poradzi, że w sądzie przedstawi ją z najgorszej strony i zabierze jej dziecko. W trakcie kłótni słyszała to od niego tyle razy, że trzęsie się na samą myśl o swoim odejściu. Ma wrażenie, że on zna jej myśli na wylot, że steruje nią a ona chodzi tak, jak on sobie zażyczy. Już wielokrotnie usłyszała od mamy:
– Co on ma ci jeszcze zrobić, byś od niego odeszła?
Agnieszka nie potrafi powiedzieć. Czeka. Sama nie wie na co. Może na trzęsienie ziemi – kolejne wymiociny w kuchni, siniaki, przymuszony seks? Na coś, co spowoduje, że przyparta do muru będzie musiała zawalczyć o siebie i dziecko. Dziś nie jest jeszcze gotowa. Potrzebuje kopa, mocnego, by w końcu zareagować, a nie biernie czekać aż on wyssie z niej całą radość życia, której jej już tak niewiele zostało…