„Kochać można byle jak i byle kogo…
Kochać można byle jak i byle za co…
Kochać można byle jak i mimo wszystko…
A ty nie chcesz nawet tak pokochać mnie.
A ja właśnie ciebie wymyśliłem na miłość swą
I boje się wciąż dnia,
Dnia, w którym kochać bym cię miał
Też byle jak…”
Maria Czubaszek
Mężczyzna naprzeciwko mnie ma oczy jak mój ulubiony czarny kot: brązowo-zielone, tajemnicze i nawet podobnie do mojego kot je mruży. To kocie podobieństwo nie działa jednak na jego korzyść, albowiem ten mój rzeczony pupil, choć mnie uwielbia, to i tak za miseczkę sardynek by mnie sprzedał. Siedzę więc, patrzę w te oczy przecudne i myślę: „Mój drogi, w ładne oczy to już się raz w życiu wpatrzyłam i nie skończyło się to dla mnie dobrze, pod żadnym względem”.
Dziękuję więc grzecznie za zaproszenie na spotkanie, uśmiecham się serdecznie, staram się dać kosza najłagodniej jak potrafię.
„Rozumiem… Poczekam na Ciebie, chcesz?” – słyszę.
Nie, nie czekaj na mnie, ani na nikogo w ogóle, po prostu znajdź kogoś, kto na uczucie odpowie. Nie marnuj życia na czekanie, proszę Cię! Z autopsji też wiem, że im dłuższe czekanie, tym większy żal, gdy wyczekane uczucie okazało się ułudą.
Żegnam się grzecznie i gaszę oburzone spojrzenie mojej przyjaciółki: „Jak możesz tak potraktować… lekarza?”. Tak jak mogłam potraktować tak samo aktora, mechanika, prawnika, księgowego, barmana; mężczyzn wysokich i niskich, grubych bądź chudych; wiecznych kawalerów lub kawalerów z odzysku; bezdzietnych i zakochanych w pociechach tatusiów; nudnych bądź interesujących. Nie ma dla mnie znaczenia żaden przymiot zewnętrzny, wewnętrzny ani nabyty, dopóki za ich oczami – błękitnymi, brązowymi czy szarymi – nadal będę jeszcze widzieć to samo: zdrady, kłamstwa, rozczarowanie, ułudę, projekcje.
Oczywiście, mogę zrobić jak mój Miś Pyś i na trzy – cztery poszukać branki z łapanki, żaden problem w czasach Sympatii, Badoo czy Tindera. Tylko, pomijając mój niepewny stan fizyczny obecnie, ja wiem, że wchodząc w nowy związek w tej chwili, choćby z osobą najcudowniejszą na świecie, tak naprawdę nadal będę powielać ten sam schemat. Dopóki sama siebie w środku nie poukładam, nie dowiem się, kim tak naprawdę jestem, to kolejny związek ma szansę w wielu aspektach być kalką poprzedniego.
Oczywiście, można też pójść w drugą stronę – można wziąć sobie kogoś skrajnie innego od Pana Byłego, takie co to w niczym prawie go przypominać nie będzie i mieć nadzieję, że to klucz do sukcesu. Zależy co kto rozumie pod hasłem „Zaczynać od nowa” – można uciekać przed tym, co się znało, oswoiło i według czego żyło i mieć nadzieję, że jak zmienię moje ścieżki i poglądy o 180 stopni, to tym razem mi się uda. Osobiście uważam, że w wieku lat 36 jestem już osobą o dosyć ukształtowanym światopoglądzie, budowanym przez lata, mam konkretne wartości, według których żyję, stałe zainteresowania – mogę coś nowego dodać do tego wachlarza cech i znaczeń, ale dlaczego mam się tego wypierać tak nagle? Czy jak będę żyła wbrew sobie, to będę szczęśliwsza?
Nie wiem, naprawdę.
Ale póki się nie dowiem, nie będę fundować sobie ani nikomu innemu przejażdżki na oślep. Choćby oczy miał najbardziej kocie, a mówił do mnie sutrami lub sonetami.
Mogę się mylić, ale jeśli się nie nauczysz żyć w zgodzie sama za sobą, to zawsze jest ryzyko, że będziesz kochać byle jak i byle kogo.
A moja miłość docelowo niech nawet wygląda tak: