Go to content

Natalia Kukulska: nawet jeśli coś mnie położy, potrafię wstać i z podwójną siłą ruszyć do działania

Właśnie mija 25 lat od jej fonograficznego (dorosłego) debiutu – albumu „Światło”. Natalia Kukulska postanowiła to uczcić, oczywiście muzycznie. Do naszych rąk trafia dziś epka pt. „Jednogłośna”. Oprócz tego gwiazda wystąpiła w kampanii marki Avon, w której została twarzą perfum Eve, kolorowych jak jej nowa płyta.

Nie boi się Pani zmian wizerunku, pokazywania różnych odsłon siebie. Patrząc z perspektywy, która z tych odsłon – prywatnych albo zawodowych, jest Pani życiowo najbliższa?

Rzeczywiście, nie boję się. Mój zawód daje mi pretekst, żeby się zmieniać i tym wizerunkiem trochę się bawić. Wizerunek był dla mnie zawsze częścią spójnej opowieści. A najbliższe mi na co dzień są wygoda i naturalność. Na scenie przez lata eksperymentowałam np. z fryzurami, nawet w życiu traktowałam włosy trochę jak nakrycie głowy. Sporo czasu zajęło mi to, żeby najbardziej polubić swój naturalny skręt. Pamiętam moment, że włosy przestały mi się kręcić, a zawsze marzyłam o prostych! Śmiałam się, że przemodliłam o jeden pacierz. Kiedy w końcu pokochałam te kręcone, one zaczęły się prostować.

Na co dzień jestem naturalna, nie jestem w stanie żyć w takim rynsztunku, gotowości. To scena daje mi tę możliwość. Chociaż oczywiście lubię piękno w codzienności. Ważna jest dla mnie estetyka, dopasowanie rzeczy. I nawet jeśli są tylko rzeczy codzienne, lubię, kiedy nie są zwyczajne i mają to coś, co podkreśla moją osobowość.

Jest Pani niezwykle aktywna zawodowo, a w dodatku ma Pani rodzinę, dzieci. Na pewno nie zawsze jest kolorowo. Czy da się te role połączyć?

Pracuję faktycznie cały czas i nie jest to proste. Rzeczywiście mało jest takich momentów, kiedy odpuszczam. Ale mam taką naturę, że lubię również ten stan refleksji nad czymś, co zrobiłam. Często pracuję w porywach twórczych. Lubię wracać do tego, co zrobiłam kiedyś. Nie po to, żeby się zachwycać i upajać, ale żeby wyciągać wnioski. Żeby trochę badawczo spojrzeć na to, co zrobiłam, co mi wyszło dobrze, co chciałam przekazać i czy się to udało. Czy było takie, jakie bym chciała. Niestety ten rodzaj ciągłej autokontroli ciągle mi towarzyszy. W życiu prywatnym jestem osobą, która trzyma w ryzach cały dom, łącząc różne obowiązki i tak naprawdę spinając życie moich dzieci, które są w zupełnie różnym wieku. Nazwałabym siebie raczej kobietą czynu. I oczywiście czasami organizm mówi: stop, trochę bierzesz na siebie za dużo, ale te role  –  bycia na scenie i bycia na co dzień, się przenikają.

Uważam jednak, że najważniejsze jest to, że w każdej z nich staram się być sobą i słyszeć swój głos. Nie chciałabym być pionkiem w jakiejś rozgrywającej się sytuacji, sama zarządzam tymi światami. Gdybym miała tylko sprawy zawodowe i nie miałabym do czego wracać, albo odwrotnie – gdybym skupiła się na rodzinie, codzienności, a nie miałabym gdzie „odlatywać”, to na pewno czułabym się w jakimś sensie niespełniona. Staram się trzymać balans i harmonię między tymi moimi dziedzinami życia i różnymi rolami.

Co na co dzień daje Pani motywację i siłę do działania?

Mówię o sobie Wańka-Wstańka. Mam taką naturę, że nawet jeśli mam jakieś trudniejsze chwile, jeśli mnie coś położy, rozłoży, to potrafię nawet z podwójną siłą się podnieść i wystartować. To bardzo przydatna cecha. Inspiruje mnie wszystko – ludzie, relacje, sztuka. Należę do tego typu muzyków, którzy też muzyką się karmią. Są też tacy, którzy tworząc, nie słuchają niczego, a są tacy, którzy wciąż poszukują, lubią poznawać nowych artystów, nowe brzmienia. Zresztą karmimy się muzyką całą rodziną, jesteśmy nawet dość monotematyczni w tym względzie. Nakręca mnie też bliskość i miłość.

Natalia Kukulska, fot. Marta Wojtal

Pamięta Pani swój pierwszy występ na scenie? Jakie emocje Pani wtedy towarzyszyły? I co się zmieniło przez te wszystkie lata na scenie muzycznej – czy każdy występ okraszony jest dużymi emocjami, czy to już rutyna? 

35 lat temu wyszła moja debiutancka płyta, a na scenie zadebiutowałam jeszcze wcześniej, kiedy miałam… 7 lat – to była piosenka „Co powie tata”. Co do występów  –  nie były one częste. Mój tata postanowił wtedy, że nie będę dzieckiem oklaskiwanym, występującym na scenach. Chciał, żebym mogła prowadzić normalne życie dziecka, później nastolatki. Pamiętam chyba trzy (dziecięce) występy, zazwyczaj podczas jakiejś gali dobroczynnej czy akcji charytatywnej – więc to było naprawdę sporadyczne. Kiedy miałam 12 lat – już jako „naciągane” dziecko, śpiewające dziecięce piosenki – poleciałam w trasę do Stanów Zjednoczonych. I znów mojemu tacie zależało, żebym przy tej okazji miała szansę zwiedzić Stany. I zwiedziłam ich wiele, bo aż 14. Była to wielka przygoda. I faktycznie tam występowałam, ale była to specyficzna sytuacja.

Czyli tak naprawdę moim debiutem, już dorosłym, był wydany 25 lat temu album „Światło”. Scena muzyczna była wtedy zupełnie inna niż teraz. To były początki dużych firm fonograficznych. Olbrzymi rozkwit polskiej muzyki. Czy było łatwiej czy trudniej – nie wiem. Teraz debiutanci mają mnóstwo możliwości pokazywania się, występowania w różnych talent show. Wtedy było tylko kilka firm wydawniczych, które wspierały młodych artystów i selekcjonowały. Dziś, przez to że dostęp jest tak łatwy, naprawdę można znaleźć bardzo ciekawych twórców i to wcale nie tylko w tych głównych nurtach. Nigdy nie należałam do osób narzekających na to, co się dzieje u nas na rynku fonograficznym. Mamy mnóstwo ciekawych artystów, cały czas pojawiają się nowi i to mnie bardzo cieszy.

W którym momencie swojej kariery czuła się Pani najlepiej, najbardziej w swojej skórze?

Byłam na różnych etapach, zawsze starałam się, żeby każdy z albumów był najlepszą wersją mnie. Dawałam z siebie wszystko. Patrząc z perspektywy czasu, chyba najlepiej poczułam się, kiedy zaczęłam sama tworzyć, czyli pisać teksty, współkomponować muzykę, produkować swoje rzeczy. Poczułam wiatr w żaglach. To jest wielka przyjemność móc mówić swoim językiem. I od płyty „Sexi Flexi”, czyli od 2007 r. kontynuuję właśnie myśl autorską. I to teraz czuję się najlepiej, bo to doświadczenie, które zbierałam przez te wszystkie lata, owocuje i mam z czego czerpać. A z drugiej strony cały czas wielki apetyt na to, by zasmakować w muzyce ciekawych, jeszcze nie odkrytych rzeczy. Właśnie wracam z campu songwriterskiego w ZAiKS-ie, gdzie miałam okazję spotkać się z różnymi twórcami. Zadaniowo, w kilka godzin, w różnych studiach i konfiguracjach ludzkich tworzyliśmy piosenki. To bardzo ciekawe doświadczenie, poruszające wyobraźnię i kreatywność.

Co sprawiło, że zdecydowała się Pani na kolejny projekt, tym razem w tematyce beauty. Właśnie została Pani ambasadorką perfum z kolekcji Eve.

Cenię markę Avon. Znajduję w ofercie tej marki, zarówno wśród kosmetyków, jak i zapachów, takie rzeczy, które mi się podobają, których używam i które mnie inspirują ale również bardzo ważne jest dla mnie to, że marka od lat wspiera kobiety. Pamiętam jeszcze z lat 90., czy początku dwutysięcznych, koncert Różowej Wstążki, na którym występowałam. Od lat podoba mi się, że marka buduje świadomość kobiet w walce o swoje zdrowie i zachęca je do badań profilaktycznych. Mocno wspiera też kobiety w sprawie przemocy domowej i wciąż ma nowe pomysły na kolejne działania.

Wyjątkowe w tej kampanii jest to, że towarzyszy jej piosenka z Pani najnowszego muzycznego projektu. Proszę zdradzić co nieco na ten temat – czego my, fani Pani muzyki, możemy się spodziewać tym razem?

Piosenka, której fragment można usłyszeć w reklamie, pochodzi z mojej nowej epki i nosi tytuł „Jednogłośna”. Epka zawiera cztery utwory i rozmawiamy dokładnie w momencie jej premiery. Starałam się trzymać ten projekt jako niespodziankę. Wydaję go oczywiście również cyfrowo, ale w formie fizycznej będzie niezwykły, ma ciekawą grafikę i format winyla, choć jest płytą cd. Chciałam w ten sposób uczcić swoje 25-lecie, dopieścić fanów i kolekcjonerów płyt. Ukarze się tylko tysiąc egzemplarzy tego wydawnictwa, każdy ma swój numer i jest podpisany przeze mnie. To utwory, które stworzyłam muzycznie i produkcyjne z Archie Shevski’m. To muzyk, z którym pracuję już od lat i świetnie się rozumiemy. Teksty są mojego autorstwa.

Jestem bardzo ciekawa, jaka będzie reakcja na tę niespodziankę, na te utwory. Wszystkie mocno osobiste, są trochę refleksją nad relacją z drugim człowiekiem, nad tym, kiedy zaczynamy być sobą i w jakimś sensie siebie lubić. Każda piosenka oczywiście ma inny temat, najlepiej posłuchać, nie będę opowiadać. Ten album jest też pewnego rodzaju zapowiedzią wydawnictwa na przyszły rok. Chciałam żeby w tym roku jubileuszowym od wydania albumu “Światło” ukazało się coś, co nie będzie składanką utworów w stylu the best of, tylko czymś nowym. Dla mnie te cztery utwory to esencja wielu moich podróży muzycznych przez te lata.

W ramach kampanii Avon odbyła się także wspaniała sesja zdjęciowa. Ze zdjęć bije pozytywna energia, radość, euforia. Czy tak właśnie było na planie zdjęciowym?

Tak, rzeczywiście sesja jest bardzo bogata, zarówno w ujęcia, stylizacje, fryzury, makijaże, jak i kolory i znakomicie koresponduje z oprawą mojej epki pt. „Jednogłośna”, która też jest nasycona kolorami. Być może tak jest, że po tych trochę szarych czasach, gdzie cały czas jesteśmy w takiej poczekalni, nie wiedząc, co się wydarzy, pragniemy, żeby to życie wróciło już do swoich normalnych kolorów. Może nas zainspirowało… Ale bardzo miła była również atmosfera na planie, co widać na zdjęciach. Profesjonalna ekipa, z którą się miło pracowało i udało się zrobić sporo ciekawych zdjęć.

Czym wyróżnia się zapach Eve Embrace? Jaka jest kobieta, która go nosi na swoim ciele?

Perfumy i preferencje zapachowe są czymś indywidualnym. To jest jak z gustem, ze smakiem, bardzo trudno o nim mówić i po prostu trzeba poczuć, powąchać i wtedy człowiek może do końca się przekonać. Na pewno zapach Eve Embrace jest pełen słodyczy, kobiecy i subtelny, ale z dodatkiem wyrazistego karmelowo-piżmowego akordu. Jeśli kobieta w taki zapach się otuli, to na pewno doda jej on kobiecości.

Jaką rolę w Pani codziennym życiu grają zapachy? Ma Pani takie, które kojarzą się Pani z konkretnymi wydarzeniami, miejscami czy osobami?

Oczywiście zapachy bardzo długo potrafią zostać w pamięci. Pamiętam zapach perfum fotografki, która robiła mi sesję, jak byłam dzieckiem, pani Renaty Pajchel, bo był dla mnie jakiś taki intrygujący, bardzo orientalny, mocny, powiedziałabym nawet męski. Pamiętam, że jak zbliżała się do mnie ze światłomierzem, to byłam właśnie jakaś taka zauroczona. Takiego zapachu już przez wiele lat nie spotkałam, a potem gdzieś natknęłam się na niego i od razu mi się wyświetliła ta osoba. Tak to chyba działa. Tak samo działają piosenki, muzyka, która kojarzy się nam z jakimś okresem naszego życia, z jakąś sytuacją, z jakimiś wakacjami. To jest wspaniała rzecz.

Zdecydowanie perfumy są czymś ważnym. Czasami na co dzień używam  tych troszeczkę lżejszych, ale przyznam szczerze, że preferuję mocniejsze, właśnie takie orientalne zapachy, z odrobiną słodyczy. I rzeczywiście, jak się nie poperfumuję danego dnia, a wyjdę z domu, to się czuję, jakbym czegoś zapomniała, czegoś „nie założyła”. Idąc już na scenę, potrafię się wrócić do garderoby, żeby się poperfumować, bo mam wrażenie ze jestem nieprzygotowana.

 

Jest Pani wierna jednemu zapachowi, czy zmieniają się one w zależności od pory dnia, roku, czy aktualnego stanu ducha?

Raz na jakiś czas zmieniam zapachy, ale są takie, do których często potem wracam, za którymi tęsknię. Znów porównam to do muzyki – tak jak lubię eksperymentować, poznawać nowe brzmienia, nowe współprace, jest klasyka, do której zawsze miło wrócić, tak też jest z zapachami – jestem otwarta na coś, co może mnie zauroczyć i stać się tym ulubionym zapachem, ale prawdopodobnie zatęsknię za czymś co było mi bliskie, w czym się dobrze czułam.