Go to content

Myślisz: „skok w bok, nie mam nic do stracenia”. Stary, jakim idiotą trzeba być, by tak uważać

Fot. iStock/kieferpix

Myślisz o tym, żeby zdradzić swoją żonę? Sorry, oczywiście nie myślisz tak. Myślisz: “a w sumie skok w bok, nikomu nie zrobię krzywdy, nic złego się nie zdarzy. W końcu też mi się coś od życia należy, a nie że w kółko to samo”. Czasami słyszysz o kolegach, którzy rozwiedli się, mają jakieś przygodne romanse i szczerze im tego zazdrościsz. Tej adrenaliny, ekscytacji, ciekawości przed czymś nieznanym. 

 

Właściwie to nie masz nic do stracenia. Żona w domu, zajmuje się dziećmi, pracuje, ma też swoje życie. Ona nie potrzebuje tak wiele jak ty. Jest szczęśliwa. I że już nie jest jak kiedyś między wami? No nie jest, a ty zbliżasz się do 40-tki albo jesteś tuż po niej i zastanawiasz, czy już zawsze twoje życie będzie tak wyglądać. Będzie takie przewidywalne, stałe? A przecież kiedyś tak nie było, dużo się działo, nawet między wami. Teraz jakby zabrakło pary, każde z was jest zajęte swoimi rzeczami. Nawet wieczorem ona czyta książkę, ty coś oglądasz w telewizji.

 

I pewnego dnia zaczynasz się zastanawiasz, czy ta kobieta poznana podczas służbowego wyjazdu, z którą przegadałeś przy drinku pół wieczoru… Może ona? W końcu piszecie do siebie, ona się tobie zwierza, ty jej mówisz, co u ciebie. Fajnie ci z tym, bo w końcu masz z kim pogadać, masz poczucie, że ktoś naprawdę interesuje się tym, co u ciebie. I przychodzi ta myśl, żeby się spotkać. Czujesz, że mógłby być z tego całkiem dobry seks. W sumie, co ci zależy. 

 

Byłem tam. Też tak myślałem. Skok w bok, nic nie mam do stracenia, a jeszcze mogę trochę z życia pokorzystać… Myślałem jak debil: nic nie mam do stracenia, nic… Jakim idiotą i oszołomem trzeba być, by tak uważać, a jeszcze być o tym przekonanym. 

 

Ja ci powiem, co straciłem. Straciłem cudowną kobietę, z którą się związałem wiele lat temu. Którą pokochałem tak bardzo, że poprosiłem, by spędziła ze mną resztę życia na dobre i złe. Tylko, co mogło być tym złym? Choroba? Jej humory, łzy, czasami brak zrozumienia tego, o co jej chodzi? Byłem z nią w tym. Myślałem, że kocham ją pomimo to, a raczej właśnie też za to. Za całość tego, jakim jest człowiekiem. To ona dała mi na świat moje dzieci, najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek mógłbym dostać. Byłem z nią w tym, przeżywałem, podziwiałem. Bo jak to wydać na świat dwoje ludzi, nie mieści do dzisiaj mi się w głowie wyjątkowość tego wszystkiego. Płakałem, gdy po raz pierwszy mogłem wziąć na ręce każde z moich dzieciaków. Wzruszałem się patrząc, jak ona się nimi zajmuje. Byłem wdzięczny za to, że pomimo mojej niezdarności zaufała mi i pozwalała się nimi opiekować i troszczyć się o nich wszystkich, o całą moją rodzinę. 

 

Ona znosiła wszystkie moje kryzysy. Wspierała, gdy chciałem zmienić pracę, gdy musiałem podjąć trudne dla mnie decyzje. Była przy mnie, gdy zmarła moja ukochana babcia, a później mama. Na nią zawsze mogłem liczyć. Wiedziałem, choć nie zdawałem sobie sprawy, że jest najbliższą mi na świecie osobą, że akceptuje mnie takiego jakim jestem. Że to jest właśnie szczęściem, sensem mojego życia. Że ona nim jest. 

 

No tak… ale przecież nie miałem nic do stracenia. Debil. Naprawdę wierzyłem w to, że nic się nie stanie. Że ona nadal będzie, że nic nie będzie wiedzieć, że to tak naprawde bez znaczenia, bo wiadomo, że i tak będę z nią. 

Straciłem wszystko. Wszystko, bo byłem butny, bo zabrakło mi pokory, bo chciałem poczuć się kimś innym, lepszym, chciałem zobaczyć siebie oczami innej kobiety, która była pod telefonem, a której przecież nawet nie znałem. Nie wiedziałem o niej nic. Zresztą nie wiązałem z nią żadnego życia, bo miałem swoje. Debil. Co ja sobie myślałem? Do dziś nie wiem. Wydawało mi się, że nic się nie zmieni? Ba, byłem tego pewny! 

 

Straciłem wszystko. Choć przez długi czas próbowaliśmy coś naprawić. Ja, przerażony nagle faktem, że jej może zabraknąć, byłem gotowy zrobić dla niej wszystko. Ale było za późno. Bo to nie chodziło już tylko o zdradę, ale o wszystko to, co wydarzyło się wcześniej, o czym zresztą nie raz już pisałem  i nie chcę się powtarzać, bo dziś nie o tym. Dziś o stracie i bezgranicznej głupocie. Więc jeśli myślisz, że nic nie masz do stracenia, rozejrzyj się. Wyobraź sobie życie bez niej, bez dzieci obok. Wyobraź sobie siebie samego siedzącego wieczorem w pokoju i zastanawiającego się, co dziś robią twoje dzieci, bo zobaczysz je dopiero za trzy dni. Masz to, o czym marzyłeś: wolność, ekscytację… Serio, one warte są tego, by stracić wszystko to, co budowałeś latami? Budowaliście wspólnie. Zaprzepaścisz to tym, że masz kryzys wieku średniego, czy jak to tam zwą? Chcesz żyć bez niej? Zastanów się 10 razy nim zrobisz coś głupiego. Tak tylko ostrzegam…