Czasami zastanawiam się, gdzie mieszka miłość. Gdzie chowa się przed tymi, którzy jej szukają. Gdzie gubimy ją w w naszej codzienności. Może niepostrzeżenie odwieszamy ją na wieszak w przedpokoju, a może chowamy w przepastnej szafie, gdzieś na górze upchniętą w pościeli, którą wyciągamy tylko dla gości?
Mój syn myśli, że miłość mieszka w kuchni, bo jeśli ktoś kocha, to gotuje. Gotuje najwspanialsze rzeczy dla tych, na którym jej zależy. Mojej przyjaciółce ktoś ostatnio powiedział, że jej dom jest pełen miłości. Gdy spytała, dlaczego tak myśli, odpowiedział: „Bo pachnie w nim domowym ciastem”. Więc może miłość naprawdę mieszka w kuchni? Chowa się w nieumytych naczyniach, w kieliszkach wina, które pozostają wspomnieniem cudownego wieczoru, do których uśmiechamy się rano. A może w pachnącej rano kawie, którą robimy sobie i temu, kogo kochamy? Która jest dla nas spełnieniem. Jest dowodem na to, że – tak – że kochamy, że jesteśmy kochani, bo mamy z kim wypić poranną kawę, usiąść na chwilę i wspólnie zaplanować dzień. Może zapach kawy jest zapachem miłości? A może jest nim zapach domowego obiadu?
Znałam cudownego mężczyznę, który powiedział mi kiedyś: byłbym szczęśliwy w domu, w którym pachnie obiadem. U niego nie pachniało. Szukał miłości w sypialniach innych kobiet, nie w swojej własnej.
A może miłość mieszka w salonie. Rozsiada się wygodnie na kanapie i czeka, kiedy ktoś zwróci na nią uwagę. Czasami siedzi tak cały dzień, bo wszyscy krążą zabiegani w swoich obowiązkach. Nie mają czasu przysiąść, przytulić. Ale ona cierpliwie czeka, bo wie, że w ciągu dnia przyjdzie ta chwila, kiedy zmęczeni opadną na nią. Bywa, że ogląda z nimi telewizję, zaśmiewa się do rozpuku przy komediach i płacze na dramatach. Czasami zasypia z głową na kolanach ukochanego. Albo z radością patrzy na biegające dzieci, gra z nimi na podłodze w gry, które uwielbiają. Są dni, kiedy sięga po książkę, niby się zamyka, ale jednak czeka. Czeka aż on przyjdzie. Bywa, że czeka długo, do późnego wieczoru zostaje na kanapie zasypiając w końcu. I przykrywa kocem zmarznięte stopy, albo całuje delikatnie w polik, żeby nie wystraszyć, żeby móc powiedzieć: „Hej, wróciłem, przepraszam, że tak późno, choć już spać”.
Niektórzy myślą, że miłość mieszka w sypialni. Są wręcz o tym przekonani. Uważają, że miłość najlepiej czuje się przez cały dzień w łóżku i czeka do wieczora, aż ci, którzy jej potrzebują, przyjdą do niej wieczorem. Zauważą ją i poczują, że przy nich jest, choć nie było jej przez cały dzień, to jednak zjawia się pod jego koniec, żeby przypomnieć, jak jest ważna, żeby pokazać, że tworzy ją namiętność i pożądanie, bez których czasami usycha. A gdy jest tylko tym? Gdy okazuje się, że miłość nie wychyla nosa z naszej sypialni czując, że tylko tam jest jej miejsce? Ale jest. Karmi się pożądaniem, a potem snem spokojnym. Czasami zostaje porzucona o świcie, w pośpiechu, żeby ktoś nie zauważył jej obecności. Bywa też samotna, kiedy nikt nie odpowiada na jej SMS-y, gdy nikt nie dzwoni, wtedy późno w nocy ociera łzy tęsknocie, która kładzie się obok niej. Wzdryga się czując zimne prześcieradło na swojej skórze. I marzy, żeby znalazł się, ktoś, kto będzie jej pragnął. Będzie spędzał z nią upojne noce i nie zniknie nad ranem. A wtedy kto wie, może ona przeprowadzi się wówczas do kuchni, a tylko wieczorami mieszkać będzie w sypialni?
A nasza miłość? Rozglądam się uważnie, ale nie mogę jej znaleźć. Wysprzątałam kuchnię, pomyłam szafki i naczynia, ale jej tam nie ma. Może niechcący spakowałeś ją ostatnio do walizki i wywiozłeś, a ona teraz zagubiona pyta o drogę do swojego domu. Tylko gdzie jej szukać?
Zmieniłam pościel w sypialni, umyłam okna, żeby widziała z daleka, że to tu, u nas, i że na nią czekamy. Upiekłam ciasto, może zapach znajomej szarlotki ją skusi i wróci. A ty kupiłeś nową kanapę i tak bardzo się boję, że to przez jej nie ma. Że może wciśnięta między poduszki mieszka teraz w innym domu, może u kogoś kto przygarnął kanapę razem z nią nie wiedząc, jak wielkie ma szczęście.
Patrzę, jak wieszasz kurtkę wchodząc do domu. Ściągasz buty i wzdychasz głośno. Taki jesteś zmęczony. Ja też jestem, tymi porządkami, które próbuję zrobić, a które nie dają mi ukojenia. Sprawdzam jeszcze, czy nasza miłość nie wisi na wieszaku w przedpokoju. Może przestraszyła się ostatniej kłótni i schowała w kieszeń płaszcza? Może siedzi gdzieś w kącie skulona bojąc się wyjrzeć, by znowu nie zostać świadkiem przykrych słów, które sobie nawzajem mówimy.
Na naszym osiedlu nie ma trzepaków, by móc, tak jak kiedyś iść, powiesić dywan i pozbyć się tego wszystkiego, co pod niego zostało zamiecione. Gdzie mieszka nasza miłość? Wyszła na spacer, bo miała nas dość? Ale wróci? Prawda, kochana? Wrócisz, żeby nasz dom znów pachniał obiadem, byś miała komu zasnąć na kolanach i z kim pośmiać się z głupot, które wspólnie oglądamy? By pościel, w której zasypiasz nie ziębiła, a ogrzewała. Żebym mogła umyć ci ubrudzone spacerem stopy, ukołysać do snu i powiedzieć: już kochanie, już wszystko jest dobrze. Jesteś u siebie.